ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 11.05 - Kraków
- 12.05 - Lublin
- 10.05 - Łódź
- 11.05 - Warszawa
- 17.05 - Gorzów
- 18.05 - Szczecin
- 19.05 - Bydgoszcz
- 17.05 - Wrocław
- 19.05 - Katowice
- 20.05 - Ostrava
- 21.05 - Warszawa
- 22.05 - Kraków
- 25.05 - Łódź
- 25.05 - Zabrze
- 26.05 - Zabrze
- 08.06 - Żórawina
- 29.06 - Toruń
- 30.06 - Toruń
- 11.07 - Bolków
- 12.07 - Bolków
- 13.07 - Bolków
- 14.07 - Bolków
- 12.07 - Żerków
- 13.07 - Katowice
- 14.07 - Katowice
- 17.07 - Warszawa
- 21.07 - Warszawa
- 26.07 - Łódź
- 27.07 - Łódź
- 28.07 - Łódź
- 27.07 - Ostrów Wielkopolski
- 28.07 - Ostrów Wielkopolski
 

wywiady

09.09.2011

Mam na pewno swój styl oryginalny, ale nie jestem awangardzistą

Mam na pewno swój styl oryginalny, ale nie jestem awangardzistą Rozmowa z Tymonem Tymańskim przy okazji koncertu Tymon & Transistors

strona 2 z 2

M.P.: Genialne te nowe utwory: dupę urywa! Jak myślisz, po wydaniu tej płyty Grzesiek Skawiński znowu przyjdzie do Ciebie i powie „słuchaj, stary, to jest ponadczasowa płyta” tak jak po P.O.L.O.V.I.R.U.S-ie?

Tymon: Myślę, że nie powie. Akurat się dostało Kombi (zespół Tymona zaśpiewał o Kombi dwa utwory pod wymownymi tytułami: Nie mam mózgu i Królowie gówna – przyp. M.P.), ale nie tylko ich karykaturujemy, też paru innym zespołom się dostało. Jest Pidżama Porno, T.Love, nawet Voo Voo. Akurat Kombi najłatwiej skarykaturować, ponieważ to jest muzyka dość obleśna. Tym bardziej obleśna, że to świetni muzycy są. Stąd też z premedytacją walę z armaty w ten kurnik zwany zespołem Kombi. Zaniechanie wynikające ze sporej inteligencji muzycznej i zarazem dawanie publiczności gniota jest czymś karygodnym. Dlatego wolę zdecydowanie Dodę czy nawet Wiśniewskiego, bo wiem, że nie mieli starszych braci i nikt ich po prostu nie wychował na lepszej muzyce. Mają jakieś tam warunki czy talent. Ja się wychowałem na fajnej muzyce, bo miałem brata starszego. U mnie na Wrzeszczu był rygor słuchania muzyki ambitnej. Stąd Zappa, Beatlesi, King Crimson i potem jazz. Kombi mogliby grać coś ambitniejszego. Nie mówię że Petera Gabriela. Jest dobry pop i zły pop. A to jest słaby pop.

M.P.: Część piosenek śpiewasz po angielsku, część po polsku. Wiem, że studiowałeś anglistykę, że dobrze znasz ten język, bez problemu się w nim wyrażasz. Ale właściwie do kogo są kierowane te utwory?

Tymon: To jest pytanie. Moja muzyka jest w ogóle taka… dwoista… i ona (wydaje mi się, że szczególnie to widać w Transistorach) ma takiproblem dwoistości. Nie wiadomo, czy ona ma być śmieszna czy poważna. Liryczna czy sowizdrzalska. Po polsku czy po angielsku. Jazzowa czy rockowa. I coraz bardziej się godzę z tym rozkrokiem. I nie jest to łatwe. Bo sam się pytam: dla kogo to jest?

M.P.: Te angielskie nie mają tak dobrego odbioru jak te polskie, ot choćby P.O.L.O.V.I.R.U.S. czy Wesele

Tymon: Ale to zależy. Na przykład moja dziewczyna mówiła, że słyszała ostatnio, że powinienem pisać po polsku, bo jestem takim drugim Ciechowskim. To jest bardzo fajne porównanie, bo on był świetnym tekściarzem. Niepotrzebnie zaniechuję pisania po polsku, bo to jest precyzyjna robota literacka i to o czymś jest. Na pewno fajny komplement, bo Ciechowski był strasznie precyzyjnym tekściarzem i bardzo lubię słuchać jego płyt, zwłaszcza pierwszych. Ale z drugiej strony wychowałem się na rocku anglosaskim. I chciałbym robić to i to. Oczywiście, pytanie jest bardzo zasadne. W Polsce lepiej się reaguje na teksty po polsku, bo one coś przekazują i się z czymś kojarzą, jakiś Pan Cegiełło, jakaś piosenka o szantach. Wszyscy łapią odniesienie, kumają, śpiewają. Po angielsku zaczynasz się bawić w ezoterykę, hermetyczność pewną. A wracam do tego, bo dla mnie ten rock najbardziej wybitny był śpiewany po angielsku: Doorsi, Beatlesi, The Velvet Underground, Bob Marley. Mają jednak teksty w obcym języku i dlatego zbudowałem sobie taki świat w głowie, który staram się komentować. Piosenki konfrontuję z tym światem w mojej głowie, poniekąd idealnym. Światem numerów lat 60., 70., 80., gdzie poetyka rozgrywa się na niwie języka angielskiego. Dlatego siedzę w tekstach angielskich, literaturze angielskiej. Dla kogo to jest? Nie wiem. To jest rodzaj takiej butelki z SOS. Może to gdzieś trafi na Zachód. Czasami jest tak, że jeździmy do Czech czy do Niemiec, czy do Anglii. Wtedy te numery mają sens, bo śpiewanie Dymać Orła Białego czy Ewakuacji nie ma tam sensu. Oczywiście ma to mniejszy sens niż pisanie po polsku. Niemniej staram się robić obydwie rzeczy, chociaż jest to rodzaj pewnego żonglowania, które nie zawsze jest szczęśliwe. Myślę o Polskim gównie, gdzie jest 15 numerów Transistorów i 15 utworów zespołów pastiszowanych. To nam ubogaci repertuar na tyle, że będziemy mieli na następne 10 lat piosenek ze śmiesznymi tekstami. A przy okazji ta druga, ta bardziej poważna twórczość to jest muzyka z angielskim tekstem. Ale Bigos Heart to nie jest numer poważny. To taka schiza moja, którą jeszcze bardziej potwierdzam, że mam problem z tym, żeby się sklasyfikować. Może na tym to polega. Trzeba to przyjąć jako dobrodziejstwo inwentarza.

M.P.: Wspomniałeś o King Crimson. Słuchałeś może reedycji ich płyt z okazji 40-lecia debiutu?

Tymon: Nie. Mam parę płyt, nawet kupiłem sobie ostatnio moje ulubione płyty z dzieciństwa, m.in. Larks’ Tongues in Aspic. Byłem w Glasgow z Marcinem Gałązką na tej sesji akompaniując naszemu przyjacielowi. Graliśmy muzykę folkową w klimacie Neila Younga i Dylna. I przy okazji Daniel nas zaprosił do sklepu z tanimi superfajnymi płytami. Nowe, nie second hand. Zajebiście dziwne płyty, mniej znane, np. kapela Love, o której dużo słyszałem, ale nie kupiłem tej płyty Love – kapeli kalifornijskiej, która była wtedy punktem odniesienia dla Doorsów. I dużo innych dziwnych rzeczy, które kosztowały po 2-5 funtów. Ceny w Polsce niewiarygodne. Więc kupiłem parę płyt Crimsonów. In the Court… jest płytą trochę przegraną, w sensie: zbyt często graną i zbyt megalomańską i patetyczną. A ja lubię te lżejsze piosenki, np. I Talk to the Wind to piosenka mojego dzieciństwa.

M.P.: A Moonchild całe trawisz?

Tymon: Oczywiście, że tak. To dwa najfajniejsze numery. Gdy ten zespół się napusza… Nie, bo powiedziałbym tym samym coś przeciwko Larks’ Tongues…, która jest niebezpieczna… ryzykowna. Ona cała jest na takiej nucie dość tytanowogroźnej. Świetna płyta, zajebista. Najlepsza, jaką Crimson nagrał. Easy Money, te suity, piękna ballada The Great Deceiver.

M.P.: To jest akurat z następnej płyty. I to nie jest ballada.

Tymon: Great Deceiver?

M.P.: Mhm…

Tymon: No to: ta da da ta da ta da da (Tymon nuci).

M.P.: To Book of Saturday.

Tymon: Tak? OK. Uważam, powiem tak ryzykownie, że najlepiej Frippowi wychodziły ballady. Fripp nie był supersprawnym gitarzystą improwizującym. Był gościem zbyt matematycznym. Jemu zajebiście brzmiały te ballady. Mają w sobie troszeczkę Beatlesów, ale mają też inny świat, taki Frippowski. Własny, prywatny świat Frippa. Te wszystkie takie free rockowe rzeczy są troszeczkę nieudaczne czasami. Słuchasz tego po latach i odnosisz do free jazzu i… to nie jest tak dobre. Nawet zespół Zappy gra lepiej. Ale Crimsoni sprawdzają się w balladach i tych matematycznych jazdach jak właśnie na Larks, gdzie są te połamane rytmy z Brufordem. Ale też lubię pierwszą płytę bardzo. Uważam, że w ogóle parę płyt było zajebistych. Już nie za bardzo lubię te płyty późniejsze z lat 80. Trochę przegapiłem te wszystkie Thraki. Mało tego słuchałem. Lubię Adriana Belewa. Uważam, że to też jest bardzo ładny gitarzysta. Ale już jakoś przestałem słuchać Crimsonów, bo w tym czasie zacząłem się interesować inną muzyką. Niemniej w dwudziestce moich najważniejszych zespołów.

M.P.: Co się dzieje z Twoją stroną internetową. Ostatnie aktualizacje w styczniu, na forum jacyś spamerzy hasają… Narzekasz, że ludzie nie przychodzą, a skąd mają wiedzieć, skoro na stronie nie ma informacji na ten temat?

Tymon: Tak… Tak… Muszę się zabrać się za to Ostatnio kolega obiecał, że tę stronę przerobi całą. Dlatego to zaniedbałem, bo on pracuje nad przeróbką tej strony. Ale miał ostatnio problemy i czekam. Stąd też przestałem tam zaglądać, bo drażni mnie cały ten lay out. Powiedziałem mu, by zrobił coś w klimacie Beckowskim. Żeby trochę przekwasił tę stronę, żeby to nie było takie oczywiste. Podoba mi się intro, ale dalej różnie bywa, bo to kolega robił, który…

M.P.: Stara html-owska szkoła…

Tymon: Dokładnie. On jest bardziej od technicznej obsługi strony niż od grafiki. Stąd też, masz rację, jest nieco zaniedbane. Ale tak to jest, jak człowiek się nie może zdyscyplinować. Ale zabiorę się za to na jesieni przy okazji zrobienia strony Yass Records.

M.P.: Tak się zastanawiałem: Twoja strona jest, jaka jest, ostatnio Kazik miał tę scysje z fanami różne, Coma też zamknęła swoje forum, bo się z fanami pożarła. Internet nie obraca się przeciwko muzykom? Nie pojawia się druga strona tej demokratyzacji?

Tymon: No, jest to dość specyficzne medium. Ja to szczególnie widzę, gdy piszę blog. Blog piszę odpłatnie, to jest część mojej formy zarobkowania. Płaci mi Wirtualna Polska. Lubię pisać felietony, ponieważ one mnie dyscyplinują. I do Wyborczej przez 5 lat i do Metropolu. To są takie sytuacje, które uczą mnie dyscypliny pisarskiej, jak mam jakiś problem. Może być to problem o Mourinho i Realu, a może być też PKP, zależy od dnia. Lubię czasami wylać jakieś emocje, żółć. Jak jest rzecz liryczna to o Sydzie Barrecie, którego odkryłem na nowo, czy Beehearcie. Są teksty lepsze i gorsze, wiadomo. Niektóre są bardziej na zamówienie. Czasami są to teksty naprawdę z serca, bo mam jakiś problem i muszę się wylać z tym. Ale cóż… Jest to strona, która ma bardzo duży odbiór. Myślę, że co najmniej połowa ludzi czyta mnie dość negatywnie i odbieram to dość naturalnie, że skoro zarabiam za to, to też ludzie mają prawo mnie obrażać. Też prezentuję poglądy, jeśli nie radykalne, to swoiste. Jeżeli chodzi o Kościół (jestem antykościelny, choć nie antychrześcijański), o filozofię życia zbliżoną do buddyjskiej. Jest to spore dziwactwo w Polsce. Muzycznie jestem też pojebem mega. Mam dosyć ostre poglądy, chociaż nie chcę też dać się za nie zabić. I z tym dziwactwem wielu osobom nie pasuję, a Polska jest krajem, gdzie wysoce pogłębiony indywidualizm wciąż leży większości. Dowodem chociażby stosunek do Kościoła, który w Irlandii już nie sprzedaje się tak dobrze. To kwestia też pewnej cierpliwości. Jeśli chodzi o fanów... Wydaje mi się, że Kazik trochę sam zadarł z fanami.

M.P.: Mam wrażenie, że w sporej części wynikło to z tego, że Kazik do końca nie łapie, jak funkcjonuje internet.

Tymon: Myślę, że Kazik ma też trudny okres, tak życiowo. I gdzieś tam wylało mu się za dużo. Nie będę go bronił, bo nie jestem osobą, która uważa, że należy bronić na siłę artystów, a jebać fanów. Uważam, że ten fan, który miał problem z jego filozofią promowania syna, miał rację. Są to fani, którzy często dość bezkrytycznie przez całe lata wspierają Kazika. Zresztą znam takich ludzi. I artyści często czują się dotknięci, że trzeba tych fanów traktować na specjalnych warunkach. A trzeba! Jeśli ktoś słucha cię 20 lat i kupuje twoje płyty, to myślę, że warto tym ludziom pokołysać jaja. Nie można po prostu robić im takich rzeczy, że się traktuje ich jak wasali. Kazik stracił trochę poczucie taktu. I to jest w ogóle tak z tym biznesem, że w interencie spotykasz się z ludźmi, którzy są anonimowi. Powinieneś być generalnie ostrożniejszy, taktowniejszy. Połowa ludzi będzie cię nienawidziła, obrażała. To są anonimy. Nie ma co się tym przejmować. To jest niezła nauka asertywności. Się okazuje, że piszesz o kimkolwiek… o Jarre’e i nagle wyskakuje tylu fanów Jarre’a i piszą: „Ty zero! Ty worku troci! Sprzedałeś 100.000 płyt. A ile Jarre sprzedał?” A ja piszę: „Jarre jest po prostu zerem dla mnie i tyle”. A oni: „Ty gnoju!” I to jest śmieszne. Czasami myślę, że to jest taka walka poglądów. Jak to powiedział Dirty Harry, czy inna postać Clinta Eastwooda: “Opinions are like assholes. Everybody's got his own”. Im bardziej ta opinia jest jakaś ostra, ryzykancka, tym bardziej się narażasz na niepochlebny odzew. Więc myślę, że ludzie, którzy mają kanciaste poglądy, jak ja, powinni się z tym liczyć, że mogą być krytykowani.

M.P.: Że tak spytam Cię fragmentem jednej z twoich piosenek: Czy lubisz robić gówno?

Tymon: Na pewno sprawia mi przyjemność wysranie się.

M.P.: A tak mniej dosłownie. Na przykład pod kątem płyty.

Tymon: Robić gówno… Gówno, jeśli chodzi o płytę i film, męczy mnie straszliwie. Mam nadzieję, że wysram się tym gównem raz a dobrze i zostawię to gówno z tyłu; zresztą jak większość gówna, które robimy. Pomyśl sobie o morzu gówna, czy o tonach gówna, które zrobiłeś, to się okazuje, że przed twoim podwórkiem może stanąć masa gówna wielka jak Czomolungma. Jak człowiek pomyśli, ile wysrał w ciągu życia…

M.P.: Srałeś szałas, a wysrałeś wieżowiec…

Tymon: Dokładnie! Ale akurat ten film Polskie gówno jest terapią moją, autoterapią. Te tarapaty, w jakie wpadam w związku z filmem sprawiły, że w końcu zrozumiałem, o czym ten film jest. Bo pyta mnie Smarzowski: „Dobra, powiedz, o czym jest ten film. Bo nie powiesz że to jest film, który obraża Kombi i koniec”. I wówczas miałem czas, żeby pomyśleć, o czym to jest. I koniec końców wyszło, że jest o przyjaźni. O akceptacji tego, że gram off, jestem w drugiej lidze medialnej. Jeżdżę z bandą matołów (sam jestem matołem) w starym busie, piję browary, gram dla najebanych studentów. I to jest piękne!!!

Warszawa, 21 VIII 2011

 

Czytaj na stronie: 1 | 2

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
Picture theme from Riiva with exclusive licence for ArtRock.pl
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.