ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Spaced Out ─ Live At The Crescendo Festival w serwisie ArtRock.pl

Spaced Out — Live At The Crescendo Festival

 
wydawnictwo: Unicorn Records 2007
 
1. Seven The Seven (8:20) 2. A Freak Az (5:05) 3. Toxix (5:48) 4. Infinite Ammo (5:06) 5. New Breed (6:06) 6. The Fifth Dimension (5:45) 7. The Lost Train (6:47) 8. Unstable Matter (6:55) 9. Animatter (5:32) 10. Blood Fall (5:50) 11. Furax (6:18)
 
Całkowity czas: 67:31
skład:
Antoine Fafard – bass Martin Maheux – drums Mark Tremblay – guitar
 
Brak ocen czytelników. Możesz być pierwszym!
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Brak głosów.
 
 
Ocena: 6 Dobra, godna uwagi produkcja.
26.10.2007
(Recenzent)

Spaced Out — Live At The Crescendo Festival

We francuskim St Palais sur Mer 18 sierpnia 2006 roku zebrała się trójka instrumentalistów Spaced Out, aby zagrać koncert podczas „The Crescendo Festival”. Owocem tego spotkania jest wydany niedawno album live, rejestrujący przebieg tamtego przedstawienia. Na płytę składa się 11 stosunkowo długich fraz z repertuaru grupy, w szczególności zaś z ostatnio wydaje płyty „Unstable Matter”. Do tego dochodzą dwa bonusowe nagrania w formacie video ukryte przed czytnikiem zwykłych odtwarzaczy CD, ale dostępne poprzez każdy komputer czy DVD. To plus ubogi layout graficzny składają się na wydawnictwo, które mam przyjemność teraz omówić.

Postanowiłem, że na początek przejrzę pliki video, żeby mieć ogólny obraz francuskiego występu zespołu. Pierwsze bonusowe nagranie to jednak klip do utworu „Anitmatter”. Tajemnicze obrazy w połączeniu z soczystym graniem robią wrażenie. Drugi plik zawiera już zapis koncertu – a konkretnie utworu „Art. Attack Part 2”, który nie znalazł się w formacie audio. Mówiąc najprościej: zaczyna się bardzo inspirująco!
Co do właściwej zawartości albumu, moje pierwsze wrażenia po zetknięciu z dźwiękami otwierającego „Seven The Seven” okazały się bardzo pozytywne. W miarę dalszego słuchania Francuzi wbijali jednak kolejne igły w bańkę mojego entuzjazmu, który do czasu ostatniego utworu uszedł całkowicie. Pod koniec krążka muzyki słuchałem już z pewnym zniecierpliwieniem, czekałem, kiedy się wreszcie skończy. I tutaj zauważam pewną prawidłowość odbioru tego rodzaju grania. Bardzo ważne są wizualizację. Oba nagrania wideo oglądało mi się wyśmienicie, natomiast, kiedy pozostawiono mnie z samym dźwiękiem, trudno mi się było skupić na treści. Dlatego jeśli kogoś zachęcę moją recenzją do zapoznania się z tym wydawnictwem, koniecznie powinien zaopatrzyć się w wersje DVD z zapisem tego koncertu.
Warto by teraz poświęcić trochę uwagi poszczególnym nagraniom z „Live At The Crescendo Festival”. Dla odmiany, nie wymienię tym razem walorów omawianych utworów, tylko powiem, co mi w nich przeszkadza. Jeśliby wyeliminować te elementy mielibyśmy niemalże doskonałą pozycję spod znaku instrumentalnego prog-rocka. Najważniejszym mankamentem są chaotyczne kompozycje. Francuzi niepotrzebnie wydłużają wstępy (brzmiące skądinąd bardzo obiecująco), a także z reguły nie potrafią się zdecydować, jakie elementy swoich kawałków rozwijać. Próbują ubogacać swoje utwory nietypowymi wtrętami, załamaniami tempa, przerywanymi solówkami, etc. Najkrócej można odnieść się do tego tak: nie ilość, ale jakość. Zbyt często pojawiają się momenty, kiedy słyszymy: „do re mi fa sol la si do”, „do re mi fa sol la si”, aby skończyć na „do re mi”, nadal nie wiedząc, co muzycy chcieli nam powiedzieć. Słowem: pojawia się za dużo dźwięków, za mało muzyki. Denerwuje mnie też, gdy pojawiają się nagłe przyspieszenia/zwolnienia, tylko po to, by zaraz powtórzyć zabieg na odwrót („The Fifth Dimension”). Swoiste sprzężenie zwrotne niszczy najczęściej potencjał utworów. Znakomicie zagrany „New Breed”, z powodu zepsutego wyciszenia pozostawia publiczność raczej skonfundowaną (co słychać po apatycznym aplauzie). Zdarza się również takie kompozycyjne wpadki, kiedy to oprócz eksperymentalnego brzdękania kawałki nie niosą żadnej treści muzycznej („Toxix”).
Kolejna część albumu (utwory od 7 do 11), choć także nie jest wolna od wspomnianych grzechów, wypada już znacznie lepiej. Pewną „kwadratowość” brzmienia i nieporadność „progowania” balansują świetne w oryginale kompozycje („Antimatter”, „Unstable Matter”). Bardzo podoba mi się również wyważone zakończenie albumu w postaci „Furax”. I tutaj widać najpoważniejszą wadę „Live At The Crescendo Festival”. Płyta odsłuchiwana w całości potrafi na tyle znużyć słuchającego, że gdy dochodzi do kluczowych treści krążka nie jest w stanie ich odpowiednio docenić. Dlatego, jeśli ktoś się zdecyduje posłuchać tego wydawnictwa, sugeruje dozowanie sobie przyjemności przez odtwarzanie nie więcej, niż dwóch-trzech utworów pod rząd.

„Live At The Crescendo Festival”, pomimo mniejszych, bądź większych potknięć, powinno zadowolić wielu fanów technicznego grania. Jeżeli kogoś denerwuje zbytnia melodyczność ostatnich wydawnictw instrumentalnych, także nie poczuje się on Spaced Out zawiedziony. Ambitne założenia ścierają się na tym albumie z pewnym niezdecydowaniem scenicznym, dlatego możemy mieć nadzieję, że każdy kolejny koncert, jak również każda kolejna płyta studyjna Francuzów będą lepsze.
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.