Od tego albumu wieje chłodem… Jest to chłód bezsennych nocy, kiedy człowiek nie może opędzić się od krótkotrwałych majaków, a jednocześnie nie jest w stanie porządnie zasnąć. W owych sennych marzeniach nie ma nic pewnego, a zdarzyć się może absolutnie wszystko. I taka jest muzyka na Kid A: mglista… niejasna… ulotna… niepewna… nierealna… budząca w człowieku lęk i obawy…

Pełno tu trzasków, generowanych z różnych instrumentów dźwięków, dyskotekowych bitów i przetwarzanych wokali. Trzeba się przez to wszystko przedrzeć, jak przez gęsty las pojawiający się czasem w snach. Piękno tej muzyki ukryte jest bowiem głęboko w środku i potrzeba nie lada wysiłku by je odkryć.

Jedno podejście do Kid A nie wystarczy. Tej muzyki nie da się tak łatwo oswoić. Niektóre utwory wręcz atakują swą surowością i nieprzystępnością. Zdarzają też fragmenty naprawdę wzruszające. Warto więc usiąść w nocy ze słuchawkami na uszach i raz jeszcze spróbować przedrzeć się przez ten album. Trud zostanie hojnie wynagrodzony.