Violet District – zespół niemiecki, który działał od początku lat 90-tych. Nagrał tylko jedną płytę ..., no właściwie to dwie, ale jedna koncertowa, więc nie liczy się ...:-)) A dwaj jego ówcześni członkowie obecnie wchodzą w skład ... RPWL. A zespół RPWL zdążył już namieszać na naszej scenie art-rockowej. Tymi floydowskimi klimatami, gilmourowską barwą głosu wokalisty ... wywołano z niebytu wszelkie widma pewnej słynnej angielskiej grupy na pohybel jej przeciwnikom...
„Wywołuję swoje ego – gdy jestem sam...”
Czasami też uzewnętrzniam swoje przemyślenia, lepiej lub gorzej starając się odpowiedzieć na pytanie o piękno. Jak w tej recenzji. Cóż, na początek skojarzenie. Spójrzcie na okładkę płyty ... ta pomarszona ręka w aksamitach ... sugeruje chwile piękna, choć naznaczone wszechwładnym czasem. Taka jest ta płyta.
„Odkąd zostałem pochowany i obróciłem się w proch
Jestem przerażeniem, którego nie widać w lustrze...
Ukazałem się w ostatecznej rozgrywce.
Moje płócienne okrycie umarło,
I teraz jestem w mocy Władcy,
Pozostawiony w ostatecznej rozgrywce”
Płyta pierwsza – to wg opisu – nagrania studyjne z ...1992 roku. Niestety słucham ich dopiero teraz, więc każdy dźwięk ostatnich lat wydaje się znajomy. Od pierwszych minut bowiem mamy do czynienia z bardzo dobrze zagranym materiałem. Klasycznym materiałem rocka progresywnego, który okrzykniętoby genialnym, rewelacyjnym, wręcz arcy-dziełem, gdyby nie ... właśnie ten bezlitosny czas. Płyta jest niesłychanie równa ... niżej podpisany nie znalazł słabego punktu w jej trackliście. Już na początku dostajemy Lustreless Fright. Dobrze znany numer z przeszukiwaniem fal radiowych. A dalej ... niezła – wpadająca w ucho melodia, klasyczny podkład klawiszy, gitara akustyczna wtedy, kiedy jest potrzebna i ... odpowiedniej jakości solo gitarowe. Partie wokalne uzupełnione o miłe dla ucha chórki (przypominające czasem – np. w The Age – amerykańskie granie, ale co tam ..., nie czepiajmy się). Nieźle. Nawet powiedziałbym, że mile mnie zaskoczyła ta płytka.
„Zbyt często kłamstwa czają się wszędzie,
Wskazania przewodnika wysyłają nas na brzeg.
Nasze przeznaczenie jest pomiędzy tu i teraz,
A struny, na których zawiśliśmy, są tak cienkie ...”
Niewątpliwie sporo jest w tej muzyce zapożyczeń. Gdyby się upierać ... nie odszukamy tu ani jednego zupełnie nowgo pomysłu. Nie znaczy to jednak, że grupa spija śmietankę z tego, co nawarzyli jej poprzednicy. Co to, to nie. Jest na tej płycie sporo wręcz magicznych fragmentów, którym warto dać szansę. Jak choćby w Hommage To The Irretrievably Lost. Zaczyna się od dynamicznego wejścia, potem gitarzysta pogrywa niezłą soczystą solówkę. Dalej - wokalista ma swoje umowne pięć minut (tzn. zespół akompaniuje, a on śpiewa) po czym ... zaczyna się. Najpierw improwizowana z lekka partia zespołowa, następnie zmiana tempa ... oklaski tłumów ... kilka riff’ów i znowu lekko transowy fragment utworu. Cóż, powiedziałbym, że jego największą wadą jest to, że kończy się w momencie, w którym robi się najciekawiej. Ale spokojnie, dalej jest równie dobrze. Bo następny utwór, to Assurance. Trzyczęściowa minisuita. Przepiekny utwór. Na początek ... balladowy wstęp przy gitarze akustycznej. No a dalej ... art-rock w najlepszym wydaniu.
„Respekt wyrobiony wyłącznie pod publikę
Jak wiele stron każdy musi mieć, jak wiele mil przebyć,
By odsłonić kryptę uczuć i grzechu ...”
Utwórem, który kończy płytę jest Down And Away. Rozpoczyna się od soczystej solówki, potem cały zespół „wchodzi”, rewelacyjne nagranie. Dzieje się w nim bardzo wiele. Od typowo kalifonijskich partii wokalnych, przez transowe granie sekcji rytmicznej, po niekończące się sola gitarowe ... Trochę tej gilmourowskiej techniki gry na gitarze słychać, ale w żaden sposób to nie przeszkadza. Wręcz jest zaletą. Jeden z piękniejszych utworów artrockowych, jakie ostatnio słyszałem.
Generalnie – muszę stwierdzić, że płyta jest ... o niebo lepsza, niż późniejszy album RPWL „God has failed”. Z czego wypada się tylko cieszyć, bo oznacza to, że muzycy mają sporo do powiedzenia (i zagrania) a wycieczka w stronę Pink Floyd być może była jedynie przypadkiem. Zobaczymy już wkrótce.
Płyta koncertowa przynosi poza nagraniami znanymi z albumu studyjnego, również utwory nowe, spośród których na największą uwagę zasługuje długi (no bo jakże by inaczej) Principles Of Alternation. I na żywo zespół wypada świetnie, co przez pryzmat czekających nas koncertów RPWL daje nadzieję na niezłą wiosnę muzyczną tego roku.
„Jakkolwiek - wpadając pomiędzy ziarna piasku, do akwarium,
Lub desperacko próbując wytańczyć ślady, gdy przypływ się cofa,
Wiemy - nic nie ma znaczenia, gdy upadamy i odchodzimy w zapomnienie...”
To dobra płyta.