1. Blue skies/ 2. Tomorrow’s child/ 3. The stranger/ 4. Go west/ 5. Welcome goodbye/ 6. Life goes on/ 7. Down to the ground/ 8. Loking for the sun/ 9. Heaven/ 10. I had a dream/ 11. Will to power/ 12. Need your love/ 13. Tempation
skład:
Richard Black - wokal/
Spencer Sercombe – gitara, instrumenty klawiszowe, wokal/
Christian Hellman – bass/
Glen Sobel – perkusja
Ocena:
7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
27.09.2006
(Gość)
Shark Island — Gathering of The Faithful
Shark Island, wkrótce po wydaniu swojego debiutu „Law of the order”” (1989) zostało rozwiązane. Lat trochę upłynęło od tamtej pory, ale teraz nadszedł czas powrotu. Okazuje się bowiem, że muzycy, przed rozwiązaniem grupy, stworzyli około pięćdziesiąt piosenek. Odkurzyli 13 z nich, nagrali na nowo i w ten sposób otrzymujemy najnowszą płytę „Gathering of the faithful”. Wypełnia ją ciekawa mieszanka rock’n’rolla, bluesa, popu i glam rocka, opatulona dobrymi melodiami i optymistycznym posmakiem. Doszukamy się tu podobieństw do Led Zeppelin, KISS, The Crowes, Aerosmith i Great White. Utwory są czadowe i pełne ognia, ale nie ma w nich agresji i zagmatwania. Są po prostu chwytliwe i proste, bez nachalnie przesterowanych gitar i wrzasku. Co prawda wśród tych 66 minut muzyki znajdzie się kilka utworów ostrych na swój sposób, ale nie ma mowy o brutalności. Sporo na płycie też partii czystej gitary, ładnie korespondującej z chrypką Richarda Blacka. Ten pan dobrze wypada w balladowych momentach, od których roi się na płycie. Nie są druzgocąco przejmujące, ale to przyjemna pożywka dla ucha. 6 strun szarpie Spencer Sercombe, który jest zarazem jednym z głównych bohaterów krążka, gdyż oprócz „wiosła” dorwał się również do instrumentów klawiszowych oraz mikrofonu. Co do sekcji , to skutecznie rozbuja malkontentów, a niejedna nóżka zacznie przytupywać. To po prostu soczysty rock, przebojowy i przyjemny w odbiorze, zagrany z polotem, hołdujący scenie lat osiemdziesiątych, ale nie archaiczny.
Nie wnikam co skłoniło Shark Island do powrotu na scenę, bo najważniejsza jest sama muzyka, a ta na „Gathering of the faithful” jest zjawiskiem godnym uwagi. Jest niczym swoiste katharsis dla słuchacza zagubionego w zgiełku współczesnej sceny. Już zacieram rączki i nadstawiam ucha, bo przecież panowie nagrali niegdyś o wiele więcej piosenek. Miejmy nadzieję, że w ich archiwum spoczywa więcej tak dobrych utworów jak te z „Gathering of the faithful”. Byłoby miło, gdyby panowie nagrali coś nowego, bo mam wielki apetyt na takie dźwięki...