Z początkiem lat dziewięćdziesiątych w Wielkiej Brytanii narodził się nowy nurt w muzyce, który otrzymał miano trip-hopu. Wywodząca się z brytyjskiej sceny housowo-hip-hopowej, mieszanka acid jazzu i instrumentalnego electro oprawiona wieloma mrocznymi samplami wspaniałymi skreczami i wolnym charakterystycznym tempem zaczęła podbijać serca swoich odbiorców na całym świecie. Wtedy to Geoff Barrow postanowił założyć zespół, który jak się miało okazać wyznaczy zupełnie nowe standardy w świecie trip-hopu. Wespół z Beth Gibbons i Adrianem Utley, Geoff powołał do życia grupę Portishead nazwaną na cześć miasta oddalonego o 20 kilometrów na zachód od Bristolu w którym Geoff dorastał.
Aż lub tylko trzy lata patrząc z perspektywy osoby, która zna płytę na pamięć, musieli czekać słuchacze na pierwsze długogrające wydawnictwo. „Dummy” ukazała się w Europie szesnastego sierpnia 1994 roku. Geoff do realizacji płyty zaprosił prócz wokalistki Beth Gibbons i grającego na gitarze elektrycznej i gitarze basowej Adriana Utley, Johna Baggota - instrumenty klawiszowe, Clive’a Deamera - instrumenty perkusyjne, Garego Baldwin - organy hammonda, Hookers & Gin - sampling i. Dave’a McDonalda - aranżacja.
Geoff Barrow posiadający doświadczenie w produkcji, współtworzył bowiem album Blue Lines znanej brytyjskiej formacji Massive Attack stworzył niemalże Egzegi Monumentum mrocznego świata Bristol Soundu.
49:24 minuty zwartej kompozycji, którą rozpoczyna "Mysterons", utwór nawiązujący do znanego w latach 60 w Wielkiej Brytanii serialu telewizyjnego 'Captain Scarlet and the Mysterons”, gdzie rzeczeni Mysterons rozpoczynają klasyczną wojnę nerwów z ludzką rasą, która w miarę upływu czasu rozwija technologię pozwalającą na pozbycie się intruza. Utwór rozpoczyna się skreczową wstawką pochodzącą ze ścieżki dźwiękowej w/w serialu. Charakterystyczna werblowa perkusja i słowa nucone przez Beth wydają się idealnie zharmonizowane. Wszystkiego dopełnia gitara Adriana, która poprzeplata się z samplami zaprogramowanymi przez Geoffa. W nagraniu wykorzystano mało znany instrument muzyczny Theremin, którego dźwięk przypomina w swym brzmieniu skrzypce. Wraz ze skreczami i zaprogramowanymi samplami tworzy aurę tajemniczości, która również owiewała nie posiadających twarzy Mysterons w serialu.
Drugim utworem na tej płycie jest „Sour Times”. Słuchając słów tego utworu można poczuć się niekochanym, wykrzyczane przez Beth słowa „Nobody loves me…..” powodują, że zaczynamy się zastanawiać czy to nie o nas mowa. Wspomnienie minionej miłości? Tej pierwszej, taj najprawdziwszej? Możemy tylko domniemać, choć zawodzący głos wokalistki zdaje się potwierdzać moje przypuszczenia. Podkład muzyczny z kolei zdaje się być zaprzeczeniem gorzkich słów Beth. Jest w nim odrobina nadziei, światełko w tunelu, o którym nie ma mowy w samym tekście, za sprawą elektrycznego pianina Rhodes prowadzonego przez Neila Solmana. Następnie na płycie znajduje się kompozycja "Strangers". Jest to typowa trip-hopowa kompozycja z charakterystycznym beatem i oddalonym gdzieś pozaświaty naszej percepcji głosem. Utwór mocno transowy z tekstem opowiadającym o odmienności każdego człowieka. Przez czas trwania nagrania na drugim planie wyraźnie słychać rzężącą gitarę Adriana i jednostajny dźwięk niezrealizowanego połączenie telefonicznego? Do kogóż pragnie się dodzwonić Beth by oznajmić, że wszyscy jesteśmy sobie obcy? "It Could Be Sweet" mocnym uderzeniem basu przenosi nas w zupełnie odmienny klimat, choć tekst jak się domyślacie dotyczy rozterek życia codziennego. Strach o którym śpiewa Beth zaczyna nas okalać w miarę upływania utworu. Niskotonowe dźwięki potęguja atmosferę nerwowości i pewnego niepokoju związanego z niemożliwością przewidzenia jutra. Richard Newell programujący instrumenty perkusyjne wiedział co robi, słuchacz pod koniec utworu zaczyna zdawać sobie sprawę z faktu, iż coś mimo tego, że wewnętrznie czuje się szczęśliwy, umknęło mu w natłoku pracy. „a mogło być taki przyjemnie…..”
"Wandering Star" ten utwór przekona „niewiernych” do trip-hopu. Utwór prosty o jednostajnym tempie nadawanym przez Geoffa i jego programy, podtrzymywane przez organy hammonda do których muzycy Portishead maja słabość, całość kompozycji dopełniają fenomenalne skrecze, których można by słuchać w nieskończoność. Jednak nic nie trwa wiecznie!
"It's a Fire" niecałe cztery minuty, ścieżka ta nie ukazała się na wydawnictwie brytyjskim. Utwór zaczyna się od samplowych partii skrzypiec i znowu te hamonda, od których nie można się uwolnić i tekst, który na długo pozostanie w naszych głowach, gdy wynosząc śmieci przyjrzymy się naszym sąsiadom. Powtarzane do znudzenia zdanie „ życie jest farsą, nie potrafię żyć z tą maską, jak głupiec, więc oddychaj, siostrzyczko oddychaj…jak ten głupiec.”
Następuje faza zupełnego odrętwienia "Numb". Bodajże najbardziej znana kompozycja firmowana marką Portishead. Wykorzystana w reklamie telewizyjne Nissana i serialu telewizyjnego Lost. Pierwsze takty i już wiemy, że na to właśnie czekaliśmy. Nowe standardy wyznaczone, od dziś triphopowcy będą musieli równać w górę. Beth śpiewa tekst piosenki tak czysto i wyraźnie, że ma się wrażenie jest bliskiej obecności. Głuche uderzenia o werbel wespół z zaprogramowanymi instrumentami perkusyjnymi i prześwietnie wplecionymi skreczami zdają się płakać nad losem osoby samotnej, która nie może wyrazić swego „odrętwienia emocjonalnego”. Jeszcze brzmią nam w uszach ostatnie słowa Beth z „Numb” A Lady of War gdy nagle nie wiedzieć skąd atakują nas dźwięki Barrowa, przeszywają duszę na wylot w pulsującym rytmie. „Roads” - 50 sekunda utworu a z półmroku wychodzi na pierwszy plan głos Beth, ale nie taki jaki znamy do tej pory. Nie, jest to liryczny, nostalgiczny i bardzo kobiecy głos, zmysłowy, którego słuchanie sprawia przyjemność. A jest czego posłuchać, prócz perfekcyjnej ścieżki dźwiękowej w której Adrian dowodzi kwartetowi smyczkowemu, mamy do czynienia z perełka tekściarską. Apogeum płyty zostało osiągnięte. Zapewniam, że od tego utworu nie ma odwrotu, subtelność dźwięków, sprawia, że słowa koją nasze uszy. Beth bezradna i samotna? Nie inaczej, ból w jej głosie jest namacalny, uwydatnia go jednostajny rytm instrumentu perkusyjnego i te przepiękne zaaranżowane smyki! Takich się już nie używa….
"Pedestal" po takim utworze jak „Roads” muzycy Portishead zdecydowali się dalej nie “dołować” słuchacza. Perkusja groovie, rzeżąca, głęboki i nisko schodzący bas przeplatany trąbkowymi solówkami Andyego Hague’sa może porazić, skłonić do refleksji. Rzecz jest o śmierci, o tym jakbyśmy się zachowywali nie wiedząc, że życie kończy się właśnie śmiercią. No time, make or reason….
"Biscuit" moje ulubione ciasteczko na tej płycie. Tak czuje się człowiek, który poznał smak goryczy. Nieudany związek, zawód miłosny? Wszystko na to wskazuje, sample „I'll Never Fall In Love Again” Johnniego Raya zdają się korespondować ze słowami wokalistki. Niechęć do ponownego angażowania się w coś co i tak skazane jest na niepowodzenie, bez względu na to ile siły włożymy w to by druga strona nas usłyszała. To już koniec, Beth nie ma zamiaru przechodzić tego samego od nowa. I jest czekaliśmy na nie przeszło 40 minut.
"Glory Box" jak sam tytuł wskazuje „pudełeczko chwały” i rzeczywiście muzyczne pięciominutowe święto z wszystkim tym co lubimy najbardziej. Tajemniczy powoli narastający wstęp, smyczki, organy Hammonda, jest i ostra przesterowana gitara Adriana i ten głos Beth Gibbons wołający by dać jej powód do zachowania swojej kobiecości! Czegóż to człowiek nie zniesie. „ to już koniec, czas na zmiany!” Ostatnie słowa z płyty jakże pełnej goryczy i nostalgii podanej w formie dotychczas niespotykanej, trip-hopowej. Rewelacyjna płyta.