Ze względu na mnogość wydarzeń kulturalnych w dużych ośrodkach miejskich bardzo łatwo ominąć te najciekawsze, które niekoniecznie są zawsze tymi najbardziej reklamowanymi. Podejrzewałem, że podobny los spotka Soley (tym bardziej ze względu na wspomnianą „konkurencję” tego dnia). Dość szybko okazało się, że moje obawy były całkowicie niesłuszne. Wcześniejsze koncerty w Katowicach i Poznaniu zostały wyprzedane. Podobnie było w Warszawie. Tuż przed koncertem właściwie nie było już wolnych miejsc siedzących na sali.
Po raz kolejny okazało się, że Basen spokojnie może konkurować z najmodniejszymi klubami na Pradze (np. Hydrozagdka). Niesamowita oprawa wizualna, miejsca siedzące w (dosłownie) dawnym basenie, świetnie zaaranżowana przestrzeń. No i artysta z najwyższej muzycznej, alternatywnej półki.
Soley pojawiła się na scenie około 21:15 i zaraz na wstępie oczarowała widzów swoim ciepłem i dowcipem wspominając, że w sobotni wieczór wszyscy powinni się bawić, a nie przychodzić na jej koncert. Zauważyła też, że tego dnia odbył się istotny mecz piłki nożnej (Legia-Lech), który powinien przyciągnąć fanów raczej do pubów. Ucieszona, że nie gra w pustej sali rozpoczęła koncert od bardzo subtelnego utworu. Towarzysząca jej dwójka muzyków (klawisze/gitary + perkusja) była istotnym tłem dla wokalistki. Artystka śpiewała po angielsku, ale minimalistyczne dźwięki od razu wzbudziły skojarzenia z Sigur Ros, czy Mum. Połączenie tego, co w islandzkiej muzyce najlepsze ze współczesną sceną alternatywną (chociażby The XX) spodobało się fanom, którzy dość szybko dali się „zaczarować”. Na tyle mocno, że zdarzały się utwory, gdy zapominali o klaskaniu (Soley przypominała im o tym kończąc swoje utwory słowami „Thank You”).
Bardzo lubię koncerty, w których ważną rolę odgrywa cisza. W sobotni wieczór była ona na tyle istotna, że zdarzało się, że słychać było stukot szklanek z baru. Do dość zabawnej sytuacji doszło, gdy okazało się, że elektronika na scenie charakterystycznie „buczy” pod wpływem smartphonów. Był to dość cichy dźwięk, ale Soley po rozmowie z akustykiem poprosiła publiczność o wyłączenie telefonów. Większość karnie do polecenia się zastosowała, co jeszcze bardziej zbudowało tajemniczy i stonowany klimat koncertu.
Trwający około półtorej godziny koncert był dla większości zgromadzonych widzów na pewno dużym przeżyciem. W centrum miasta, wśród zatłoczonych ulic podczas Nocy Muzeów można było na chwilę znaleźć się gdzieś ponad tym wszystkim. Dzięki Soley i jej muzyce.