ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 20.04 - Chorzów
- 26.04 - Ostrów Wielkopolski
- 27.04 - Wrocław
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 10.05 - Łódź
- 11.05 - Warszawa
- 17.05 - Gorzów
- 18.05 - Szczecin
- 19.05 - Bydgoszcz
- 20.04 - Bielsko Biała
- 21.04 - Radom
- 22.04 - Kielce
- 20.04 - Lipno
- 20.04 - Gomunice
- 25.04 - Bielsko-Biała
- 20.04 - Sosnowiec
- 24.04 - Warszawa
- 25.04 - Kraków
- 25.04 - Poznań
- 26.04 - Szczecin
- 27.04 - Koszalin
- 28.04 - Gdynia
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 11.05 - Kraków
- 12.05 - Lublin
- 26.04 - GDAŃSK
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
- 17.05 - Wrocław
- 19.05 - Katowice
- 20.05 - Ostrava
- 21.05 - Warszawa
- 22.05 - Kraków
- 25.05 - Łódź
- 25.05 - Zabrze
- 26.05 - Zabrze
- 13.07 - Katowice
- 14.07 - Katowice
 

wywiady

19.04.2017

To jest miłość – wywiad z Ryszardem Kramarskim

To jest miłość – wywiad z Ryszardem Kramarskim

Pod koniec marca ukazał się pierwszy solowy album lidera Millenium, Ryszarda Kramarskiego. I właśnie ten wyjątkowy krążek stał się głównym tematem naszej rozmowy z artystą…

Mariusz Danielak: Długo trzeba było czekać na twój solowy album. Z tego co wiem, kilka razy byłeś już blisko takiej płyty, a jednak… kończyło się to kolejnym albumem Millenium. Co zadecydowało o tym, że teraz wreszcie się udało?

Ryszard Kramarski: Zdałem sobie sprawę, że i tak nie uda mi się zbyt daleko uciec od Millenium, a tu już wkrótce stuknie mi 50 taka (śmiech).  Jak nie teraz, to kiedy?! Dlatego zrobiłem sobie imieninowy prezent.

Kilka lat temu w wywiadzie powiedziałeś mi, że jeśli nagrasz swój solowy album, to będzie on zdecydowanie różnił się od Millenium. Wspominałeś o progresywnym Vangelisie. Tak jednak nie jest. Słychać tu twój rozpoznawalny styl i brzmienie przez lata wypracowane na płytach Millenium.

Hmm… Chciałem, żeby się różnił, ale okazało się, że to nie takie proste, a to dlatego, że ja uwielbiam brzmienie gitar i nie za bardzo wyobrażam sobie też płytę bez wokalu. Z drugiej strony jak Roger Waters wydaje solowy album, to chyba nikt nie liczy na to, że usłyszy album hip-hopowy. Dostrzegam jednak sporo różnic między tym albumem, a Millenium. Jest tu znacznie więcej dźwięków symfonicznych, a same utwory, mimo nutek progresywnych, mają więcej w sobie popu i chyba razem z wokalem Karoliny to najważniejsze różnice. Nie odpuszczam sobie jednak  „progresywnego Vangelisa”, może kiedyś się z tym jeszcze zmierzę. Wychodzę też z założenia, że wokół  mnie jest tak dużo dobrych muzyków, że szkoda by było być tak samolubnym i wszystko zrobić samemu. Talentem tych muzyków należy się dzielić.

A skąd decyzja o żeńskim wokalu? Był wszak moment, że sam myślałeś o przejęciu obowiązków wokalisty na solowej płycie.

Tak, to prawda i mam nawet nagrane swoje wokale, ale jak tego sobie słuchałem, to album robił się bardziej Millenijny niż samo Millenium (śmiech). Zrozumiałem wtedy, że jedyną drogą odejścia od tych skojarzeń będzie nagranie kobiecego wokalu. Myślałem również o ewentualnym zagraniu koncertów w przyszłości i tu też profesjonalny wokal załatwia sprawę. Mimo tego, że nie jestem fanem żeńskich wokali, to zawsze głos Karoliny bardzo mi się podobał i byłem pewny, że nawet w tak odległej dla niej stylistyce da sobie świetnie radę. I nie pomyliłem się! Może na jakieś 10-lecie wydania płyty ukaże się album delux 2CD i na drugim krążku usłyszycie mój wokal? (śmiech)

Powiedz mi, dlaczego zdecydowałeś się na wydanie tego krążka pod szyldem The Ryszard Kramarski Project, a nie wyłącznie pod swoim imieniem i nazwiskiem?

Nie podobają mi się albumy sygnowane nazwiskami i nie mam tu na myśli muzyki! Wiesz, chodzi mi o to, że wolę Genesis niż Phila Collinsa (śmiech). Jestem fanem twórczości Alana Parsonsa i mimo tego, że dużo mi do niego brakuje, to sporo nas łączy. On też ma studio, jest realizatorem, producentem, komponuje i aranżuje swoje utwory. Ja wykonuję podobną pracę. W pewnym sensie jest to mój ukłon dla The Alan Parsons Project. Ujęcie mojego nazwiska w klamrę The Project jest też myślę łatwiejsze dla odbiorcy zagranicznego, a powiedzmy sobie szczerze - ta muzyka sprzedaje się głównie za granicami Polski. Nazwa projektu mówi nam również o tym, że są w nim też inni muzycy. Jeżeli kiedyś wydam album pod nazwą Ryszard Kramarski, to będzie to pewnie płyta bez udziału gości.

To powiedz, w jaki sposób postanowiłeś dobrać muzyków do tego projektu? Zapytam nieco prowokacyjnie (śmiech) – czy przede wszystkim przyświecała ci zasada, żeby nie był to nikt z Millenium?

Oczywiście, nie mogli na tym albumie zagrać muzycy z Millenium. Nie miało by to zupełnie sensu. Wybrałem muzyków, których od wielu lat bardzo sobie cenię. Nagrałem z nimi sporo płyt i demówek w moim studiu. Wiedziałem, że myślą muzycznie podobnie jak ja, mimo tego, że oprócz Marcina reszta muzyków nie utożsamia się z rockiem progresywnym.

Jesteś przede wszystkim klawiszowcem, a jednak na twoim pierwszym solowym albumie – przynajmniej moim zdaniem – króluje gitara. Dawno na płytach Millenium nie słyszałem tak pięknych i melodyjnych partii gitary. Powiedz mi, czy pisząc muzykę także układasz te gitarowe figury, czy pozostawiasz dowolność gitarzyście, w tym przypadku, wspomnianemu Marcinowi Kruczkowi?

To jest tak, że zawsze gitara wyjdzie na pierwszy plan. Myślisz o Pink Floyd i co słyszysz? Gitarę Davida! Myślisz o Marillion - słyszysz gitarę Rotherego, a przecież nie są to liderzy. Oczywiście są wyjątki - Yes i Wakeman, Deep Purple i Lord - ale ci panowie to mistrzowie. Ja też uwielbiam brzmienie gitar, dlatego jest ona na pierwszym planie, dlatego też z dużą przyjemnością zagrałem na gitarach akustycznych. Zawsze przyjemniej słucha się kogoś, a nie siebie. To nie jest tak, że na tym albumie królują gitary. W podkładach jest czasami 30 śladów klawiszy, które równocześnie grają, jednak nigdy nie przebiją się tak jak gitara solowa. Do ładnych solówek potrzebny jest jednak podkład klawiszy, dlatego tylko razem mogą tworzyć spójną całość. Jako klawiszowiec często mam przygotowane główne tematy muzyczne, które podaję gitarzyście a on, krążąc wokół tematu, wymyśla kolejne swoje tematy i tworzy melodyjną solówkę. Melodia to dla mnie słowo klucz. Oczywiście, często jest też tak, że rzucam tylko tekst typu: poproszę solo w stylu Latimera, Lukathera, Gilmoura, Claptona, itd. Dobry i osłuchany gitarzysta wie o co chodzi i robi swoje. Inna sprawa to melodyjność solówek Marcina - on to ma we krwi. Tę cechę ma również Piotr Płonka i Jerzy Antczak. Trzech moich ulubionych polskich art rockowych gitarzystów.

Pewną stylistyczną odskocznią od tej bardzo spójnej i jednorodnej płyty jest żywa i energetyczna kompozycja Fox's Secret. Nie ukrywam, że to jeden z moich ulubionych fragmentów płyty. Zadziorny śpiew Leszko, zmiany muzycznych wątków, mocniejsza gitara, twój popis. Powiedz coś więcej o tym utworze.

Utwór, który zrobiłem na samym końcu. Miałem już 7 kompozycji i szukałem pomysłu na Sekret Lisa. Wiedziałem, że musi być szybszy niż pozostałe, bo to jednak utwór o lisie. Pierwsza była elektronika, czyli to co słyszymy na samym początku i w refrenach. Na tej elektronice zbudowałem cały utwór, ale jak to w art rocku, trzeba na chwilę zmienić klimat i tak powstał wolny fragment zadumy i znów powrót do szybkiego i szalonego, nieoswojonego lisa. Głos Karoliny tu też inaczej brzmi ponieważ utwór komponowałem pod swój wokal a ja śpiewam wysoko. Tonacja nie była stworzona pod wokal Karoliny i z tego powodu zabrzmiała ona bardziej rockowo niż w innych kompozycjach. Utwór ten oryginalnie był jeszcze bardziej skomplikowany harmonicznie, ale zrobiło się za gęsto i musiałem go mocno uprościć.

Album jest klasycznym konceptem zainspirowanym książką Antoine De Saint-Exupery. I to nie tylko w warstwie literackiej, ale też i graficznej przygotowanej przez Macieja Stachowiaka. Pełno w niej znanych z książki wątków i symboli, jak choćby róża, żmija, czy lis. Skąd ten powrót do tego ponadczasowego dzieła? I przy okazji, nie bałeś się popaść w pewien banał, wszak nie jesteś pierwszym, dla którego punktem wyjścia była ta filozoficzna powiastka…

Nie myślałem w ten sposób. Nawet nie wiem czy w art rocku ktoś to już wcześniej zrobił? To pomysł, który po raz pierwszy chciałem zrealizować w 2000 roku. Miałem nagrać ten album z Millenium. Wybrałem jednak swój autorski pomysł czyli album Vocanda. Mały Książę wydał mi się za bardzo osobisty i wtedy pomyślałem, że może kiedyś wrócę do niego w solowym projekcie. W 2016 roku miałem okazję zobaczyć animowany film, który bardzo mi się spodobał i chyba wtedy znów zacząłem myśleć o tym projekcie. Kupiłem książkę i przeczytałem chyba 3 razy. Ułożył mi się w głowie koncept na muzykę i słowa widziany na tę opowieść oczami dorosłego faceta. Główny nacisk położyłem na wątek przyjaźni i miłości.

Płyta ma bardzo osobisty charakter. Zadedykowałeś ją swojej żonie, jak napisałeś, ukochanej Róży…

Moja żona zawsze miała do mnie pretensje, że nie ma żadnej dedykacji dla niej na płytach Millenium. Myślę jednak, że albumy Millenium nie nadawały się do takich dedykacji. Pisząc muzykę i słowa do solowego projektu wiedziałem, że tym razem będzie dedykacja i to mocno uzasadniona. Relacja Małego Księcia i Róży przypomina mi stare dobre kochające się małżeństwo. Oczywiście, żeby to zobaczyć w tym świetle trzeba mieć za sobą spory bagaż doświadczeń i sporo latek na karku. Można to interpretować na swój sposób, ale ja to właśnie widzę tak. Jesteśmy za siebie odpowiedzialni, opiekujemy się nawzajem, kłócimy i przepraszamy i znów kochamy. To jest miłość. To wszystko ułożyło mi się w sensowną całość. Róża to przecież piękna kobieta, ale ma kolce i potrafi zranić. Bajkowy książę to ideał, na którego czekają kobiety. Ta opowieść jest tak samo dla dzieci jak i dla dorosłych . Wystarczy ją tylko do siebie dopasować.

Znając twoją słabość do czarnej płyty, rozumiem, że album ukaże się na winylu?  Sugeruje to zresztą długość płyty oraz podział materiału na dwie części.

Ten podział na czas galaktyki i ziemi nie powstał pod wpływem pomysłu na winyl. Jak trzy razy przeczytasz książkę to widzisz coraz więcej szczegółów. Zobaczyłem to i wyraźnie zaznaczyłem. Dawno już zauważyłem, że czas winylowy płyty czyli te 45 minut to optymalny czas do słuchania muzyki, bo zostawia za sobą niedosyt i chęć puszczenia płyty jeszcze raz. Nawet dobra płyta, jak jest za długa, to potrafi zmęczyć. To, czy ten album ukaże się na winylu, zależeć będzie od tego jak się spodoba fanom art rockowych dźwięków, czyli… czy się sprzeda? Biorę to oczywiście pod uwagę, ale z dużą rezerwą.

A wymarzyłeś sobie zagranie tego albumu na żywo podczas jedynego, specjalnego koncertu, z całą symboliką, scenografią, może rejestracją dla potomności?

Nie wiem czy ze scenografią i rejestracją, ale myślę o koncertach i może zrealizuję to w 2018 roku.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.