ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Young, Michelle ─ Marked for Madness w serwisie ArtRock.pl

Young, Michelle — Marked for Madness

 
wydawnictwo: Naosha Records 2001
 
1.Marked for Madness 6:32
2.A Lively Toast 3:26
3.Spiders Thread 6:47
4.Hope: Realisation 3:35
5.First Light 1:04
6.Dancing on the Head of Pain 6:31
7.Demons 4:41
8.Hope: The Darkest Hour 2:21
9.Melissa`s Demise 5:16
10.The Right of Passage 2:25
11.Hope: Encouragement 3:00
12.Mystery Man Summoned 4:15
13.Pull the Wool 1:54
14.Walk in the Light 8:09
15.Toujours Ensemble 1:32
 
Całkowity czas: 61:28
skład:
Michelle Young –voc. / Clive Nolan –key. / Stan Whitaker –g. / Peter Gee –bass /Doane Perry –dr.
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,5
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,5
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,5
Arcydzieło.
,0

Łącznie 15, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
06.03.2002
(Recenzent)

Young, Michelle — Marked for Madness

Michelle Young to artystka związana na stałe ze sceną progresywną, która wzorem Tracy Hitchings, czy Lisy Bouchelle udziela się w niezliczonej liczbie rozmaitych zespołów i projektów, w przeciwieństwie jednak do dwóch wyżej wymienionych wokalistek, nigdy nigdzie nie zagrzała na dłużej miejsca. Występowała m.in. z grupą Glass Hammer na jej wczesnych albumach, wspomagała także Trenta Gardnera w jego zeszłorocznej rock-operze „Leonardo –The Absolute Man”, oraz panów Clive’a Nolana i Olivera Wakemana na płytach „Jabberwocky” i „The Hound of the Baskervilles”. W 1996 roku wydała swój pierwszy album solowy „Song of the Siren”, który jednak nie miał wiele wspólnego z muzyką progresywną, podobnie jest zresztą z jego następcą -„Marked for Madness”, bo choć na płycie udziela się prawdziwa art-rockowa „śmietanka”, to jednak zawartość krążka tylko połowicznie nawiązuje do tego typu muzyki.

To że Michelle jest niezmiernie utalentowaną wokalistką, dysponującą naprawdę świetnym głosem i potrafiącą go w odpowiedni sposób wykorzystać wiadomo nie od dziś, chociażby za sprawą wyżej wymienionych płyt. Nie jest więc żadną niespodzianką i myślę że nie podlega dyskusji, że pod tym względem „Marked for Madness” jest rzeczywiście płytą niemal doskonałą i dopracowaną do ostatniego szczegółu. Postaram się więc może bardziej skoncentrować na muzycznej zawartości tego krążka. Niedawno przeczytałem, że jeden z amerykańskich krytyków określił ją jako „surrealistyczny wokalny prog” i choć bardzo spodobała mi się ta definicja, to jednak nic konkretnego z niej się dowiedzieć nie można. Przyjmijmy więc, że muzycznie zawartość „Marked for Madness” można określić jako swoiste połączenie muzyki filmowej, operetki oraz elektroniczno-ambientowych eksperymentów. Najbliższe porównanie jakie przychodzi mi do głowy to Chaostar, ale ponieważ dla większości z Was może ono być równie nic nie mówiące, jak powyższa definicja, to dodam, że słychać tutaj także echa twórczości kilku „Nolanowskich” projektów, takich jak Strangers On A Train, czy „Jabberwocky”, nad całością natomiast unosi się niepowtarzalny duch Kate Bush. Jest to jednak pewne uproszczenie i uogólnienie sprawy, bowiem jest to na tyle eklektyczna i zróżnicowana płyta (moim zdaniem aż za bardzo, ale o tym dalej…), że wymyka się wszelkim klasyfikacjom i porównaniom. Niech Was także nie zmyli skład muzyków udzielających się na tym wydawnictwie (jeśli komuś brakuje w tym towarzystwie Karla Grooma, to spieszę donieść, że występuje gościnnie :)), bowiem niemalże całość muzyki jest wyłącznym dziełem Michelle. I muszę powiedzieć, że jestem pełen uznania dla kompozytorskich talentów pani Young, bowiem na tej płycie udowadnia ona nie tylko niezłe umiejętności i wyczucie, ale także rzeczywistą znajomość dość różnorodnych gatunków muzycznych. Ot, chociażby wspomniane wyżej eksperymentalne wstawki są skomponowane naprawdę dojrzale i w niezłym stylu, a np. taki „Hope: The Darkest Hour” mógłby się z powodzeniem znaleźć na dowolnej płycie każdego przyzwoitego dark-ambientowego zespołu. Należy jednak pamiętać, że te wszystkie zabawy z elektroniką, nietypowe dźwięki są tutaj jedynie dodatkiem, który co prawda nadaje płycie dość mrocznego wymiaru, całość jednakże bazuje w głównej mierze na niepowtarzalnym głosie Michelle i klawiszowych, momentami mocno symfonicznych podkładach Nolana. Jak już pisałem album ten jest niezwykle zróżnicowany i choć sporo na nim naprawdę świetnych momentów, to jednak brakuje mi w tym wszystkim jakiejś ogólnej koncepcji, przez co płyta wydaje się być mało spójną. Pop, rock, elektronika –wszystko to wymieszane jest niczym w ogromnym tyglu, momentami dając całkiem ciekawy efekt, czasami jednak pozbawione jest ładu i składu. Co więcej płyta jest nierówna i choć rozpoczyna się od cudownego utworu tytułowego, to gdzieś tak w okolicach czwartego utworu napięcie gwałtownie spada, by podnieść się dopiero w dwunastym -„Mystery Man Summoned” i osiągnąć kulminację w świetnym, epickim „Walk in the Light”. Trzeba przyznać, że wymienione wyżej utwory rzeczywiście robią wrażenie, łącząc w sobie niebanalne, acz chwytliwe melodie ze świetnym, lekko teatralnym klimatem, ale takich wybitnych kompozycji jest na „Marked for Madness” zaledwie 5,5… :)) Reasumując: mimo kilku naprawdę doskonałych utworów i świetnych momentów, płyta ta nie jest w stanie wybronić się jako całość. Po wielu przesłuchaniach można co prawda przyzwyczaić się do takiej jej konstrukcji, pozostaje jednak pewien niedosyt, spotęgowany jeszcze przez świadomość, że Michelle Young po prostu stać na więcej i wiele utworów mogłoby być lepsze. Mimo to album ten podoba mi się i myślę że dla fanów talentu pani Young, miłośników Kate Bush, a także wszystkich tych, którzy szukają nieco odmiennych wrażeń, jednakże w obrębach rocka progresywnego „Marked for Madness” może być całkiem miłym i sympatycznym kąskiem.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.