ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Belew, Adrian ─ Side Two w serwisie ArtRock.pl

Belew, Adrian — Side Two

 
wydawnictwo: Sanctuary Records 2005
dystrybucja: Mystic
 
01. Dead Dog On Asphalt
02. I Wish I Knew
03. Face To Face
04. Asleep
05. Sex Nerve
06. Then What
07. Quicksand
08. I Know Now
09. Happiness
10. Sunlight
 
skład:
Adrian Belew - vocals, various instruments, guitar; Erick Cole - acoustic guitar, balalaika, Theremin; Peter Hyrka - violin; Gary Tussing - cello
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,4
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,2

Łącznie 10, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 7 Dobry, zasługujący na uwagę album.
03.09.2005
(Gość)

Belew, Adrian — Side Two

Na "Side Two" nie ma ani Lesa Claypoola, ani Danny’ego Careya. Prawie wszystkie partie Adrian Belew wykonał sam. Najlepsze momenty "Side One" nagrano ze wspomnianymi muzykami, więc podszedłem do albumu z pewnymi obawami, ale tym razem miło się rozczarowałem, bo "Side Two" jest ciekawsza i równiejsza od poprzedniczki.
Pomysł na "Side One" był niejasny. Koncepcja nowego albumu, spojonego melancholią i niepokojem, jest dosyć klarowna. Polega na połączeniu staromodnie brzmiących, zapętlonych motywów elektronicznych z małymi dodatkami akustycznej gitary (też często zapętlonej) i oczywiście solówkami elektrycznej, oraz głosu Belew, którego, podobnie jak na "Side One", nie jest przesadnie dużo. Otwierający album "Dead Dog On Asphalt" zawiera te wszystkie elementy i przykuwa skutecznie uwagę. W przeciwieństwie do "Side One" elektronika brzmi tu całkiem dobrze, rzadko udaje rock. "I Wish I Knew" zwiera kilka pętli i ładny, prosty motyw na gitarze akustycznej. Niby nic takiego, ale przetworzony lekko wokal jest niezwykły, chociaż to tylko kilka słów. "Face To Face" to już bardzo tradycyjna piosenka, z uroczą gitarą, trochę w stylu country, i dosyć gęste, całkiem rockowe, mimo elektronicznych bębnów, brzmienie. Doskonale się tego słucha. Zadziwia, że Belew wciąż się rozwija. Pojawiają się na tej płycie nie tylko stare, ale też zupełnie nowe patenty gitarowe. "Asleep", nawiązujący do tragedii 11 września, można było ściągnąć już trzy lata temu ze strony internetowej Belew. Wersja umieszczona na płycie jest bardziej dopieszczona. Oparty na motywie basowym utwór, z dużą dawką elektronicznych przeszkadzajek i piszczącą gitarą dąży konstrukcyjnie do początku piątej minuty, kiedy to wchodzi akustycznie brzmiąca perkusja, skrzypce i wysoki głos. Dawkowanie napięcia robi duże wrażenie. Później wybrzmiewa "Sex Nerve", mój ulubiony fragment, utwór prosty i genialny. Aż przechodzą ciarki. Nareszcie coś naprawdę niesamowitego. Długie dźwięki gitary, wchodzi głęboki bas i piękny, namiętny głos. W tle ambientowe uzupełnienia. Znowu zaskakuje gitara, trochę inna niż zwykle, na dłuższych dźwiękach. Na koniec dochodzi kontrabas. Sam miód. Mniej więcej na tym etapie, trochę wcześniej, na "Side One" pojawił się utwór "Madness" - ostry i niepokorny, wyłącznie instrumentalny, oparty na dziwnych harmoniach i flirtujący z chaosem. Podobnie jest i na "Side Two", ale w przeciwieństwie do tamtego, ten nie odpycha, jest krótszy i od razu zaciekawia, bardzo dużo się w nim dzieje. Mieszanka kilku stosunkowo delikatnych motywów zdaje się być jednak tylko przerywnikiem do "Quicksand", stanowiącego jakby kontynuację "Sex Nerve". Znów jest pięknie, namiętnie i ciepło. Tym razem sporo teksu w canto, a refren króciutki, zaśpiewany falsetem. "I Know Now", oparty na ostrej solówce, to nic takiego, ale druga miniaturka "Happiness", pozytywnie zaskakuje. To szczęście, ale podszyte niepokojem rodem z horroru. Irytujący motyw na dwóch akordach plus delikatne dźwięki dzwonków. Aż kręci się w głowie. Ostatni utwór - "Sunlight"- rozpoczyna się modulowanymi klawiszami przypominającymi wyczyny Jarre’a, dochodzi okropnie brzmiący motyw perkusyjny. Na tym dziwnym tle pojawia się coś na kształt harfy, przywołującej na myśl Strawberry Fields Forever The Beatles. Oszczędny głos Belew nadaje melancholijny charakter tej dziwacznej, ale całkiem udanej, mieszance.
Po pewnym rozczarowaniu "Side One" znów wierzę w solową twórczość Adriana Belew. "Side Two" dowodzi, że sam, bez żadnej pomocy, potrafi stworzyć kawałek oryginalnej, a na dodatek interesującej muzyki, układającej się w spójną całość. Zgodnie z sugestią na końcu albumu chce się do niej wracać. To już nie jest tylko ciekawostka, ale pełnowartościowy album.
 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.