Nie pamiętam, na której z progresywnych imprez (no wiecie litry wina, wspólne odsłuchiwanie niekoniecznie progresywnych albumów, nocne Polaków o „progresie” rozmowy), jeden z jej uczestników określił Clive’a Nolana mianem „progresywnego Dietera Bohlena”. Coś w tym określeniu jest. Czego się ten pan nie dotknie jest urocze i takie…swojskie. Clive Nolan, jak na progresywnego pracusia przystało (pracoholizm to chyba znak rozpoznawczy artystów tego grona) co chwila wydaje nowe płyty, partycypuje w innych. Za ciasno mu widocznie w macierzystych grupach, stąd też „muzyczne skoki w bok”. Zaintrygowany nowelą She - autorstwa H. Ridera Haggarda (przeciętny pisarz z okresu królowej Wiktorii), postanowił swoje literackie inspiracje przelać na papier nutowy. Nasz bohater pozazdrościł chyba Arjenowi Lucassenowi bowiem planowane na 2007 zamierzenie jest ambitne: chór, orkiestracje, świetni instrumentaliści i wokaliści. Jak to mawiają bracia ze Wschodu „pażyjom – uwidjem”J. Na razie otrzymaliśmy mały przedsmak, tego co nas czeka w przyszłości. Aczkolwiek kolega Nolan postąpił trochę nieładnie. Do nowych, zapowiadających nowy projekt, ciekawych utworów dodał odgrzewane kotlety by Shadowland. Cóż trudno….
Pod względem muzycznym nie jest to zaskoczenie ani nowa muzyczna jakość. Zawartość muzyczna Closer jest bardzo solidna, ciekawie zaaranżowana i w fajny sposób podana. Nie jest to może coś zjawiskowego, ale też wstydu Nolanowi nie przynosi. Takie znajome, charakterystyczne, nolanowskie nuty i dźwiękiJ. Myślę, że można porównać to, co zawarte jest na epce do dokonań Arjena Lucassena, konkretnie projektu Stream Of Passion. Agnieszka Świta, nie dysponuje może tak zjawiskowym głosem jak Marcela Bovio, ale też nie jest to zły głos. Śpiewa bardzo dobrze, bardzo czysto, w ciekawy sposób interpretuje teksty. To bardzo solidna wokalistka. Wydaje mi się, ze po „oszlifowaniu” stanie się jedną z gwiazd „progresywnej” wokalistyki. O potencjale Agnieszki świadczyć może utwór tytułowy. Bardzo piękny, eteryczny duet na glos i fortepian. W sam raz na zbliżające się święta. I mający w sobie „to coś”
Koncertowy rok 2007 rozpocznę od warszawskiego koncertu zespołu. Korci mnie zobaczyć na scenie ten duet. Powinno być dobrze. Rok 2007 rokiem Caamory i Clive’a Nolana? Zobaczymy. Trzymam kciuki. Na razie to co zaproponowali oceniam na 6 – bowiem to tylko przedsmak większej całości.