1. Pleasant Valley Sunday [04:45] /2. Badge [02:52]/3. Maybe I`m Amazed[ 04:03]/04. Where Do The Children Play [4:40] /5. I`m The Man [04:06]/ 6. Feeling Stronger Everyday [05:39]/7. Rock And Roll Suicide [03:29]/8. Where The Streets Have No Name [05:48]/9. Day After Day [03:26]/10. What Is Life [04:28]/11. I`m Free Sparks [06:36]/12. Tuesday Afternoon [06:33]/13. Find My Way Back Home [06:49]
Całkowity czas: 63:08
skład:
Neal Morse- voc, key, guitar/ Mike Portnoy- drums & percussion, voc/ Randy George – bass
Czasami zastanawiam się w jakim celu wydawane są albumy z coverami. Często bowiem spotykamy się z sytuacją „podchodzenia z pietyzmem i na klęczkach” do tak zwanych „kamieni milowych” muzyki rockowej. Niestety strach z jednej strony, a z drugiej brak jakiejkolwiek kreatywności powoduje, że propozycje „nowego odczytania starych utworów” są po prostu nudne i nieciekawe. Albo sztampowe i nie różniące się od oryginałów. Próbowałam obejść ten album z daleka. Nie miałam do niedawna cierpliwości słuchania kolejnej płyty z coverami.
Neal Morse to człowiek orkiestra. Może i wyrobnik i podobnie, jak ja perfekcyjny pracoholik. Nie mniej nie można mu odmówić talentu i swobody w operowaniu dźwiękiem, umiejętności pisania niezłych utworów i opanowaniu gry na wielu instrumentach. Muzyka (podobnie jak Bóg) jest elementem i treścią jego życia. Nagrywa dużo i na przyzwoitym poziomie. W oczekiwaniu na kolejny album fani otrzymali „towar zastępczy”. Album z coverami. Swoją drogą to wyrobnictwo jest nawet interesujące. Otrzymaliśmy bowiem bardzo solidne podejście to tematu: oryginał- kopia-stylizacja- replika.
Zgromadzone na albumie 13 utworów z repertuaru innych wykonawców to całkiem mile, nie przeszkadzające w codziennych czynnościach (takich jak gotowanie pomidorowej/siedzenie ze znajomymi/poranny jogging do pracy) granie. Niezobowiązujące i sympatyczne. No i na wysokim poziomie. Kontekst nagrania utworów? Ot, tak przy okazji nagrywania „?”, „One” oraz „Testimony” zgromadzeni w studio muzycy postanowili pograć covery. Ktoś puścił taśmę w ruch i zapisem studyjnych zabaw jest ten oto album. Co my tu mamy? Paula McCartneya, Cata Stevensa, Davida Bowie, George’a Harrisona, Chicago, U2, The Who, Monkees, Cream, The Moody Blues i Blind Faith. Sami wielcy klasycy rockowego grania. Utwory potraktowane zostały z należytym szacunkiem. Ale nie znajdziemy w nowych wersjach niczego nowego. Wersje nie różnią się zupełnie od oryginalnych nagrań. Nie mamy w przypadku Cover to Cover żadnych rewolucyjnych zmian, odczytania na nowo, nagranych kiedyś w przeszłości, utworów. Muzykom chodziło raczej o wspólne muzykowanie, odnalezienie radości we wspólnym graniu. Oczywiście takie „marki” progresywnego grania, takie jak Morse, Portnoy czy George nie spartolą robotyJ. Utwory zagrane są świetnie, ze swadą i temperamentem. Ale nic więcej. Po prostu Cover to Cover jest zapisem świetnej zabawy, zespołowego grania w studiu. Zawiodą się ci, którzy na albumie szukali czegoś nowego.
Podsumowując: zupełnie nieźle słucha się tych utworów. W sam raz służą za podkład do spotkania dawno nie widzianych znajomych.