Porcupine Tree — Lightbulb Sun

Czekam sobie na nowy album Blackfield i kolejne dzieło Porcupine Tree z ogromną niecierpliwością. Na czekaniu jednak się nie kończy i w ramach przygotowań, do tych zaznaczonych w moim kalendarzu na czerwono dni, postanowiłem wrócić do wcześniejszych dokonań Jeżozwierzy. Wybór padł na album Lightbulb Sun z roku 2000.

 

Znam ludzi, którzy nie są przekonani co do muzycznej zawartości tego albumu. Może rzeczywiście Lightbulb Sun nie powala na kolana i nie zaskakuje słuchacza jakimiś nowatorskimi rozwiązaniami, ale jest to równy, pełen dobrych utworów album. Na plan pierwszy wysuwają się tutaj Russia On Ice oraz Shesmovedon. Uwielbiam Russia On Ice od pierwszej do ostatniej sekundy. Od tego utworu po prostu nie sposób się oderwać. W jak fenomenalny sposób budowane jest tutaj napięcie. Zaczyna się leniwie i podobnie kończy, ale w środku dzieją się prawdziwe cuda. Trzynaście minut mija wyjątkowo szybko. Natomiast Shesmovedon stał się już niewątpliwie klasykiem w twórczości Porcupine Tree, takim jeżozwierzem w pigułce. Mamy tu bowiem wszystko, co charakterystyczne dla muzyki Wilsona i spółki: kontrastujące ze sobą zwrotkę i refren, harmonijne wokale, przesterowany głos Stevena oraz kapitalne solo.

 

A reszta? Reszta (może z wyjątkiem Hatesong i Last Chance To Evacuate Planet Earth Before It Is Recycled) jest bardzo radiowa. Numery takie jak The Rest Will Flow, Where We Would Be, Feel So Low, czy tytułowy Lightbulb Sun to piosenki, które mogłyby stać się prawdziwymi przebojami. Mogłyby, gdyby nagrał je zespół bardziej popularny od Porcupine Tree. A tak cieszy się nimi tylko wąska grupa ludzi. I dobrze… Taka muzyka o wiele bardziej smakuje…