ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Susanna and The Magical Orchestra ─ Melody Mountain w serwisie ArtRock.pl

Susanna and The Magical Orchestra — Melody Mountain

 
wydawnictwo: Runegrammofon 2006
 
1. Hallelujah /2. It’s a Long Way To The Top /3.These Days /4. Conditions of The Heart /5.Love will Tear Us apart/ 6. Crazy, Crazy Nights /7.Don’t Think Twice, It’s all right /8.It’s raining today /9. Enjoy The Silence /10. Fotheringay
 
Całkowity czas: 42:47
skład:
Susanna Karolina Wallumrød– voc/ Morten Qvenild- keyboards, acoustic piano, synthesizers, church organ
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 4, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
13.01.2007
(Gość)

Susanna and The Magical Orchestra — Melody Mountain

Warszawa, 13 stycznia 2007 (sobota)
Za oknem ściana deszczu, wiatr hula w przewodach kominowych. Jest bardzo nijako, zimno, nieprzyjemnie. Piękna zima, nie ma co! Nic, tylko pić do lustra, zasłuchiwać się w myśli i spędzić weekend przed telewizorem (lustracja, molestowanie dzieci, skoki narciarskie etc), jedząc pączki lub inne wysokokaloryczne paskudztwo. Nie, taka opcja mi nie odpowiada!

Zakutana w gruby sweter, z niechcianym prezentem na stopach (przecież prosiłam, by mi nie dawać pod choinkę papci-piesków), z dzbankiem doprawionej imbirem herbaty zasiadłam do laptopa. Postanowiłam podzielić się z wami, drodzy Czytelnicy, swoimi odczuciami na temat Magicznej Zuzanny, złośliwej Zuzy, eterycznej, zakochanej Zuzki.

Duet Wallumrød & Qvenild pochodzi z Norwegii, a jak wiadomo w Norwegii jest zimno i bardzo specyficznie. Nie żebym negowała piękno norweskich fjordów, cudownych krajobrazów. Po prostu „przenikliwy smutek” wpisany jest chyba w kulturę narodową Norwegów (i Skandynawów).
Melody Mountain poznałam przypadkiem. Ot, otrzymałam linka na pewien bardzo popularny serwis społecznościowy. I tak się zaczęło. Znając zaledwie jeden utwór (o którym poniżej) postanowiłam zamówić album. Odebrałam z poczty przesyłkę. Rozpakowałam w biegu. Porzuciłam graty, laptopa, zakupy. I włączyłam. Od tygodnia nie wypuszczam z odtwarzacza. W kąt odrzuciłam nowy Blackfield, nie czekam już na najnowsze Pain Of Salvation.

Melody Mountain to album z coverami. Różnorodność utworów zawartych na płycie jest powalająca i może świadczyć zarówno o poczuciu humoru duetu, jak i o skali muzycznych zainteresowań. Nie jest to album „z kluczem”, przesłaniem. Utwory pozornie nie pasują do siebie. Co można powiedzieć o albumie, na którym sąsiadują z sobą Hallelujah Cohena i Crazy, Crazy Nights Kiss? Wspólny mianownik? Głos, klawisze i atmosfera dogłębnego smutku. Zauroczyłam się tą konwencją od pierwszej chwili. Norweski duet nie poszedł w ślady francuskiego Nouvelle Vague (znane i lubiane utwory w stylu bossa-novy) – zaproponował coś więcej.

There`s a blaze of light, In every word
It doesn`t matter which you heard,
The holy or the broken Hallelujah

Rozpoczynające album Cohenowskie Hallelujah wbija w fotel. Nie, to nie jest genialna wersja znanego wszystkim utworu. Ta interpretacja jest JEDYNA W SWOIM RODZAJU. Leniwe, płynące dźwięki i górujący nad tym wszystkim anielski i krystalicznie czysty głos panny Wallumrød. Muzycznie mniej to Cohena, więcej nieszczęsnego Buckleya z czasów Grace. Następnie na warsztat muzycy wzięli utwór „ace/piorun/dece” - It’s a Long Way To The Top. Znakomity wybór – wydawać by się mogło, że konwencja 3 akordów, za które kochamy Angusa i spółkę, będzie nie do przejścia dla muzyków orkiestry. Błąd w myśleniu! Klawesynowe wtręty, „rozciągnięte” dźwięki, posępna atmosfera i głos Susanny nadają temu utworowi nowe oblicze. Pomimo nie wykorzystania tradycyjnego rockowego instrumentarium utwór brzmi po prostu BARDZO CIĘŻKO! Myślę, że AC/DC nie miałoby nic przeciwko takim interpretacjom. Utwór pana Nelsona (kiedyś Symbol, obecnie Prince) również został podany z klasą. Chylę czoła. Zawsze lubiłam Prince’a.

Przyszedł czas na zaprezentowanie utworu, od którego wszystko się zaczęło.