Miłosz Pieńkowski: Napierdalator, M@upy i motory, Rycerze, Rzynczyn, Mięgwa* – takie fajne nazwy robocze utworom nadajecie. Czemu później ostatecznie te tytuły są takie poważne?
Piotr Kocimski (gitarzysta): Tak się jakoś składa, że w momencie, kiedy ubieramy płytę, zaczynamy myśleć o jego koncepcji, wtedy rodzą się tytuły i wtedy też staramy się w miarę popłynąć, że tak powiem, z jakimiś emocjami i z jakimś przemyśleniem związanym z głównym motywem przewodnim całego albumu i w ten sposób się pojawiają różne propozycje. Też bardzo dużą rolę grają sytuacje, gdy jakiś wokalista dogrywa do któregoś z naszych utworów swoje wokale, ponieważ z reguły jest to jego praca twórcza i on jest niezaburzony przez nas w tym co robi i wtedy bierzemy pod uwagę to, co on w warstwie tekstowej stara się przekazać. Jest to taka wypadkowa naszej muzyki i tego, co jest w tekście. Tak to mniej więcej wygląda.
MP: A propos jednego z tych utworów ze zmienioną nazwą. Dlaczego Mantra (czyli …And Who's the God Now?!), jeden z Waszych najwcześniejszych utworów, trafił dopiero na drugi album, niemal 10 lat po napisaniu?
PK: Musieliśmy się troszeczkę przegryźć tak naprawdę z tym utworem. Nie mieliśmy troszeczkę na niego pomysłu przy pierwszej płycie. On nie pasował po prostu do pierwszej płyty, dlatego też w momencie, kiedy tworzyliśmy drugą płytę i ten koncept nam się co nieco klarował, to wtedy czuliśmy, że ten numer może po prostu tam zaistnieć w odpowiednim momencie i w odpowiedniej formie. Tam też był dogrywany wokal, tam też była duża praca twórcza wykonana przez Maćka Taffa i też to, co on tam zaproponował, wzięliśmy pod uwagę przy tytule.
MP: Teoretycznie, oficjalnie dalej szukacie wokalisty...
PK: No w zasadzie nie szukamy. Nie przesłuchiwaliśmy żadnego wokalisty od jakiś siedmiu lat.
MP: Właśnie chciałem się o to spytać. Czy zdarza się jeszcze, że ktoś pisze do was "wypróbujcie mnie"?
PK: Nie. Nie. Prawdę mówiąc, ostatni raz takie ogłoszenie daliśmy osiem lat temu czy z pięć
Andrzej Kaczyński (basista): No, mnie tam jeszcze w każdym razie nie było. (w zespole od 2007 - przyp. MP)
PK: Tak więc można powiedzieć, że nie szukamy aktywnie. Myślę, że wszyscy potencjalni wokaliści nie wiedzą o nas, więc jesteśmy spokojni.
AK: To jest wyjątkowa sytuacja, że możesz spokojnie robić muzykę, nie ograniczając się żadnym frontmanem, który będzie coś tam kreował. Powoduje to, że muzyka ma taki kształt jaki ma. W przeciwnym razie mogłaby się przerodzić w trochę bardziej ociosaną piosenkowość. A to nas mało interesuje.
PK: Nie interesuje. To znaczy ostatnio muzyka nas w ogóle nas mało co interesuje (śmiech AK), a już taka z piosenkowością w ogóle nas nie interesuje.
MP: A był pomysł, żeby przy okazji któregoś z warszawskich koncertów (lub jakiś innych) zaprosić Mariusza Dudę na gościnne występy?
AK: Właściwie fajnie by było zaprosić Mariusza Dudę. W ogóle wszystkich wokalistów, którzy u nas zagrali w tych utworach, w których wystąpili. Ale raczej byliśmy bliżsi temu, żeby zaprosić Maćka Taffa, żeby za wszystkich wokalistów zaśpiewał numery, które były robione z wokalami. Natomiast on tam ma teraz swoje przeloty i inne sytuacje (Maciej Taff zawiesił działalność artystyczną ze względu na stan zdrowia - przyp. MP). Więc jak nadejdzie odpowiednia chwila, a nie spieszymy się wszyscy jak zwykle, to wtedy, mamy nadzieję, że może coś takiego zaistnieje.
MP: Gracie rzadko – pięć koncertów rocznie. Z czego to wynika? Szanujecie się i nie wybieracie wszystkiego czy tak mało propozycji spływa czy...
AK: Rodziny. Rodziny się porozrastały i obowiązki, wiesz, przyszły.
PK: Tak mi się wydaje, że tych propozycji to jest z reguły mniej więcej dwa razy tyle co gramy tych koncertów, więc też nie ma tak dużo tych propozycji, ale rzeczywiście nie do wszystkich mamy możliwość przyjechać, też jesteśmy pozajmowani innymi rzeczami. Ta muzyka schodzi czasami troszeczkę na drugi plan (a z tego powodu jest nam bardzo przykro… tak naprawdę… często). No i tak to wygląda. Nasz bębniarz się ostatnio udziela w Destruction i też tam w tym roku mają dużo jeżdżenia z nową płytą. Więc tak to wygląda.
MP: Najbliższy album to tak perspektywa najbliższego roku? Pięciu lat?
PK: (śmiech) Prawdę mówiąc, staramy się w sobie kumulować energię twórczą.
AK: Być może, jak się nareszcie uda zdecydować na wykorzystanie najnowszych technologii, czyli założyć e-mail band, to zaczniemy tworzyć to w dość szybkim tempie. Natomiast to musi też w nas dorosnąć albo musimy poczekać na taki moment, kiedy wszyscy będziemy mieli trochę więcej czasu.
PK: Ja myślę, że jak nagramy co, to w perspektywie najbliższych dwóch lat. Tak mi się wydaje. Ale to jeszcze nie jest pewne.
AK: Czyli średnio płyta na pięć lat.
MP: A zamierzacie wykorzystać któreś z tych dawniejszych kompozycji, np. Tap albo Wstemp?
PK: O kurcze, niewielu pamięta chyba takie kompozycje. Noooo... Myślę, że jest to możliwe, żebyśmy wykorzystali tamte numery. Jest też parę innych pomysłów, które nie były zarejestrowane, które gdzieś tam z dawien dawna u nas istnieją. Podobnie jak Mantra, na której nie mieliśmy przestrzeni. Tak więc być może wykorzystamy to. Też by trzeba było trochę nowych rzeczy zrobić; gdzieś tam się z jakąś świeższą energią przegryźć. Po prostu to musi dojrzeć. Jak dojrzeje, jak w ogóle zaistnieje, to myślę, że już pójdzie szybko. Natomiast, no w tej chwili raczej obwąchujemy temat niż jakoś go realizujemy bardzo czynnie.
MP: Dzisiaj gracie w Proximie. Jeden z pierwszych koncertów, przeszło 10 lat temu, także graliście w Proximie i zachował się stamtąd bootleg. Jest szansa na wrzucenie różnych bootlegów i niepublikowanych utworów na Waszą stronę?
PK: Nie wiem prawdę mówiąc. No jest parę… Jest na przykład całkiem fajnie nagrane ze Szwecji jak graliśmy w Slottsskogen w Göteborgu. Jest parę takich rzeczy. W youtubie chodzi też parę takich rzeczy, na przykład z Rostocka.
AK: Tak, ten koncert pod strzechą. Scena typu strzecha. No znakomite!
PK: Nie, nie. To było na Litwie. A Rostock to był festiwal Franka Zappy. Jest taka szansa. Mamy parę takich rzeczy. No ale nie wiem, my najczęściej, że tak powiem, podchodzimy z dużą dozą krytycyzmu do naszych dokonań.
AK: Musimy lubić to, co publikujemy.
PK: I to się rzadko zdarza. Faktycznie. Być może Slottsskogen zarzucimy kiedyś, bo to jest dosyć fajnie zagrane, mimo tego że warunki były dosyć straszne. Natomiast inne rzeczy… No nie wiem, nie wiem. Zobaczymy.
MP: Wrzuciliście parę dni temu na stronę irański periodyk muzyczny. Często otrzymujecie sygnały z takich dość egzotycznych państw?
PK: Tak. Fajne jest to właśnie, że odzywają się ludzie z różnych takich dziwnych miejsc na świecie. Takich niespodziewanych zupełnie. Wpisuje się jakiś gościu z Filipin „kiedy do nas przyjedziecie?"” Też jak byliśmy w Meksyku, to pamiętam, że przyjechała grupka fanów z Chile. Była taka akcja. Z Chile przyjechało 15-20 osób.
AK: No i było: „przyjedźcie! przyjedźcie!”
PK: Tak. „Cześć, my tu na Was specjalnie przyjechaliśmy z Chile.” No, zdarzają się takie sytuacje jak z tym periodykiem irańskim. Tutaj żeśmy pisali na zmianę ten wywiad tak naprawdę.
Wojtek Kozłowski (menedżer zespołu): Ale w ogóle świetna akcja jest z tymi Irańczykami, bo w ogóle nie wiedzieliśmy, że mamy jakichś fanów w Iranie, a okazuje się, że mamy ich bardzo wielu. Iran nam się wydawał jakimś zaściankiem, że tam muzyka ostra… bo ten periodyk jest metalowy, to jest w ogóle największe zaskoczenie – to jest metalowy periodyk. I wydawany w Teheranie.
PK: W ogóle dodają mnie co jakiś czas do znajomych na facebooku ludzie z Iranu…
AK: Mnie z Turcji z kolei.
PK: …i ostatnio niejaki Yazi ArizoonaDream się do mnie odezwał i powiedział, że jestem pierwszym "famous person" na jego "profile", więc bardzo się zdziwiłem. Ale rzeczywiście odczuwamy ze strony Iranu jakiś silny taki fanowski ruch.
MP: Wywiady udzielane w takich państwach czymś różnią się od tych na Zachodzie?
PK: Ja zauważyłem, że wschodnie, te irańskie pytania były takie dosyć głębokie i uduchowione. Bardzo ciekawe. Były bardzo trudne, bo w zasadzie, odpowiadając na większość z tych pytań, to można by całą pracę doktorską napisać tak naprawdę na ten temat, np. o trendy w muzyce Zachodu i Wschodu. Natomiast jakoś tak ci ludzie wschodni są tacy bardziej uduchowieni i starają się takie pytania zadawać; trochę inaczej może niż na Zachodzie.
AK: Dobre to jest, bo to porusza w pewnym sensie, wiesz, konieczność pomyślenia i pochylenia się nad takimi pytaniami. Żyjesz, żyjesz, robisz muzyczkę, nie zdajesz sobie z tego sprawy, że to może mieć jakiś wpływ na kogoś. Że ten ktoś może odbierać „O, ty na pewno masz takie głębokie myślenie, skoro tak grasz…” I nagle zwraca do ciebie takie pytanie, sądząc, że dasz radę. A ty musisz siedzieć i tworzyć.
MP: To teraz może nie uduchowione, ale takie szersze pytanie - w Polsce jest miejsce na taką muzykę, za przeproszeniem, progresywną, czy też sukces Riverside to był po prostu przypadek?
AK: (do PK) Pozwól mi najpierw odpowiedzieć. Ogólnie uważam, że na taką muzykę jest bardzo dużo miejsca w Polsce, tylko jest mało możliwości pokazywania. Krótko mówiąc, wydaje mi się, że zespół Indukti nie jest znany wszystkim, którzy są zainteresowani słuchaniem naszych płyt, rozumiesz? Że nasz target nie dowiedział się jeszcze o tym, w tym miejscu, w tym kraju. I dlatego, być może, fajnie byłoby zagrać na kilku olbrzymich sztukach. I popuszczać to w jakieś mnóstwo miejsc. Bo w tej chwili, oceniam, że takiej stałej publiczności rozsypanej po różnych miejscach naszego kraju mamy z 200 osób. Że jak wydajemy nową płytę, to 200 sztuk się sprzedaje, a potem tam po jeden, po trzy.
WK: Nie no… Przesadzasz. Troszkę lepiej.
AK: No w każdym bądź razie myślę, że jest dużo więcej ludzi, którzy by się przekonali, gdyby się w ogóle dowiedzieli, gdyby była taka możliwość, że oni mają jak się dowiedzieć. Ponieważ jest to niszowe. W sumie jest jakaś moda na odbiór niszowej muzyki.
WK: Tylko wiesz, najłatwiej się sprzedają utwory, które trwają cztery minuty, nie dłużej.
AK: No wiesz, ale ja mówię, o ludziach, którzy mają w dupie czterominutowe utwory i też by chętnie dotarli do czegoś takiego, tylko nie mieli możliwości się z tym zderzyć.
WK: Ja ci powiem tak – że, z punktu widzenia fana (bo też, przede wszystkim, jestem fanem), jak włączam radio w ciągu dnia, to nie słyszę długich utworów. Czasem któremuś dziennikarzowi się uda przemycić jakiś Archive albo jakieś Towary Zastępcze.
PK: W '98 w Radiu Wawa puszczali czasem A Change of Seasons Dream Theater, który trwa ponad 23 minuty, ale to rzeczywiście rzadkości.
AK: Tak, to było 12 lat temu czy 13.
WK: Ale na przykład Archive z koncertu w Zenicie w Paryżu puścili w takim właśnie czasie bardzo dziennym (13-14) i to było dla mnie szokiem, bo nie słyszałem tych nagrań wcześniej.
PK: Wracając do tematu. Pewnie jakaś maszyna marketingowa musiałaby się zająć tego typu niszą, żeby nad nią popracować i rozwinąć. Bo w tej chwili, jak wiadomo, muzyka to jest produkt, prawda? I jeśli nie sprzedaje się go w umiejętny sposób, to on po prostu umiera. I wtedy zespoły działają w taki sposób, że na jednej płycie zarabiają tyle akurat, żeby wydać kolejną płytę. Tak to wygląda.
MP: Wykorzystując chwilową obecność Vaavera - jak występujesz teraz z Destruction za granicą, zdarza się, że po koncercie ktoś podchodzi i mówi, że zna Ciebie także z innych zespołów?
Wawrzyniec "Vaaver" Dramowicz (perkusista): Zdarza się. Zdarzyło się ostatnio w Stodole, wiele osób przyszło. Poza Polską było parę osób, które przyszło i powiedziało „O, ty też grasz w Destruction”. Czyli te osoby znały mnie z Indutki. Nie wiedziały, że ja gram w Destruction także. Ale generalnie poza granicami Polski nie za bardzo. Ale w Polsce wiele osób przyszło, podpisałem mnóstwo płyt. Ludzie wiedzieli, że ja gram i przyszli i przynieśli płyty. Miło. Szkoda, że chłopaków nie było i Ewy.
PK: Ja akurat pełłem ogródek. (śmiech)
AK: Sprężynowałeś ziemię. (śmiech)
PK: Właśnie, Sprężynowałem ziemię. (śmiech)
MP: Jakieś plany koncertowe na ten rok?
PK: Wawrzyk ma dużo planów koncertowych na ten rok. My to tak mniej chyba.
AK: Ja się zająłem opracowywaniem tematu zagrania na Woodstocku (nie wiem, gdzie to jest, kiedyś to było w Kostrzynie… chyba dalej tam jest) i na tym Open'er Festival, ale niestety wszystko uległo w trybach wyborów jury i tak dalej, ponieważ muzyka jest po prostu produktem i są tam jakieś plany inne. Musimy się uzbroić w cierpliwość.
WK: Generalnie też unikamy kwestii jury, że po prostu szanujemy siebie. Uważamy, że jury nie powinno nas oceniać i decydować, czy my powinniśmy zagrać czy nie.
MP: Parę lat temu mieliście przebicie festiwalowe, wygrywaliście, ale niestety jakoś to oklapło.
AK: Ale już mamy to za sobą.
WK: Kiedy zespół był młody i potrzebował jakiegoś rozgłosu, to wtedy żeśmy z tego korzystali…
PK: Teraz zespół jest stary, zgrzybiały…
WK: Może inaczej – w momencie, kiedy nie mieliśmy wydanej płyty, to żeśmy graliśmy na festiwalach, gdzie inni się udzielali. Jak żeśmy mieli wydaną jedną płytę, to żeśmy pojechali do Węgorzewa. Jak żeśmy wydali płytę w Stanach Zjednoczonych, to stwierdziliśmy, że niewiele zespołów w Polsce wydało płytę w Stanach Zjednoczonych i niewiele zespołów w Polsce sprzedawało tam nieźle płytę. W związku z tym uznaliśmy, że jury to może się, że tak powiem... Niespecjalnie dla nas. Decyduje, komu udało się podpisać kontrakt z wydawcą zachodnim i komu udało się sprzedać tam cokolwiek.
Strona zespołu: www.indukti.com
* Oficjalne nazwy wspomnianych utworów:
Napierdalator – Indukted
M@upy i motory (czasami też jako Tu są chomiki) – Tusan Homichi
Rycerze – Nemesis Voices
Rzynczyn – Uluru
Mięgwa – ...and weak II