strona 5 z 7
Krzysztof Niweliński
Pod względem muzycznym rok 2016 uważam za nader udany, a wszystko dzięki temu, że ukazały się w nim płyty: artystów obecnie nieodżałowanych (David Bowie ★ vel Blackstar; Leonard Cohen You Want It Darker); powracających z zaświatów (Miles Davis Quintet Freedom Jazz Dance: The Bootleg Series, Vol. 5); po mistrzowsku dyrygujących sobie i innym (Krzysztof Penderecki Penderecki Conducts Penderecki, Vol. 1); tkwiąc w przeszłości ogłaszających zmiany (Charles Bradley Changes); po zdiagnozowaniu dysocjacji szykujących się do zakończenia kariery (The Dillinger Escape Plan Dissociation) bądź – pomimo nieomal chrystusowego wieku lidera – zapowiadających się wcale dobrze (Shabaka and the Ancestors Wisdom of Elders); prezentujących nieprzesadnie popularną muzykę (Kamil Piotrowicz Sextet Popular Music), wbijającą w fotel i zmuszającą do wpijania weń paznokci (Nails You Will Never Be One of Us); przesiadujących w poczekalni (Tindersticks The Waiting Room), włóczących się w okolicy Chicago i Delty (The Rolling Stones Blue & Lonesome), hen wysoko latających (Swans The Glowing Man), orbitujących w gronie Plejad (Gorguts Pleiade’s Dust) tudzież odbitego w sadzawce Księżyca (Radiohead A Moon Shaped Pool); nagrywających głównie samowtór (75 Dollar Bill Wood/Metal/Plastic/Pattern/Rhythm/Rock), samotrzeć (Jachna/Mazurkiewicz/Buhl Dźwięki ukryte; LAM LAM), samoczwart (Daevid Allen Weird Quartet Elevenses; Jack Dupon Empty Full Circulation), ba! – samopiąt nawet (Light Coorporation 64:38 Radio Full Liv(f)e), choć i w liczniejszej jeszcze grupie, dla przykładu plemiennej (A Tribe Called Quest We Got It From Here… Thank You 4 Your Service), także (Innercity Ensemble III); trawionych wewnętrznym ogniem (Neurosis Fires Within Fires), ulegających przemocy rozumu (Meshuggah The Violent Sleep of Reason); starających się przetrwać (Survive RR7349) wśród kreowanych przez wyobraźnię (Steve Moore The Mind’s Eye) dziwnych rzeczy i dźwięków (Kyle Dixon, Michael Stein Stranger Things, Volume 1 (A Netflix Original Series Soundtrack)), oktetu urojeń (Wójciński/Szmańda Q-tet Delusions); ze smutku (Colin Stetson Sorrow – A Reimagining of Gorecki's 3rd Symphony) popadających w depresję (Iggy Pop Post Pop Depression), kończących na drzewie (Nick Cave and the Bad Seeds Skeleton Tree), radujących się z życia po życiu (Gong Rejoice! I’m Dead!); za mniej lub bardziej twórcze figury na pięciolinii nagradzanych indywidualnie (Wacław Zimpel Lines) lub zespołowo (Lotto Elite Feline); last but not least, artystek śpiewających o miłości (Ola Bilińska Libelid), siadających przy stole (Solange A Seat at the Table) do kruchego (Gaba Kulka Kruche), nie plujących sobie w brodę (Brodka Clashes), wbrew nadziei walczących o lepsze jutro (PJ Harvey The Hope Six Demolition Project).
Płyty rzekomo najlepszej nie wskażę, gdyż nie potrafię. A zresztą po kiego diabła miałbym wskazywać, skoro każdemu i tak co innego najbardziej się spodoba, toteż sam wybierze sobie to, co dlań najlepsze,? To, co wyżej, to właśnie część płyt, jakie w minionym roku, z różnych zresztą względów, na pewien czas przykuły moją uwagę; co bynajmniej nie znaczy, że od początku do końca są tip-top, wiekopomnymi dziełami bez zmazy i skazy.