Prosto z Wysp do kraju nad Wisłą przylecieli jedni z najznamienitszych przedstawicieli kanterberyjskiej sceny muzycznej, Soft Machine. Maszyniści zawitali do Polski z zamiarem zagrania czterech koncertów w czterech różnych miejscach. Pierwszy z nich odbył się w Katowicach w – mieszczącym się w ponad stuletnim budynku – kinoteatrze Rialto, w którym niegdyś grywali Jan Ptaszyn Wróblewski, SBB i Erik Truffaz.
Tuż po godzinie dziewiętnastej, w pogrążonej w onirycznej czerwieni sali pojawili się ONI – Soft Machine w gruntownie „odmłodzonym” składzie. Zmarłego przed dwoma miesiącami Johna Marshalla – Softa o najdłuższym stażu w zespole, grającego z nim od rozwiązania współpracy z formacją Iana Carra Nucleus w 1972 roku – zastąpił na perkusji, znany czytelnikom ArtRock.pl z jednorazowego duetu z Sylwią Białas (Sirkis/Bialas IQ Our New Earth), pochodzący z Izraela, Asaf Sirkis. Na basie – zamiast sławetnego weterana tego instrumentu strunowego Roya Babbingtona, który, podobnie jak nieodżałowany „garkotłuk”, trafił do SM ze wspomnianej przeze mnie wyżej grupy muzycznej szkockiego trębacza – zobaczyliśmy związanego również z Canterbury Scene Freda Theloniousa Bakera. Młodszym odeń Softem, ale za to o zdecydowanie dłuższym stażu w zespole, jest saksofonista i flecista jazzowy, pogrywający też na elektrycznym pianinie Rhodesa, Theo Travis, którego porywającą grę zarejestrowano już na niejednym albumie Porcupine Tree, Stevena Wilsona, JBK, Gongu, No-Mana i The Tangent. (Nawiasem ujmując, wystąpił on również u boku Davida Gilmoura z Pink Floyd na ostatniej jego trasie). I to właśnie on, jak również najstarszy w ekipie Maszynistów gitarzysta John Etheridge stanowią obecnie solidny jej trzon.
W repertuarze przedstawionym 23 listopada br. przez czwórkę Softów znalazło się kilkanaście kapitalnych, melodyjnych i przyjemnych dla ucha utworów, utrzymanych, jak nietrudno się domyśleć, w estetyce szeroko pojętego jazz fusion z elementami zgrzytliwej psychodelii (Joy of a Toy), drapieżnego rocka (Other Doors, Grapehound) i jedwabistego ambientu (Careless Eyes, The Visitor at the Window). Zespół promował tamtego czwartku wydany latem bieżącego roku nowy album studyjny Other Doors, z którego usłyszeliśmy sześć, skądinąd nie byle jakich, numerów: melancholijny Careless Eyes, nastrojowy Penny Hitch, zgrywny Joy of a Toy, tkliwy The Stars Apart, eksperymentatorski The Visitor at the Window oraz temperamentny tytułowy. W opublikowanym ostatnio na naszym portalu wywiadzie z gitarzystą SM przyznał on, że w muzyce „interesują [go bardziej] emocje niż wirtuozeria”. Tych nie zabrakło oczywiście podczas katowickiego występu tego kanterberyjskiego fenomenu muzycznego. Nie sposób było je wszak powściągnąć, gdy swoje sola grali dwaj najbardziej doświadczeni Maszyniści – Etheridge i Travis. Partie gitary były zresztą nieodzowną cześcią każdego utworu tamtego wieczoru. Te, w połączeniu z unikalnym vibrato pianina Rhodesa w takim choćby Penny Hitch, wywoływały prawdziwe dreszcze rozkoszy u wielbicieli fuzji jazzu i rocka. Największe wrażenie jednak wywarło na mnie brawurowe wykonanie niegranego przez zespół od prawie ośmiu lat, nieprzeciętnego, pochodzącego z wydanej w 2006 roku płyty The Soft Machine Legacy, kawałka Grapehound. Poprzedziła go osobista dedykacja Etheridge’a pod adresem autora niniejszego tekstu. Toteż z prawdziwą przyjemnością wysłuchałem tej zagranej specjalnie dla mnie, niesłychanie ekscytującej próby kreatywności i przebojowości londyńskiego wioślarza; próby skupionej wokół ofensywnych sól saksofonu tenorowego i gitary elektrycznej – bardzo dynamicznych i krewkich. Równie ekscytujących i niesłychanie szaleńczych szarż, z dodatkiem ogłuszającego transu w partiach rytmicznych, możemy się też doszukać w twórczości innych artystów, choć nie zawsze przecież związanych ściśle z muzyką synkopowaną o europejskim rodowodzie – ad exemplum The Legendary Pink Dots Pain Bubbles, Esbjörn Svenson Trio Behind the Yashmak, Gong Master Builder czy Nucleus Song for a Bearded Lady.
Nie tylko jednak muzyką żyliśmy tamtego dnia. Lider Softów nie dość, że udzielał się dużo jako solista, to pełnił również rolę konferansjera z prawdziwego zdarzenia, snując ciekawe opowiastki zaczerpnięte z życia estradowego. Kto by na przykład przypuszczał, że swego czasu grał on na żywo przed jednym z najbardziej kanonicznych gitarzystów, Jimim Hendriksem, i otrzymał nawet odeń zdawkową pochwałę? To nie była jedyna historia zasłyszana przez publiczność tamtego wieczora, choć oczywiście ta przyszła do kinoteatru posłuchać głównie muzyki, a nie gadaniny. Odnotować zatem należy, iż Soft Machine wykonali jeszcze kilka rozpoznawalnych kompozycji – klasyczne Facelift i Kings and Queens, nie mniej monumentalne Tales of Taliesin i Gesolreut oraz zawierającą „szkarłatny” pierwiastek King Crimson Relegation of Pluto z dorobku saksofonisty (por. Theo Travis Double Talk), opowiadającą o ostatecznym skreśleniu Plutona z listy planet. Na koniec Wyspiarze zagrali też sztandarową melodię Karla Jenkinsa Hazard Profile part 1 z długim, wirtuozowskim popisem Etheridge’a na gitarze, zwieńczonym równie błyskotliwym, co nienadętym solem prawdziwej saks-bomby tego superowego show, Theo Travisa.
Nagrodzeni owacją na stojąco muzycy zeszli zadowoleni ze sceny. Notabene sam Etheridge przyznał później, że jest zachwycony organizacją jesiennej trasy koncertowej Soft Machine w Polsce i, co za tym idzie, może skupić się wyłącznie na graniu. Dodał też, że chętnie znowu odwiedzi nasz kraj, co bezapelacyjnie jest dobrym prognostykiem dla gros miłośników nie tylko tradycyjnej synkopy.