1. Cyberpleasure [6:43] 2. Another Day [7:37] 3. Somebody Haunts Me [5:10] 4. Wind Of Ages - Chapter I [9:02] 5. Wind Of Ages - Chapter II [2:16] 6. Spiritual Distortions [4:59] 7. Heaven Again [5:42] 8. So Far Away [5:26]
BONUS TRACK 9. Will You Remember [4:02]
Całkowity czas: 50:49
skład:
Folco Orlandini – vocals;
Nick Rossetti – drums;
Joe Taccone – guitars;
Lorenzo Deho – bass, production
Ocena:
7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
21.02.2005
(Recenzent)
Khali — Khali
ZAMIESZANIE
Zespół KHALI powstał dawno, dawno temu za siedmioma rzekami i lasami czyli w słonecznej Italii. W roku 1999 (TAK TAK!) czterej panowie się spotkali i doszli do wniosku, że należałoby zagrać coś swojego. I tu historycy sieciowi zaczynają się gubić. Odnośnie składu zespołu otrzymujemy dwie sprzeczne ze sobą informacje. Na stronie rockdetector podany skład przedstawia się tak:
* Folco Orlandini (vocals) * Nick Rossetti (drums) *
* Joe Taccone (guitars) * Lorenzo Deho (bass) *
W okolicach roku 2002 można znaleźć informację, że skład zespołu wygląda trochę inaczej:
* Folco Orlandini (vocals) * Joe Taccone (guitar) * Lorenzo Dehò (bass / keyboards) *
* Eddy Antonini (keyboards), Nick Rosetti (drums) *
Zaś z informacji uzyskanych od SPV skład przedstawia się tak jak w nagłówku, co nie zmienia faktu iż członkowie zespołu nie są nowicjuszami gdyż mogą się pochwalić całkiem niezłym muzycznym cv: WHITE SKULL, SKYLARK, TIME MACHINE, MOON OF STEEL, MESMERZIZE, EVIII, N8, ARCHANGEL..
TU I TAM
Album zespołu KHALI, zatytułowany po prostu KHALI jest nowa wersja debiutanckiego albumu z roku 2000. Została w nim zmieniona (troszeczkę) okładka i dodany utwór bonusowy. Przede wszystkim utwory zostały od nowa zagrane, oczyszczone z ‘brudów’ i ulepszone. Płyta trwa pięćdziesiąt minut i reprezentuje włoską scenę rocka progresywnego. Sama muzyka jest dość przyjemna, słucha się stosunkowo łatwo, a wprawne ucho wyłowi kilka ciekawych smaczków. Jak określają swoją muzykę sami członkowie zespołu to co grają to "mieszanka progresywnego melodyjnego metalu, metalu pół-progresywnego (niesamowite określenie) oraz epickich symfonicznych elementów tworzonych nie tylko przez jeden instrument".
Zauważalne są odwołania do zespołów oryginalnych dla członków KHALI w szczególności Time Machine, a także Queensryche (album bodajże Empire), który jednakże ukazał się dziesięć lat wcześniej, sama zaś okładka... no cóż to już pozostawiam oczom czytelników. Na albumie można znaleźć dużo technicznego grania, ciekawych muzycznych pasaży i interesujący głos wokalisty. Choć przyznaję ze smutkiem, że pięcioletni okres przerwy i wydanie reedycji starego materiału, zamiast nowego – osobiście uważam za porażkę. Nie ma też w tym albumie – przy trzecim, czwartym przesłuchaniu – elementu, który mógłby zaskoczyć na dzień dzisiejszy. Dlaczego? Muzyka jest inspirująca i chwilami odkrywcza, ale w roku 2000 – czyli wtedy, gdy po raz pierwszy pojawiła się na świecie. Z czystym sercem muszę jednak przyznać, że technicznie nie można im niczego zarzucić. Są bardzo dobrzy. Nie wiem jak wygląda sprawa opisu płyty w sieci, bo cddb (aktualizujący mojego winampa) wskazuje na album grupy Time Machine. No cóż daleko od prawdy to nie jest. Aczkolwiek, albo ktoś musiał popełnić błąd w indeksowaniu... albo to odmiana Machine Head.
MUZYKA
Płytę otwiera interesująca kompozycja Another Day z bardzo ciekawym głębokim wokalem i interesująca progresywną grą reszty grupy. Poza tym wzbudza u mnie pozytywne emocje, z powodu długości. Każdy dłuższy utwór jst u mnie niejako z automatu lepiej punktowany. Drugi utwór Somebody Haunts Me rozpoczyna się dziwnie, przywodzi mi na myśl D.R.I., lecz potem niestety zmienia brzmienie. I choć jest to dalej rock – to niestety bardziej hard niż prog. A szkoda. Choć całe szczęście, że nie jest to Sleezee Beez. Cyberpleasure to interesujący kawałek, który spina dźwięk wybieranego numeru telefonu w telefonie komórkowym, lub modemie. Pomiędzy klamrami znajduje się ponad sześć minut dobrego śpiewania i interesujących riffów. Dobry interesujący utwór She’s cyberlove is my obsession, she’s cyberlove is my salvation.
Magnum Opus tej płyty to dwuczęściowa minisuita Wind Of Ages: Chapter One and Chapter Two. Mamy tu mocne przestery, silną solówkę (z czasów Rising Force), dobrze brzmiącą perkusję i silny wokal z progresywnymi, męskimi chórkami. Heaven Again jest wstanie zatrzymać nas na chwilę i podświadomie namówić na cofnięcie. Przestrzeń klawiszy, mocna stopa w perkusji, i ciekawy riff gitary. Potem tylko wokalista, bas i prawie jak automat jednostajna stopa i talerz. Bardzo interesujące. Tutaj wokalista próbuje się dostać na wyższe rejestry i przez chwilę mam nadzieję, że tak się stanie... lecz niestety się nie stało. Natomiast w solówce klawisze brzmią jak: Dream Theater z okolic AWAKE
Do końca płyty jest podobnie. Brakuje mi chwilami mocniejszego krzyku wokalisty, ale cóż – nie na każdym albumie tak trzeba. Mocne progresywne granie z roku 2000, troszkę odnowione z dodatkowym utworem, który jednak niczego specjalnego nie wnosi do całości. Faktem jest jednak, że wydanie tego albumu pod szyldem SPV gwarantuje dobra jakość i rozpoznawalność stylu.
KONIEC
Moja ocena to byłoby osiem gwiazdek, gdyby nie udało mi się znaleźć informacji o tym iż jest to re-edycja. Jako pierwsza płyta na osiem gwiazdek zasługuje, siedem dostaje za lekkie ’oszukanie’ słuchaczy. Jednakowoż polecam wszystkim fanom takiej właśnie muzyki.