ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Rare Bird ─ Epic Forest w serwisie ArtRock.pl

Rare Bird — Epic Forest

 
wydawnictwo: Red Fox Records 1998
 
1. Baby Listen
2. Hey Man
3. House In The City
4. Epic Forest
5. Turning The Lights Out
6. Her Darkest Hour
7. Fears Of The Night
8. Turn It All Around
9. Title No. 1 Again(Birdman)
10. Roadside Welcome
11. Four Grey Walls
12. You're Lost
bonus tracks: 13. Devils High Concern(unreleased 1970)
14. Sympathy(Single Version)
15. What You Want To Know(Different Version)
 
Całkowity czas: 72:23
skład:
Andy "Ced" Curtis - guitars, piano, percussion, vocals / Steve Gould - guitars, percussion, vocals / Paul Holland - percussion, producer / Dave Kaffinetti - Hammond & Farfisa organs, electric piano, percussion / Paul Karas - bass, percussion, backing vocals / Fred Kelly - drums, percussion, congas / Nic Potter - percussion
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,3
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,5
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,26
Arcydzieło.
,22

Łącznie 58, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
13.07.2007
(Recenzent)

Rare Bird — Epic Forest

Kolejny Wielki Nieobecny. Któż dziś pamięta o nagraniach tego zespołu. Fani Marillion być może – jeden na trzech potrafią wymówić nazwę tego zespołu, za sprawą w sumie lichej pioseneczki Sympathy. Ale to jak zwykle nisza. Ktoś jeszcze? A tak, napaleńcy, jak ja, którym chciało się ocalić od zapomnienia nagrania zespołów, co znikają z nowych wydań rockowych encyklopedii, bo ich dokonania przykrył kurz zapomnienia. Ach, no i oczywiście jeden prezenter radiowy. Ten jeden na pewno (choć on łapie się również do kategorii wymienionych wyżej), a być może znalazłoby się jeszcze pewnie ze dwóch, którzy między „odpakowywaniem nowych płyt na które czekali” pokręciliby ze znawstwem głową i powiedzieli: „Oooo-ttttaaaaaaak, Rare Bird, znakomita grupa”. Pewnie też trochę czytelników naszego serwisu. I już.
 
A szkoda. Rare Bird to frapujące brzmienie organów hammonda, z których dziś już prawie nikt nie korzysta, bo wszystkim łatwiej jest wcisnąć kombinację kilku klawiszy w komputerze i kliknąć tu i ówdzie myszką. To harmonie wokalne momentami przypominające klasycznie amerykańskie śpiewanie, które taki sukces odniosło za sprawą nagrań choćby The Eagles czy Kansas (by daleko nie odchodzić od bliskiej nam stylistyki).
 
Nie chcę tym razem opisywać wam poszczególnych nagrań. Wyróżniać tego, czy tamtego. Przeciwnie – wydaje mi się właściwe nie wychwalać, ani nie tłamsić żadnego z nich, bo wszystkie nagrania są bardzo dobre i poniżej pewnego poziomu nie schodzą. Już od samego początku płyty dostajemy „pełen wypas” rockowego, przyjemnego grania. Gdzie zespół narzuca szybkie tempo świetną pracą gitar, a wokalista wyśpiewuje słowa z pasją, jakiej nie powstydziliby się mistrzowie muzyki czasów flower – power. Blisko tej muzyce do dokonań Grand Funk Railroad, niedaleko padają te nuty od nieba, po którym krąży aeroplan Jeffersona. Momentami jest nawet ostro, gitary rzężą, perkusja wali, bas narzuca prędkość, a śpiewający na głosy wokaliści ubierają całość w barwne szaty.
 
Lubię takie nagrania, jak Hey Man, bo ten rodzaj grania daje nam poczuć wiatr we włosach, przestrzeń niekończących się dróg Ameryki i szmer silnika Harleya, którym pomykamy przez puste przestrzenie wolnego świata. I nic mnie w tym pędzie ku wolności nie jest w stanie powstrzymać. Przeciwnie – poszczególne nagrania stanowi będą swego rodzaju „paliwo”, którym napędzimy swój bieg ku światu. I czy to będzie porywający, rozbudowany utwór tytułowy, gdzie ostre, rockowe fragmenty, tak bliskie momentami stylistyce Wishbone Ash przeplatają się z balladowymi zagraniami a’la Led Zeppelin, to jednak pięknie przeżywać będziemy każdą pojawiającą się w głośnikach nutę. Jak choćby w Title No.1 Again (Birdman), tętniącym wręcz gitarowym rockiem, (wręcz hardrockiem nawet), gdzie gitary mkną przed siebie nie pozostawiając nam ani chwili wytchnienia.
 
Nie chciałem opisywać poszczególnych nagrań, ale skoro już tak wyszło, że jedna czy druga nazwa utworu wraz z porównaniem się pojawiła, to nie sposób nie wspomnieć o najlepszym na płycie w moim przekonaniu kawałku: Your Lost. Delikatna gra gitar na początku i przejmujący śpiew wokalisty są przyczynkiem do fenomenalnej części instrumentalnej, gdzie zespół rozwija główny temat poprzez improwizację poszczególnych instrumentów. Jest tu miejsce i na akordowe granie a’la The Allman Brothers Band, pojawia się solo gitarowe brzmiące, jakby je nagrań sam Robert Fripp. Instrumenty klawiszowe serwujące nam całą gamę dźwięków, począwszy od manzarkowskiego tła, poprzez jazzująca partię fortepianu, graną z zacięciem godnym … I Wishbone Ash i Cream. I Fleetwood Mac (ten z Greenem rzecz jasna!). Słowem rewelacja. Jedno z tych nagrań, do których będziecie wracać przez lata.
I tyle. Oczywiście na płycie jest znacznie więcej utworów, niż wymieniłem, czy też może wyróżniłem w recenzji. Czy to oznacza, że pozostałe są słabsze? Nie, oczywiście, że nie. Bo to bardzo dobra płyta, godna ze wszech miar polecania. Co niniejszym czynię…
 


 

PS. Zapomniałbym: na tej płycie jest owo spopularyzowane w naszym światku Sympathy. Płyta pierwotnie wydana przez Polydor Ltd. w 1972 roku zawierała nagrania od 1 do 9. Kompaktowa reedycja Red Fox Records zawiera 12 nagrań oraz 3 dodatkowe (nagrania od 13 do 15) tzw. bonusy.
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.