ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 21.11 - Warszawa
- 22.11 - Bydgoszcz
- 23.11 - Poznań
- 24.11 - Katowice
- 21.11 - Katowice
- 21.11 - Siemianowice Śląskie
- 22.11 - Olsztyn
- 23.11 - Gdańsk
- 24.11 - Białystok
- 27.11 - Rzeszów
- 28.11 - Lublin
- 29.11 - Kraków
- 01.12 - Warszawa
- 22.11 - Żnin
- 23.11 - Koszalin
- 24.11 - Gdynia
- 29.11 - Olsztyn
- 22.11 - Poznań
- 23.11 - Łódź
- 24.11 - Piekary Śląskie
- 23.11 - Warszawa
- 24.11 - Wrocław
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Poznań
- 24.11 - Warszawa
- 24.11 - Kraków
- 25.11 - Poznań
- 26.11 - Kraków
- 26.11 - Warszawa
- 30.11 - Warszawa
- 30.11 - Kraków
- 30.11 - Sosnowiec
- 03.12 - Gdańsk
- 04.12 - Wrocław
- 05.12 - Kraków
- 06.12 - Warszawa
- 04.12 - Poznań
- 05.12 - Warszawa
- 06.12 - Kraków
- 06.12 - Jarosław
 

felietony

17.01.2017

Muzyczne podsumowanie roku 2016 według redaktorów ArtRock.pl

Muzyczne podsumowanie roku 2016 według redaktorów ArtRock.pl
Jak w każdym roku na Artrock.pl nie przeczytacie jednego zestawienia. Cenimy sobie subiektywne opinie naszych redaktorów, a także ich swobodę wypowiedzi. Na kolejnych stronach możecie przeczytać muzyczne podsumowania 2016 przygotowane przez poszczególne osoby, które publikowały na naszych łamach (kolejność alfabetyczna). Zachęcamy do lektury!

strona 3 z 7

Wojciech Kapała

Najważniejszą postacią sceny muzycznej roku 2016 wydaje się być Kostucha. Ze  względu na jej wyjątkową aktywność, chyba najwięcej to o niej się mówiło. Szła równo  i ostro przez cały rok – zaczęła jeszcze właściwie przed Sylwestrem od Lemmy’ego, potem był Bowie, potem dwoje członków pierwszego składu Jefferson Airplane – Paul Kantner i Signe Anderson, Keith Emerson, Glen Frey z Eagles, Prince, Leonard Cohen, Greg Lake, a rok zakończył George Michael. Jasne, że nie wymieniłem wszystkich, bo urobek Kostuchy był niezmiernie pokaźny (kowal, który ostrzył  i klepał jej kosę pewnie w nadgodzinach pracował).  W każdym razie odeszło sporo muzyków, którzy byli dla mnie bardzo ważni.

Ze spraw czysto muzycznych – moją ulubioną płytą tego roku jest „This Path Tonight” Grahama Nasha. Początkowo miała to być „Blackstar” Bowiego, ale kilka miesięcy później wyszedł nowy Nash i zgarnął całą pulę. Nad kolejnymi miejscami w dorocznym rankingu nie mam ochoty się zastanawiać – po prostu jest trochę  płyt, które mi się bardzo spodobały. Na czele tej grupy pościgowej jest David Bowie i jego „Blackstar”, potem równo, wachlarzykiem lecą: Anonhi (czyli dawny Antony Hegarty solo) - „Hopelessness” , Spiritual Beggars – „Sunrise to Sunset”, Scorpion Child – „Acid Roulette”, Blues Pills – „Lady in Gold”, David Crosby – „Lighthouse”, Whiskey Myers – „Mud”, Suede – „Night Thoughts”, Sumerlands – „Sumerlands” (bardzo mocny debiut hard’n’heavy) oraz Kate Bush – „Before The Dawn” – nie da się ukryć, że świetny  koncert. Nieco dalej, tak o koło z tyłu kilka też naprawdę zacnych tytułów: Niechęć – „Niechęć”, M83 – „Junk”, Santana – IV, Zakk Wylde – „Book of Souls II”, Jean-Michel Jarre – „Electronica 2”, Magnum – „Sacred Blood „Divine” Lies”, Leonard Cohen – „You Want It Darker”, Zodiac – „Grain of Soul”, Vangelis – „Rosetta” i Kula Shaker – „K 2.0”.

I wyróżnienie specjalne – Michael Kiwanuka – „Love & Hate” – to taki dosyć młody Brytyjczyk zakochany w soulu z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych – wiecie – Marvin Gaye, Otis Redding. Bardzo interesująca płyta, ale nieco specyficzna – w całości wydaje się … za ładna. Za to kilka utworów naprawdę znakomitych.

Zdarzyło się też kilka płyt, które mogły by być lepsze, albo w ogóle nie powinno ich być. Do pierwszej grupy zaliczyłbym Nick Cave & The Bad Seeds „Sceleton Tree”, oraz Tindersticks – „The Waiting Room”. Nie są to złe płyty, ale akurat ci wykonawcy ostatnio przyzwyczaili mnie do lepszych. Druga grupa to krążki kilku zespołów mocniejszego uderzenia, które mają już z na sumieniu trochę dobrej muzyki – The Last Vegas – „Eat Me”, Kissin’ Dynamite – „Generation Goodbye” i Reckless Love – „InVader”. Jankesi z The Last Vegas po prostu nagrali kiepski album, Kissin’ Dynamite po rewelacyjnym debiucie coraz bardziej dryfują w stronę Tokyo Hotel, ale Reckless Love tym razem, po trzech naprawdę fajnych płytach z pudłowatym metalem, nagrali po prostu  krążek z disco-polo… Groza!

Podsumowując – rok jak rok, był, skończył się. Wiele po nim nie zostało. A więcej wzruszeń dostarczyli mi nasi piłkarze.

Czytaj na stronie: 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7