W minioną sobotę, w Łódzkim Centrum Wydarzeń, w ramach Progrock Evening with..., wystąpiły dwa zespoły – lubelski Acute Mind oraz gospodarze z miasta włókniarzy, Let See Thin…
Prowadzący cały wieczór Krzysztof Jester Baran zauważył na początku, że pierwsza z formacji (Acute Mind), która pojawi się na scenie, istnieje już prawie 20 lat i ma na swoim koncie dwie płyty, druga zaś (Let See Thin) jest bardzo młoda, z kilkuletnim stażem, jednak… też ma w dyskografii dwa albumy (tu dodam, gwoli tylko pewnej ścisłości – niech ta młodość Państwa nie myli – wszak będący w tym kwintecie Łukasz Woszczyński, Michał Dziomdziora i Przemysław Kaźmierski są już prawdziwymi weteranami łódzkiego proga, tworząc choćby wcześniej Leafless Tree). I każda z grup oparła swój występ na materiale ze swoich dwóch krążków zgrabnie je mieszając.
Wieczór rozpoczęli lublinianie od energetycznego Daddy z Under The Empty Sky, okraszonego wszak pięknym gitarowym solo. Zresztą, coraz piękniej robiło się z każdą kolejną kompozycją. Bo w następnych odsłonach koncertu usłyszeliśmy między innymi ich prawdziwe hiciory – cudną balladę I Need You, rozwalające system nośnym, harmonicznym refrenem (no tu może brzmiał nieco surowiej, niż na płycie) Clouded Eyes, czy wreszcie, na prawie samiuteńki koniec, Shine of Your Soul, numer – jeśli dobrze pamiętam - cieszący się największą liczbą odtworzeń w sieci, spośród wszystkich kompozycji Acute Mind. Na koniec zostawiłem sobie słówko o coverze formacji Porcupine Tree, bez której zresztą ponoć Acute Mind by nie było. Grupa bowiem zagrała tego wieczoru – i to dwukrotnie, wszak także nim bisowali – przepiękny The Sound Of Muzak, z pozoru sympatyczny, bujający numer, jednak w istocie prawdziwy łamaniec i zmora dla bębniarzy. Już po występie grupy na Ostrów Rock Festival w 2024 roku, gdzie zespół także wykonał ten numer, w naszej relacji pisałem: a za porwanie się na The Sound Of Muzak Porcupine Tree mają panowie mój dozgonny szacunek. A tutaj, nawet frontman formacji, Marek Majewski, żartobliwie zauważył ze sceny, że to "ulubiony" utwór ich perkusisty. A ja, już po samym występie, zapytałem Grzegorza Kuligowskiego o to, jak się ćwiczy i gra taką kompozycję? Ten zaś, z pietyzmem rozłożył mi to na czynniki pierwsze, podkreślając jak faktycznie trzeba być skupionym, żeby to grać.
Łodzianie z Let See Thin zaczęli swój występ z lekkim obsuwem. Zagrali nieco ponad godzinę i zaprezentowali dwanaście utworów – swój tegoroczny album Machine Called Life w całości oraz cztery kompozycje z debiutanckiego krążka 2Years 2Late (Change, Keep Calm, Mist i Time, które zwieńczyły występ). Cóż mogę napisać? Dawno nie byłem na takim koncercie, który tak by mnie pochłonął. Siedziałem sobie w komfortowej, nowoczesnej sali z prawie bezbłędnym brzmieniem i słuchałem muzyki z dwóch świetnych dla mnie płyt. Tegoroczną Machine Called Life recenzowałem dla naszego serwisu i to jeden z moich ulubionych polskich albumów tego roku. Debiut trafił do mnie w całości w minioną sobotę i jest równie intrygujący. Obiecałem sobie nawet, że jeszcze o nim u nas napiszę.
Bardzo mi się podoba to, co łodzianie grają. Często motoryczny, nieco transowy, osadzony na soczystym głębokim basie i treściwie nabijanym rytmie. Do tego okraszony absolutnie nośnymi, ale nie banalnymi melodiami. A wyrazistości wszystkiemu dodaje bardzo specyficzny i dość wysoki wokal Łukasza Woszczyńskiego, który w dużej mierze stanowi o oryginalności ich brzmienia. Nie są może scenicznymi lwami, a sam Woszczyński jest na scenie dość introwertyczny, jednak…
…patrzyłem sobie na ich występ, w selektywnym brzmieniu, z ekspansywnymi i różnorodnymi światłami oraz (zgodnie z obietnicą zespołu) multimedialnymi klipami przygotowanymi do każdej kompozycji, wyświetlanymi na ogromnym ekranie, i z każdą chwilą rosła we mnie konstatacja. Że tak – bez urazy - niszowy zespół tworzy, produkuje i wykonuje tak profesjonalne sztuki na żywo. Do tego ze świadomością, że nie trafi to do wielkich hal i na stadiony. A jednak panom się chce.
Fajnie, że tego wieczoru dopisała publiczność. Może nie było „soldoutu”, jak dzień wcześniej, w tym samym miejscu, na Quidamie i Amaroku, jednak sala frekwencyjnie wyglądała okazale a obie formacje zostały docenione gromkimi brawami.
Tekst: Mariusz Danielak
Foto: Krzysiek Jester Baran [Foto Jester]
Po więcej zdjęć zapraszamy pod poniższe linki: