ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

wywiady

29.03.2017

Pamiętnik emocji – wywiad z Markiem Juzą, liderem projektu Metus

Pamiętnik emocji – wywiad z Markiem Juzą, liderem projektu Metus

10 lat temu Metus wydał swój debiutancki album a jego lider postanowił w tym roku zagrać pierwsze w historii projektu koncerty. I te dwa fakty stały się punktem wyjścia do naszej rozmowy o przeszłości i teraźniejszości artysty…

Mariusz Danielak: Już niebawem zagrasz w Krakowie wyjątkowy koncert. Występ podsumowujący 10 – lecie istnienia twojego „muzycznego dziecka”, projektu Metus. W 2007 roku ukazał się po tym szyldem twój debiutancki album Vale of Tears. Jak dziś wspominasz te początki?

Marek Juza: Bardzo dobrze wspominam. To wszystko działo się jak we śnie. Przez lata marzyłem, żeby nagrać płytę, bo melodie rozsadzały mi czaszkę, więc chciałem to w końcu jakoś profesjonalnie zapisać i wydać. Ale zanim trafiłem do wydawnictwa Lynx Music wysłałem kilkanaście demo do różnych innych wydawnictw i nie otrzymałem jakiejkolwiek odpowiedzi. Jednak nie zniechęciłem się na tyle, żeby przestać szukać. Kiedy w końcu porozmawiałem z właścicielem Lynx'a i powiedział sakramentalne "tak" byłem bardzo zadowolony. Chociaż teraz, z perspektywy czasu, widzę, że to nie było coś niesamowitego, bo w końcu sam sobie wszystko musiałem finansować. Po prostu znalazłem kogoś, kto udostępni mi studio i swój 'know how' w kwestiach technicznych. Nie było to znalezienie wydawcy tak jak to sobie nieraz młodzi wykonawcy wyobrażają, że ktoś zachwyci się ich twórczością i od razu łyknie temat wpłacając zaliczkę na kolejne albumy. Niestety, było to wszystko bardzo szarocodzienne. Ale i tak cieszyłem się, że w końcu coś ruszyło po tylu trudach, nie tylko czysto technicznych ale i wewnętrznych, moich własnych...

Trudno w Polsce znaleźć zespoły, czy artystów, których muzykę stylistycznie można by porównać do Metusa. Ten wydaje się tworem niezwykle oryginalnym. Mrok, melancholia, gotyckość, głęboki i zarazem niski głos. Skąd pomysł na taką artystyczną formę?

To nie jest pomysł. To jest realizacja tego co we mnie tkwi. To jest coś, z czego mogę być dumny, z czym się mogę identyfikować na tym ziemskim padole, bo udało mi się wywlec swój prawdziwy wewnętrzny świat. Nikt mnie nie gonił, nie naciskał, nie zmuszał do oszlifowania muzyki pod gusta szerszego odbiorcy. Wszystko od początku do końca ogarniałem materialnie sam, więc nie było kogoś, wydawcy, kto mógłby mnie naciskać, abym coś zmieniał pod publikę. To jest coś z czego cieszę się najbardziej, bo przynajmniej pozostałem szczery wobec siebie a dzięki temu całkowicie szczery wobec potencjalnych słuchaczy. Tego już mi nikt nie odbierze. Teraz, po 10 latach działalności, dopiero dociera do mnie właśnie ta największa wartość. Dopiero teraz kilkanaście, może kilkadziesiąt osób więcej poznało tę twórczość i napisało do mnie bardzo szczere, budujące maile. To, że nie da się schować Metus do szufladki, to jest coś co traktuję jako osobisty, prawdziwy sukces. Mam wielkie pragnienie, żeby cały czas to rozwijać i najbardziej cieszę się ze swobody twórczej jaką nadal mogę bez przeszkód kontynuować.

Wydaje mi się, że z czasem twoja muzyka „jaśniała”. Ostatnie albumy są bardziej przystępne niż posępne, zawierają mnóstwo ciekawych melodii i zmierzają w kierunku tradycyjnie rozumianej piosenki. Czy jako twórca też dostrzegasz tę ewolucję?

Tak. To jest naturalny proces, który zachodzi. Zachodzi w moim świecie duchowym. Dlatego płyty powoli się zmieniają. Cały czas staram się rozwijać, naprawiać błędy i edukować duchowo. To jest podstawa całej twórczości. Dlatego muzyka będzie się zmieniać wraz ze mną. Nie wiem czy cały czas będzie się rozjaśniać, bo życie pisze swoje własne scenariusze. Poza tym 'rozjaśnienie' w obrębie twórczości Metus to tak jakbyś oświetlił latarką bryłę węgla. Raczej to nie oślepi (śmiech) Na razie… Może będzie mi dane doznać oświecenia a wtedy muzyka rozbłyśnie prawdziwym światłem i nadzieją. Nadzieja wprawdzie jest trzonem tego co robię ale pełny obraz i koloryt jest widoczny tylko dla słuchacza o głębszej wrażliwości i wnikliwości. Nie wyrzucam wszystkiego w twórczości kawa na ławę. Zmiany to niuanse, drobne cegiełki, których doświadczam w życiu, zmiany, nad którymi trzeba pracować i które się otrzymuje od całego boskiego stworzenia. To proces powolny, bo dokładny i odnoszący się nie do sztuki, ale do prawdziwej sztuki życia, w tym wypadku mojego życia. Wraz z rozwojem ducha kolekcjonuję te cegiełki i mogę się nimi podzielić z odbiorcami Metus. Miłość, nadzieja, wytrwałość wśród przeciwności, wolność wyboru, rozwój prawdziwego 'ja', wewnętrznych sił duszy i ducha.

Trochę kręcisz nosem na recenzenckie uwagi wrzucające twoją twórczość do progresywnej szuflady, za co po części odpowiada pewnie kojarzenie ciebie z artrockowym wydawnictwem Lynx Music. Z drugiej strony - moim zdaniem - to efekt tej wspomnianej wyżej muzycznej ewolucji. Od muzyki bardzo…, no powiedzmy, hermetycznej, monumentalnej, do wręcz tradycyjnie i klasycznie rockowej. Według mnie, z tego może wynikać to progresywne postrzeganie…

No nie jest to muzyka progresywna i też do czysto rockowej jej wiele brakuje. Dlatego takie szybkie szufladkowanie często myli słuchaczy. Choć z drugiej strony właściwie mało mnie obchodzi jak kto sobie to usystematyzuje. Chcę, żeby odbiorca był tak wolny w odbiorze jak ja w tworzeniu. Dlatego z jednej strony pragnę, by muzyka w świecie słuchaczy przechodziła swój własny okres dojrzewania, z drugiej zaś strony wydaje mi się, że czasem dobrze jest nie sugerować odbiorcy zbyt kategorycznie jaki to rodzaj muzyki, co robią niektórzy recenzenci, bo może to nieco naruszyć swobodę wyboru i odbioru. Ale tak szczerze mówiąc, to dopiero po 10 latach przeczytałem kilka recenzji na raz, więc nie ma to żadnego dalekosiężnego znaczenia ani dla mnie, ani dla odbiorców. Wolność jest jednym z najpiękniejszych darów jaki mamy. O tej wolości w najgłębszej warstwie wspominam i chcę, żeby każdy cieszył się tą wolnością słuchając muzyki i korzystając z tych wibracyjnych portali do innych światów.

Wiem, że to najbardziej irytujące pytanie dla artysty, ale skoro mamy 10 – lecie Metus (śmiech)… Czy któryś z twoich albumów ma jednak dla ciebie szczególny charakter, może był przełomowy?

Nie. Każdy był wyjątkowy i jedyny w swoim czasie. Teraz są historią, do której czasem bardzo przyjemnie mi się powraca. To są zapisane uczucia. Pamiętnik emocji. Gdy do nich wracam, od razu wiem co w danym okresie przeżywałem, czuję to, przywołuję obrazy i rozumiem lepiej.

Przez lata Metus był projektem studyjnym. Czy tegoroczne koncerty są faktycznie pierwszymi w jego historii? I przy okazji, co skłoniło cię ostatecznie do wyjścia na scenę z tą muzyką?

Tak, są to pierwsze koncerty. Plan był już lata wcześniej ale życie meandruje po swojemu. Teraz jest ten odpowiedni okres. Wcześniej nie był. Skłaniam się do filozofii, zgodnie z którą nie chcę nic w życiu na siłę przyspieszać. To nigdy nie wychodzi na dobre. Człowiek powinien być w pełni gotowy do kolejnego kroku. Wtedy automatycznie wszystko lepiej się układa. A w moim przypadku słuchacze będą świadkami prawdziwego, emocjonalnego spektaklu . Choć lepiej było by to nazwać falą emocji.

Za tobą już koncert w chorzowskiej Leśniczówce. Jak wspominasz to nieodległe wydarzenie?

Było naprawdę wspaniale. Moment w życiu, kiedy czujesz, że robisz to co naprawdę lubisz, co wypływa z ciebie i jest prawdziwe, to chwila niepowtarzalna. To chyba również poczuli goście, bo otrzymałem dużo sympatycznych, nawet wybitnie emocjonalnych maili. Jak w fizyce akcja-reakcja.

A czego możemy się spodziewać po krakowskim, jubileuszowym koncercie? Setlista będzie miała przekrojowy charakter? Wydaje się - po zapowiadanym, aż ośmioosobowym składzie - że podchodzisz do wydarzenia z dużym pietyzmem?

Tak, będzie to przekrój z niemal wszystkich płyt. Faktycznie podchodzę do tego bardzo poważnie i profesjonalnie. Chciałbym zaoferować słuchaczom coś prawdziwego. Coś, czego niektórzy będą musieli się dopiero nauczyć odbierać. Ale wydaje mi się, że większość z nas jest już przesycona plastikiem dzisiejszych czasów i uczestnictwo w czymś naturalnym, oryginalnym będzie przez odbiorców długo wspominane. Pamiętajmy, że prawdziwą wartość ma tylko prawda. Ona otwiera nowe portale duchowe.

Czy jest może w planie rejestracja tego wyjątkowego koncertu? Po tylu albumach studyjnych przydałaby się Metusowi „koncertówka”…

Tak będzie rejestrowany i prawdopodobnie wydany na pamiątkę.

To na koniec, tak trochę „na spocznij”, powiedz mi jeszcze, czy Marek Juza na co dzień jest też takim mrocznym i melancholijnym Metusem?

To zależy o co pytasz. Czy o to, jak mnie widzą i odbierają inni, czy jaki ja się czuję na co dzień wewnętrznie? Bo jak mnie widzą inni, to trzeba by spytać tych kilka osób, z którymi na co dzień przebywam. Co do mojego wewnętrznego świata to tak, raczej jestem melancholijny, mroczniejszy, dużo się śmieję ale nie rozmawiam o pierdołach. Albo rozmawiam o czymś głębszym albo po prostu nie chce mi się gadać. Ale bardzo lubię wszelkiego rodzaju przyzwoite żarty i wygłupy. Niestety wszyscy znajomi i ja sam jesteśmy mocno zapracowani, więc tych chwil jest mniej w ostatnich latach. Trzeba to zmienić (śmiech).

fot. Krzysztof Kuroń

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.