ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

koncerty

06.12.2016

BOVSKA, Łódź, Wytwórnia, 04.12.2016

BOVSKA, Łódź, Wytwórnia, 04.12.2016

Na niektóre koncerty wybieram się kierowana wyłącznie ciekawością. Stąd też kompletnie nie wiedziałam czego spodziewać się po artystce usłyszanej kiedyś w czołówce pewnego polskiego serialu. Chcąc jak najszybciej sprawdzić co kryje się za intrygującą niewiadomą pod postacią Bovskiej, przekraczałam próg łódzkiej Wytwórni bardziej niecierpliwie niż zwykle.

Kiedy weszłam do sali klubowej scena była klimatycznie oświetlona, ludzie rozochoceni ostatnimi godzinami weekendu, a z głośników sączyła się przyjemna muzyka. Na pierwszy rzut oka tłumów nie było. Mogłam swobodnie zająć dogodne miejsce w odpowiedniej odległości od sceny, żeby mieć najlepszy dźwięk i jednocześnie dobry widok. Bo już przez układ świateł widziałam, że to będzie show, na którym warto zawiesić oko. Podobną myśl miałam rok wcześniej, oczekując w warszawskiej Stodole na występ IAMX. Tyle że tym razem zamiast mrocznej burleski czekał mnie kwiecisto – hipnotyzujący performance.

Jak się później okazało, wspomnienie Chrisa Cornera nie opuściło mnie aż do końca koncertu.

Zanim tłum powitał głośnymi okrzykami Bovską, jej dwaj koledzy z zespołu, Jan Smoczyński oraz perkusista Paweł Dobrowolski, rozpoczęli głębokim, buczącym bitem. Początkowo wiele osób chyba nie bardzo wiedziało, jak ma się obchodzić ze swoim pobudzonym dźwiękami ciałem, ale wraz z upływem utworów, Wytwórnia dała się ponieść na fali elektro-popowej miękkości. Przy „Kaktusie”, „Bombie”, „Póki czas” czy „Składaku” zgromadzona publika śpiewała razem z artystką, bawiąc się niemal jak na solidnej imprezie. Podobała mi się ta prosta energia. Podobał mi się czysty wokal i świetnie zagrane, barwne aranżacje, które w niektórych momentach rozmachem przypominały wyżej już wspomnianego Amerykanina.

Czekacie na jakieś „ale”? Słusznie. Oto nadciąga.

Nie podobała mi się interakcja z publiczności i zachowanie sceniczne Bovskiej. Spodziewałam się, że przy takich brzmieniach i gatunku muzycznym nie będzie to wyglądało jak na postmetalowej stypie, ale poziom infantylności samej wokalistki sprawił, że szybka mojego licznika pękła. Wydaje mi się, że to Artur Rojek powiedział kiedyś, że jak ma opowiadać bzdury między utworami, to woli już nic nie mówić. I zaprawdę obrał taktykę doskonałą. Początkowo nie rozumiałam dlaczego Smoczyński zaczyna utwory jeszcze nim Bovska skończy mówić, ale po krótkim czasie to do mnie dotarło. Piszę to teraz z ręką na sercu – jeszcze nie byłam na koncercie, na którym artysta mówiłby tak wiele zbędnych słów. Bovska niefortunnie spłaszczyła swój występ, przekaz utworów, aż wreszcie – odbiór siebie jako artystki. Nie wątpię, że mogło to trafiać do tej bardziej zachwianej części fanów (czyt. zachwianej sensu stricto), która odpowiadała za krzyki „Jesteś boska!”, jak i do tych najmłodszych, którzy przydreptali z rodzicami czy opiekunami. Okej. Ale jak już ruszamy w trasę to festyny i zabawianie przedszkolaków (tych mentalnych również) pozostawiamy za sobą, a do specjalnego case’a wrzucamy dojrzałość sceniczną.

Pod kątem oprawy i brzmienia koncert był naprawdę dobry, i tutaj chylę czoła. Dotkliwie zabrakło mi jednak czystego artyzmu, na który składa się między innymi odpowiednio utrzymany dystans do publiczności oraz powstrzymanie się od pozdrawiania przyjaciół przez mikrofon, tak jakby się właśnie dostało pierwszy w życiu telefon z Radia Zet i wygrało składankę hitów z ostatnich 20 lat. Na kubkach smakowych pozostał mi posmak pewnego rodzaju amatorszczyzny i delikatnego zażenowania. I niestety żaden kaktus na głowie tego nie zmieni. Mam jednak przeświadczenie, że jeżeli Bovska przepracuje w sobie etap dziewczynki, będzie porywała do wspólnej zabawy stadiony, a tysiące będą skandować jej teksty.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.