ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Wreck of Hesperus ─ Terminal Dirge w serwisie ArtRock.pl

Wreck of Hesperus — Terminal Dirge

 
wydawnictwo: SHY’S STUDIO 2004
 
01. Inheritance 08:19
02. Doomed Ones 08:00
03. Ignaminious Descent 03:14
04. Prolix 13:27
 
Całkowity czas: 33:00
skład:
Cathal Rogers - bass, Ray Keenaghan - drums, Andy Cunningham – guitar, vocals
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,1

Łącznie 1, ocena: Arcydzieło.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
24.01.2005
(Recenzent)

Wreck of Hesperus — Terminal Dirge

Interesujące trio z Dublina, stolicy Zielonej Wyspy, z która kojarzymy przede wszystkim celtyckie utwory i skoczne tańce. Tymczasem na scenie metalowej pojawia się nowy gracz, który wchodzi w świat. Panowie Cathal, Ray i Andy zechcieli zaprezentować się światu za pomoce swojego pierwszego dema, które jest dostępne w dwóch formach: bądź przez stronę internetową zespołu (gdzie wszystkie cztery utwory można ściągnąć), bądź poprzez sklep wytwórni, w której nagrywali w cenie 13 EURO – przyznaję, że cena spadła w ciągu tygodnia o 1,50 EURO. Sama wytwórnia to studio nagraniowe niejakiego Shy’a Leon’a – który wydaje młode zespoły, z przeróżnych odmiennych od siebie gatunków (od doom do celtic).

MUZYKA
Porządne. Dobrze nagrane powolne i dołujące doom-metalowe granie. Wolne gitary, leniwa ale bardzo silna perkusja i mroczny, ‘wiadomo jaki’ wokal. Tak inaczej to by nie mogło brzmieć. Nie jestem wybitnym znawcą tego gatunku, lecz naprawdę wpada w ucho – oczywiście takie zdołowane. Myślę, że wielu fanom klimatów mroźnej tundry, gęstych lasów, samotności ta płyta się spodoba. Pierwszy utwór Inheritance rozpoczyna się psychodeliczną pogmatwaną skalą muzyczną na wszystkie instrumenty – takie do-re-mi-fa-sol-la-si-Do (choć może raczej mi-so-Do-re-si-fa-sol-do), tylko pomieszane, fałszujące i niepokojące. Fantastyczny początek dla wprowadzenia w klimat, zaś w połowie drugiej minuty pojawia się wokal. Mocny, posępny growling. Przez cały ośmiominutowy utwór przewija się ten poplątany pasaż gitarowy, a i sama perkusja jest mocno niepokojąca. Utwór się wycisza, by ustąpić mrocznemu bagiennemu wichrowi, który gdzieś na mokradłach brudnozielonej wyspy się tuła. Mam nadzieję, że trafiają tam wszyscy źli Angole, którzy mordowali Irlandczyków – niech się smażą w piekle. A piekło to opisuje Doomed Ones z jednej strony podobny, do poprzedniego, z drugiej zawierający śmielsze eksperymenty muzyczne, przede wszystkim perkusyjne – liczne przejścia, werble, Pojawia się tu bardziej wyrazisty bas, co muzyce wychodzi na dobre. Krzyk na pustkowiu, to czwarta minuta – gdzie Andy przypomina nam czego słuchamy. W pewnej chwili miałem wrażenie, że muzycy zapomnieli co mają grać, muzyka stanęła by po dwóch sekundach ciszy uderzyć ze zdwojoną siła – genialne zagranie. Sam utwór kończy się - znowu wichrem i wyciem potępionych w owym piekle. Doskonały motyw do ścieżki filmowej o zlodowaceniu świata.

Trzeci utwór Ignaminious Descent jest króciutki i niezbyt specjalny. Jak dla mnie za krótki w porównaniu pozostałymi i to jest jego minusie – ale mały. Interesujący wokal – tym razem prawie śpiewający, choć nadal klasyczny dla gatunku. Ostatni otwór ponad trzynastominutowy magnum opus tego dema powalił mnie z nóg. Prolix rozbudowana, smutna suita opowiadająca o koszmarze Pierwszej Wojny Światowej. Poza tym, że jest długi a takie utwory lubię zimą najbardziej to w połowie szóstej minuty pojawia się chór. Prawdziwy chór chłopięcy, śpiewający jakieś dziwne psychodeliczne frazy, na tle obłąkanej perkusji. Niesamowicie interesujący temat. Chór jest prawdopodobnie samplowany, ale i tak oddaje duszę muzyków, którzy nie boją się eksperymentów. W siódmej minucie gdzieś w tle piłuje nas gitara, jakby stłumiona, a do tego dochodzą brzmienia gotyckich klawiszy – choć nie ma ich w składzie. Podejrzewam więc, że jest to dłuższy sampler na który został nałożony zespół – bardzo intrygujące. Nie wiem czy to błąd przy zgrywaniu wersji na potrzeby sieci www, czy specjalne działanie – w każdym razie od momentu [10:55] do końca utworu dodatkowo pojawia się ‘elektrostatyczne pykanie’, w głośnikach, a dźwięki są zniekształcone, tak jak na starych wielokrotnie odsłuchiwanych taśmach. Być może na albumie tego nie będzie – taką mam nadzieję. I poczekajcie na końcowe trzaśnięcie drzwiami.

Czekam z niecierpliwością na pełny album, który powinien ukazać się jeszcze w tym roku i gorąco polecam to wydawnictwo.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.