Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena:
8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
Nightwish — Once
Poetycki heavy metal fińskiej grupy Nightwish, to wyśmienita kooperacja pomiędzy ostrym graniem, a muzyką klasyczną i folklorem. Dodajmy do tego jeszcze operowy głos wokalistki, poruszające teksty, nieskrępowaną schematami wyobraźnię, znakomity warsztat techniczny oraz sporo balladowych momentów, a otrzymamy mieszankę wybuchową, która eksplodowała dekadę temu, a fala uderzeniowa wciąż przetacza się kawalkadą baśniowych dźwięków przez uszy milionów fanów na całym świecie. Teraz czas, na kolejną eksplozję za sprawą krążka „Once”...
Album otwiera „Dark Chest Of Wonders” i od razu słychać, że grupa zyskała na monumentalizmie i symfonicznym kolorycie za sprawą niezwykle potężnego brzmienia i zaproszenia do nagrywania 52 osobowej Londyńskiej Orkiestry Symfonicznej, którą usłyszeć możemy również na soundtrackach do „Władcy Pierścieni” i „Harry’ego Pottera”. Jest też 18 osobowy chór, wspierający operowy głos Tarji. Gościnnie pojawia się też Indianin John Dwa Jastrzębie z plemienia Lakota w utworze „Creek Mary’s Blood”, śpiewając i grając na flecie. Tym samym „Once” ma niesamowicie magiczny klimat, pełen aranżacji i kompozycji wgniatających słuchacza w fotel, ani na sekundę nie popadając w banał, lub ckliwą manierę. Jednocześnie grupa wraz orkiestrą uzupełniają się, nikt nikogo nie zagłusza, dążą do idealnego kompromisu, Takie utwory jak „Wish I Had An Angel”, „Nemo”, Romanticide”, czy „Planet Hell” to niezwykle masywne, intensywne hymny, na długo zostające między uszami, zaskakujące rozmachem, klarownością i znakomitym wyważeniem proporcji pomiędzy ognistą mocą zespołu, a symfonicznym chłodem. Są też przejmujące ballady w postaci „Kuolema Tekee Taiteilijan” i „Higher Than Hope”, jako dowód, że Nightwish nie zapomniał o romantycznych czasach „Angells fall first” i „Wishmaster”.
Nightwish stworzył po raz kolejny solidną porcję muzyki ambitne, latami zbierając doświadczenie, by dziś w pełni i z głową wykorzystać potężny budżet, jaki otrzymała na „Once”. Tym samym tabuny kiczowatych zespolików, męczących orkiestrowe patenty i kobiece wokale w wysokich rejestrach, przy Nightwish stają się żenujące i śmieszne. „Once” to nie byle sobie metal, tylko poważne, niezwykle wysublimowane i przemyślane dzieło, pachnące intelektualnym bogactwem muzyki filmowej, którego dramaturgia przyprawia o ciarki na plecach. Te dźwięki to rzecz nietuzinkowa w historii ciężkiego grania, a „Once”, to tylko przypieczętowanie faktu, że Nightwish jako prekursor takiego grania, tronu nie ma zamiaru oddawać, wciąż pozostając poza wszelką konkurencją...