ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Circus Maximus ─ Isolate w serwisie ArtRock.pl

Circus Maximus — Isolate

 
wydawnictwo: Frontiers Records 2007
dystrybucja: Mystic
 
1. Darkened Mind
2. Abyss
3. Wither
4. Sane No More
5. Arrival Of Love
6. Zero
7. Mouth Of Madness
8. From Childhood's Hour
9. Ultimate Sacrifice
 
skład:
Michael Eriksen - vocals; Truls Haugen - drums; Mats Haugen - guitars; Glen Mollen - bass; Lasse Finbraten - keyboards;
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,2
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,3
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,7
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,15
Arcydzieło.
,46

Łącznie 76, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8++ Arcydzieło.
09.10.2007
(Gość)

Circus Maximus — Isolate

Circus Maximus swoim debiutem wywarł na mnie ogromne wrażenie. „The 1st Chapter” to jedna z moich „dziesiątek” obok „The Odyssey” Symphony X czy np. „The Human Equation” pewnego holenderskiego dwumetrowca. Nie ukrywam zatem, że „Isolate”, które wśród fanów norweskiego zespołu nazywany jest często drugim rozdziałem, jest jedną z najbardziej oczekiwanych przeze mnie płyt 2007 roku. Pisząc tę recenzję przyznaję się, że jestem „fanboyem” CM, zatem moja opinia pewnie nie będzie w 100% obiektywna, ale niech zrobię coś w opozycji wszystkim pismakom z grupy „ultrasów” Dream Theater.

Granie progresywnego metalu wiąże się z wieloma wyrzeczeniami. Trzeba się dużo napracować, żeby dojść do sensownego poziomu gry na instrumentach i nagrać sensowną płytę tylko po to, by przez kolejne kilka lat czytać o sobie, że jest się kopią Dream Theater, Pain Of Salvation, czy czegoś innego. Circus Maximus przez mniej wytrawnych słuchaczy i recenzentów na pewno zostałby wrzucony do tego wora. Trzeba zdać sobie jednak sprawę z odmienności muzyki granej przez Norwegów. Ich styl najlepiej opisał pewien facet w Stanach pisząc o nich coś takiego: „To tradycyjny melodyjny progmetal zmiksowany z AoR. Mieszają lżejsze momenty z Symphony X z tymi cięższymi z Journey. [...] Wrzucają wystarczająco dużo lalusiowatości, by wkurzyć power kretynów, wystarczająco prostoty w melodiach, by irytować prog – snobów, i wystarczająco gejowskości, by rozzłościć tych, którzy umieją tylko krzyczeć „METALLLLLLL!!!”. W ten sposób oddzielają się od reszty nijakich zespołów w gatunku.”

Pisząc o samej płycie, na początku wspomnę o jej jedynej wadzie. Jest za krótka. Ledwie 50 minut to żaden wyczyn, ale z drugiej strony nie wiem, czy kosztem paru dodatkowych minut chciałbym słyszeć na niej jakiś słabszy numer. Chyba nie. To, co znajduje się na tym krążku jest porywające. Niechcący chłopakom wyszedł z tego pewien lekko niejasny koncept, ale zawsze. Za to chyba w stu procentach zamierzenie udało się im nagrać 9 genialnych utworów. Całość brzmi fantastycznie (ponad tydzień spędzono u Tommy’ego Hansena w Jailhouse Studios). O wokal można było być spokojnym, w końcu Eriksen to jeden z najbardziej uznanych wokalistów młodego pokolenia. Obawiałem się za to nieco o klawisze, bo robota Espena Storo na 1st Chapter była genialna. Ten niestety rozstał się z zespołem i jego miejsce zajął Lasse Finbraten. Zmienił on nieco oblicze Circus Maximus, ale wygląda na to, że moje obawy były bezpodstawne. Świetnie uzupełnia bardzo czyste brzmienie Ibaneza Matsa Haugena oraz sekcję rytmiczną (Truls Haugen i Glen Cato Mollen). Na płycie znowu mamy w pełni instrumentalny utwór „Sane No More”, na którym zespół popisuje się swoimi umiejętnościami, ale wszystko podporządkowane jest melodiom, a nie tylko rekordom prędkości.

Szkoda, że nie udało się na „Isolate” zawrzeć jakiegoś prawdziwego „epic tracka”, choć na osłodę na pewno przyjąć można „Mouth of Madness” i „Ultimate Sacrifice” (kolejno prawie 13 i 9 minut). Oprócz tego mamy parę hitów jak np. „Wither”, „Arrival of Love” czy „From Childhood’s Hour”, balladę „Zero” i bardziej powermetalowe „Abyss” albo otwierający płytę „A Darkened Mind”. Nie brakuje zatem niczego.

Mam nadzieję, że Circus Maximus będzie się rozwjiał w takim tempie, jak do tej pory. Norwegowie udowadniają, że można wyważyć odpowiednio stężenie progresu i melodii, grać wesoło, nie stając się od razu Journey czy Toto. Zespół tym albumem stawia sobie poprzeczkę ogromnie wysoko i jeżeli uda się im wygrać z „syndromem trzeciego albumu”, będę pełen podziwu. Na to jednak liczę. Jeśli chodzi o rok 2007, to w moim rankingu tytuł najlepszej płyty roku wędruje do opisywanej właśnie produkcji. A konkurencja była mocna, bo mieliśmy Symphony X, Dream Theater, Sonata Arctica, Kamelot, Redemption...

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
Mgławica Kalifornia - IC1499 by Naczelny
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.