Konrad Siwiński (Artrock.pl): Na początku powiedz jak trasa koncertowa? Jak Wam się jeździ po Polsce?
Paweł „Drak” Grzegorczyk (Hunter): Super, bardzo fajnie! Gramy nowy utwór „kim”, który niedawno udostępniliśmy. Poza tym sięgamy do NieWolnOści po piosenkę „NieMy”, której jeszcze nie graliśmy nigdy na żywo. Odświeżyliśmy też stare kawałki – z Requiem i Medeis. Wszystkie są świetnie przyjmowane. Jest szaleństwo totalne – trasa się rozkręca i my się rozkręcamy. Szkoda tylko, że jest tak mało koncertów - zaledwie kilkanaście.
KS: Jesteście aktywni na scenie już szmat czasu. Czym się różni Hunter z końcówki lat 80. od Huntera Anno Domini 2017?
Drak: Ten z początku nie narzekał na problemy z kręgosłupami (śmiech). To jest chyba to, co obecnie nam najbardziej doskwiera. Poza tym chyba się nie zmieniliśmy, przynajmniej mam taką nadzieję. Konsekwentnie staramy się robić to, co do tej pory. Rozwijamy naszą muzykę, ale wciąż jest to ten sam Hunter.
KS: Frajda z grania taka sama jak kiedyś?
Drak: Kiedyś graliśmy dla dużo mniejszej liczby ludzi, więc pod tym względem jest inaczej. Teraz docieramy do większej grupy osób i mamy już kolejne pokolenie fanów. Każde z nich ma trochę inne preferencje muzyczne, ale mamy to szczęście, że przychodzą do nas ludzie w różnym wieku. Są nasi rówieśnicy, czyli w połowie setki, jest młodzież, bywają nawet i starsi, ale są też dzieciaki, które mają 10-12 lat. Każdy z nas bawi się jednak tak, jakby miał tyle samo lat i to jest chyba największa magia tych koncertów. Uwielbiam gdy przychodzą rodzice z dzieciakami. Młodzi się bawią, a rodzice sączą sobie piwko i patrzą z rozrzewnieniem jak ich pociechy kręcą młyny pod sceną tak jak oni to robili ileś lat temu. We Wrocławiu przychodzi babcia, córka i wnuczki ze swoimi chłopakami i dziewczynami. Takie rodzinne imprezy to rzecz absolutnie niezapomniana.
KS: Jak sądzisz z czego to wynika? Czy to kwestia ponadczasowości muzyki Huntera? A może jednak ten gust aż tak się nam nie zmienia?
Drak: Chyba aż tak się nie zmieniamy. Ludzie doceniają to, że konsekwentnie robimy to, co naście czy dziesiąt lat temu. Odnajdywali się w tym kiedyś, odnajdują i teraz. Wciąż jesteśmy tym samym zespołem i nadal wkładamy kij w mrowisko (śmiech). Poza tym, zarzut, że gramy dla dzieci, który pojawia się często i wynikający z czystej złośliwości, nie robi na nas wrażenia a tylko utwierdza w tym, że jest tak jak być powinno. Traktuję to zresztą jako komplement. Dzieciaki to nasza przyszłość i jak widzę je pod sceną to się bardzo, ale to bardzo cieszę. Jeżeli ktoś nie zabija z każdym kolejnym dniem w sobie dziecka, z pewnością odnajdzie się na naszych koncertach. Staramy się z całej siły zachować to spojrzenie, nadzieję, radość, a nawet nieuzasadnioną w naszym wieku naiwność, mimo czasem naprawdę ciężkich tekstów. Pewnie nie zmienimy świata, ale możemy spróbować i na pewno zmienić siebie. To nas łączy niezależnie od tego ile mamy lat. Życzę każdemu, żeby jak najdłużej był dzieckiem.
KS: Jak tak jesteśmy przy tych zmianach, a właściwie ich braku, powiedz mi jak Twoim zdaniem zmienia się rynek muzyczny?
Drak: Chciałbym powiedzieć, że na lepsze, ale chyba jest jednak coraz gorzej. Trudno wyciągnąć ludzi z domu, sprzed komputerów, telewizorów - na koncerty, żeby wyszli spotkali się ze znajomymi. To jest niestety znak naszych czasów. Sieć jest z jednej strony błogosławieństwem, bo daje dostęp do wiedzy i możliwości, do różnorodnej muzyki. Z drugiej strony jakoś to wszystko niszczy i wchłania nas. Widzę to nie tylko po moich dzieciach, ale też po sobie. Trzeba bardzo uważać. Dlatego zachęcam wszystkich, żeby chodzili na koncerty, do kina czy teatru. I zwłaszcza na koncerty. W przeciwnym wypadku zespoły nie dźwigną tego. Nagrywamy płyty, których nikt potem nie kupuje, bo każdy sobie gdzieś ściągnie. Ale z tym trzeba się pogodzić. Taki znak czasu. Ale jak już przestaniecie chodzić na koncerty, to w ogóle nie będzie muzyki, bo zespoły będą musiały zająć się czymś innym. I teraz pytanie, czy muzyka nadal jest tak ważna w naszym życiu? Nadal uważam, że to jest jedna z niewielu rzeczy, które tak dają siłę i chęć do życia. Spróbujmy wyobrazić sobie życie bez muzyki. To jakiś koszmar. Fajnie, że zrobił się boom na winyle, niech zaskoczy jeszcze bardziej, byleby ludzie słuchali muzyki. Słuchajmy jej nawet na starych kasetach magnetofonowych, ale nie odcinajmy się. Muzyka jak mało która dziedzina sztuki aż tak uwrażliwia, poszerza horyzonty… Nie potrafię sobie bez niej wyobrazić życia.
KS: Chciałbym uderzyć teraz w bardziej pozytywne rejony, ale chyba mi się nie uda… Teksty z płyty Niewolność i utwór „kim”. Mocne, nie napawające optymizmem. Dlaczego akurat teraz zdecydowałeś się napisać takie słowa? Co byś chciał przekazać?
Drak: Przekaz jest taki, że jestem mocno przygnębiony tym, jak wciąż tak wiele zależy od tak niewielu. Czyli od przywódców rozgrywających swoje, z jednej strony ambicjonalne, a z drugiej wyrachowane wojenki na światowej szachownicy władzy i wpływów. A my czekamy na samym dole, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Czy będzie wojna, czy nie? Zabiją? Nas czy kogoś innego? To wszystko nie dzieje się aż tak daleko, biorąc pod uwagę zasięgi nowoczesnej broni. Pojawia się pytanie, czy to tylko gra i kolejni aktorzy, czy może znak, że zbliża się kolejne przesilenie i nadchodzi kolejna rzeź? To obawa i strach, które czuje już powoli chyba każdy z nas. Nie tak dawno temu ludzie wyrzynali się w byłej Jugosławii. Majdan. Isis. Sierra Leone. A wydawałoby się, że to XXI wiek i wyciągnęliśmy wnioski z Drugiej Wojny Światowej. Musimy sobie to uświadamiać, żeby spróbować powstrzymać to szaleństwo, zdążyć zareagować. Z trzeciej strony trudno nie zadać sobie pytania - czy mamy na to jakikolwiek wpływ? „kim” jest pozornie o oczywistej osobie, ale pojawiają się w nim także kolejne postaci a druga czy trzecia zwrotka skręcają już w zupełnie w inną stronę. Nadal jest to jednak utwór opowiadający o tym jak niewielka grupa osób decyduje o naszym życiu, o naszej przyszłości.
KS: Co w takim razie możemy robić my? Zwykli ludzie?
Drak: Na pewno nie powinniśmy siedzieć bezczynnie. Musimy uważać komu oddajemy władzę, na kogo głosujemy. Mówić o tym, jeśli trzeba - krzyczeć, pisać, śpiewać. Najłatwiej stanąć w kącie i powiedzieć: „a będzie jak będzie i tak nie mam na to wpływu”. W pewnym sensie to rozumiem, ale z drugiej strony ktoś jednak tych ludzi wybiera. Swoją drogą nawet największe imperia w końcu upadały. Tylko jakim kosztem, iloma istnieniami? Dlatego trzeba być czujnym i reagować. Żeby nie trafiło znowu na kogoś, dla kogo miliony ludzi nic nie znaczą. A cel uświęci środki.
KS: Zabrnęliśmy w tematy polityczne to może zostańmy przy nich jeszcze chwilę, ale na poziomie lokalnym. Przez dwie kadencje byłeś radnym w Szczytnie. Jak wspominasz ten czas?
Drak: Pierwsza kadencja, gdy byłem radnym nie była polityką. Byliśmy prawdziwymi samorządowcami
KS: Ale mówią, że to od samorządu najwięcej zależy.
Drak: No właśnie! Jestem bardzo zadowolony z tych pierwszych czterech lat. Udało nam się przełamać wiele barier, w tym stereotyp myślenia, że to też jest polityka tylko na mniejszą skalę. To było bardzo poruszające – stworzyliśmy grupę ludzi, którzy wywodzili się z tak skrajnych partii i stowarzyszeń, że na wiejskiej by pobledli. Udało nam się wnieść ponad podziały i wtedy zmieniło się miasto. Była odpowiedzialność przed ludźmi, którzy nas wybrali i czuliśmy odpowiedzialność także przed sobą. To było coś co udowodniło mi, że można oddzielić politykę od samorządu. To była praca dla miasta, dla ludzi, dla siebie, dla sąsiadów. Później mieszkańcy zadecydowali inaczej, zmieniło się zaledwie kilka osób ale rada miasta - całkowicie. Wystarczyło dosłownie kilka osób, które zaczęły już uprawiać zwykłą politykę. Rozpoczął się wyścig szczurów. To sprawiło, że druga kadencja nie miała już magii poprzedniej, straciłem do tego serce. Nie wystartowałem już do kolejnej, żeby być fair w stosunku do innych i w stosunku do siebie. Okazało się, że aż tak silny psychicznie nie jestem. Trzymam jednak kciuki za moich przyjaciół, którzy jeszcze są w radzie i walczą z polityką. Jeśli ja mam już walczyć to wybieram pisanie. Dlatego decyzji póki co nie żałuję.
KS: Wróćmy do muzyki. Jesteście stałymi bywalcami Przystanku Woodstock. Co mógłbyś powiedzieć o tym festiwalu? Jaki jest naprawdę?
Drak: Mam wielki szacunek do Woodstocku. Właściwie to go uwielbiam. Nie tylko zgadzam się z przesłaniem, ale także kocham grać dla ludzi, którzy myślą podobnie, takich jak my. Pod każdym względem wszystko się tam tak zgadza. Żałuję tylko, że nie da się grać co roku. Na szczęście udało nam się wydać trochę materiału video z dotychczasowych koncertów, ale to oczywiście i tak nie oddaje w pełni atmosfery, która tam panuje. Dlatego zachęcam każdego rodzica, który ma wątpliwości czy puścić dziecko, żeby samemu pojechał, przekonał się na własne oczy. I takich ludzi jest tam mnóstwo. Spokojnie odnajdzie się na Przystanku większość z nas, niezależnie od wieku. Jest oczywiście nagonka na Jurka. Stanął ością w gardle wielu ludziom. Od tylu lat pomaga, ratuje życie. Ciężko byłoby znaleźć kogoś, kto nie skorzystał z pomocy sprzętu medycznego zakupionego dzięki akcjom WOŚP. I co w zamian? Hejt, podejrzenia, oszczerstwa. I nasza, tak legendarna już polska zawiść. Na szczęście jednak się nie poddaje i dalej zmienia rzeczywistość. Automatycznie przysparza mu to rzecz jasna kolejnych wrogów. Ale na szczęście i ludzi stojących za nim murem. I proponuję wszystkim, zanim oplują - zróbcie najpierw dla innych tyle dobrego co on. A nawiązując jeszcze do ostatnich wydarzeń. Sam na koncertach zapowiadam jeden z utworów krzycząc „Jebać wojnę!” A przecież wojna to polityka. Politycy. Mam płacić za takie słowa? Za taki przekaz? W momencie, w którym zaczyna się aż taka ingerencja w wolność słowa i wypowiedzi trzeba się liczyć z tym, że ludzie w końcu nie wytrzymają. A to, że się komuś tego zabrania odniesie dokładnie odwrotny skutek. Czy to naprawdę tak ciężko dostrzec? Zwłaszcza w naszym kraju? Trzeba być naprawdę bardzo krótkowzrocznym lub aroganckim, żeby tego nie brać pod uwagę.
KS: Jak jesteśmy przy festiwalach to zapytam, czy jest jakakolwiek szansa, że będziemy się bawić na Hunter Fest?
Drak: Sprawa jest zamknięta, ale kibicuję wszystkim, którzy chcieliby stworzyć jakiś własny. Im więcej festiwali i koncertów tym więcej muzyki.
KS: Na koniec powiedz mi, dlaczego warto obejrzeć Was na żywo podczas obecnej trasy?
Drak: Jeżeli ktoś chce odreagować stres, pokrzyczeć, poskakać, a do tego łączyć, a nie dzielić, to znajdzie to wszystko u nas. Mimo, że utwory dotykają najwrażliwszych, bolących rzeczy - mówienie o tym oczyści, a wyskakanie i wykrzyczenie pozwoli pozbyć się negatywnych emocji. Wrócicie do domu spokojni i z chęcią do życia. Wyzwolimy energię tak pozytywną i tak potężną, że nawet Kim ze swoimi armagedonowonowowodoropotworami zbledną.
Koncerty:
03.11 - Warszawa - Stodoła
support: Killsorrow + Reload
https://www.facebook.com/
04.11 - Lublin - Graffiti
support: Killsorrow + Reload
https://www.facebook.com/
05.11 - Rzeszów - Life House
support: Killsorrow