ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Nine Horses ─ Snow Borne Sorrow w serwisie ArtRock.pl

Nine Horses — Snow Borne Sorrow

 
wydawnictwo: Samadhi Sound 2005
 
Lista utworów: 1. Wonderful World
2. Darkest Birds
3. The Banality Of Evil
4. Atom And Cell
5. A History Of Holes
6. Snow Borne Sorrow
7. The Day The Earth Stole Heaven
8. Serotonin
9. The Librarian
 
skład:
Skład podstawowy:
David Sylvian: keyboards, guitar, vocals; Steve Jansen: drums; Burnt Friedman: keyboards, loops;
gościnnie m.in:
Keith Lowe: double bass, bass Arve Henriksen: trumpet; Stina Nordenstam: vocals; Theo Travis: saxophone, clarinet. flute; Ryuichi Sakamoto: piano.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,4
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,3
Arcydzieło.
,18

Łącznie 29, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
13.03.2006
(Recenzent)

Nine Horses — Snow Borne Sorrow

David Sylvian jest jednym z najważniejszych artystów mojego życia, takich artystów, których projektów nie wypada oceniać na sposób jurorów sędziujących olimpijskie zawody w łyżwiarstwie figurowym (nota bazowa, plus za wykonanie, minus za kompozycję utworów, odjęcie za upadek w utworze piątym). Gdy więc kilka miesięcy temu poznałem tę płytę, i przymierzałem się do jej recenzji, zamierzałem napisać o tym, co mi się na tej płycie podoba. I byłaby to najkrótsza recenzja, jaką kiedykolwiek napisałem – podobał mi się wtedy właściwie tylko tytuł i jeden utwór. Na szczęście tekst się trochę przeleżał przed zredagowaniem i wysłaniem – bo dziś zdanie na temat tej płyty mam inne. Może nie diametralnie inne: z całą pewnością nie jest to album, który wejdzie do Sylvianowego kanonu. Ale do antykanonu też nie.

Kilka lat temu David Sylvian wydawał się człowiekiem pogodzonym ze sobą, żyjącym w udanym związku i na swój sposób szczęśliwym. Świadectwem tego okresu jego życia pozostała płyta Dead Bees on a Cake. Wkrótce miało się okazać, że związek z Ingrid Chavez ulegnie rozpadowi, a świat – Ameryka w szczególności – wcale nie jest tak bezpiecznym miejscem jak się wydawało. Gniew, ból i rozpacz naznaczyły płytę Blemish – i jak to często bywa, okazało się, że gniew, ból i rozpacz przyczyniły się do powstania dzieła niezwykle intensywnego i jednego z najwybitniejszych w twórczości artysty. Snow Borne Sorrow to świadectwo kolejnego etapu – głębokiej introspekcji i zmiennych nastrojów. Otwierający album Wonderful World jest jednym z najciemniejszych utworów, jaki Sylvian kiedykolwiek nagrał. Na tle jednostajnego, wręcz obsesyjnego rytmu i grobowo brzmiących loopów wokalista wyśpiewuje aż ociekający od gorzkiej ironii tekst: It’s the wonderful world as the buildings fall down… I nagle kontrapunktuje go swoim nierealnym głosikiem Stina Nordenstam. Drugim utworem utrzymanym w podobnym klimacie – i na podobnym, wysokim poziomie – jest tytułowy Snow Borne Sorrow. Nieartykułowane rzężenia i inne dziwne zgrzyty ze wstępu stopniowo ustępują szlachetnemu brzmieniu trąbki Arve Henriksena, a później już tylko melorecytacja Sylviana na tle loopów, pojedynczych dźwięków perkusji lub fortepianu i głęboko z tła wydobywającej się trąbki. Szkoda, że utwór wycisza się w najciekawszym momencie i przechodzi w dość banalny The Day the Earth Stole Heaven.

Większość płyty stanowią jednak piosenki, utrzymane w klimacie zbliżonym do albumu Dead Bees on a Cake, ciepłe, bogato aranżowane, z udziałem instrumentów dętych i chórków, miłe w słuchaniu, a jednak nie pozostające zbyt długo w pamięci. (Mniej „piosenkowy” charakter ma tylko klaustrofobiczna Serotonin, przywołująca klimat z czasów Rain Tree Crow czy nagrań z Robertem Frippem). Najlepsze wrażenie jako całość robi zamykający album The Librarian – z pięknym, długim instrumentalnym wstępem.

Cały czas piszę o Sylvianie, a przecież Snow Borne Sorrow nie jest, formalnie rzecz biorąc, jego kolejną płytą solową, a Burnt Friedman i Steve Jansen występują jako współautorzy wszystkich utworów. A jednak gdy na Blemish obecność i wpływ twórczy Dereka Baileya i Fennesza sprawiały, że tamten album miał w sobie coś szczególnego i nietypowego dla twórczości Davida, tu znów jego osobowość zdominowała album na tyle, że trudno nie traktować Snow Borne Sorrow właśnie jako następcy Dead Bees on a Cake i Blemish. Nie zmienia tego również bardzo liczny udział zaproszonych muzyków, spośród których przynajmniej kilku (jak wspomniani Stina Nordenstam i Arve Henriksen, a także Keith Lowe i Ryuichi Sakamoto) wywarli na ostateczny kształt albumu znaczny wpływ.

Trochę szkoda, że żaden z tych bardziej „piosenkowych” utworów ze Snow Borne Sorrow nie zbliża się poziomem choćby do najładniejszych fragmentów Dead Bees on a Cake – na przykład Thalheim – o klejnotach z Secrets of the Beehive nie wspominając. Po kolejnych przesłuchaniach wychwytuję i doceniam coraz więcej smaczków, ale nadal nie jestem w stanie się większością albumu Nine Horses zachwycić. Jednak dla dwóch wspomnianych pereł – Wonderful World i Snow Borne Sorrow – płytę trzeba poznać.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.