Z pewnością każdy z Was ma na oku parę kapel, których karierę śledzi od samego początku i wobec których żywi mniej lub bardziej uzasadnione sympatie. Do grona moich „milusińskich” należy włoskie Stramonio...
Kapela powstała gdzieś w okolicach 1992 roku pod nazwą Trilogy Suite jako formacja uprawiająca melodyjny hard rock z nutką neoklasyczną. W roku 1994 Trilogy Suite zostało uhonorowane prestiżową nagrodą Ritmi Globali, co pozwoliło na rejestrację pierwszego demo When Body Dies Soul Lives. Pojawiły się pozytywne recenzje w mediach. Niestety z bliżej niewiadomych przyczyn doszło do krachu personalnego. Trilogy Suite utracili sekcję rytmiczną. Pozostali członkowie postanowili zmienić nazwę i styl. W lutym 1997 roku już pod nazwą Stramonio i ze świeżą rytmiczną krwią rejestrują demo Wake The Jester.
W roku 2000 ukazuje się debiutanckie wydawnictwo Seasons And Imagination, które w znacznym stopniu inspirowane było dokonaniami Dream Theater z okresu Images And Words. Mimo wyraźnego dreamowego piętna już wtedy Stramonio przejawiali fascynacje jazzowymi klimatami, które eksplodowały na drugim albumie Mother Invention (2002). W tzw.międzyczasie zespół nagrywa demo Letters From Home. Od Mother Invention datuje się również współpraca z Frontiers Rec.
Po nietuzinkowym, bardzo ambitnym i znacznie różniącym się od debiutu Mother Invention zastanawiałem się, którą drogą podąży Stramonio. Jedno było pewne. Kapela nie cierpiała artystycznej stagnacji. Po cichu liczyłem na zintensyfikowanie jazzowo-progmetalowych mariaży. Dwa miesiące temu światło dzienne ujrzała najnowsza produkcja Włochów Time Will Tell.
Pierwszy odsłuch odrobinkę mnie zaszokował, żeby nie powiedzieć rozczarował. W moje uszy wlewała się muza bardzo „oszlifowana”, uproszczona o zwielokrotnionej dawce melodii. Oswojenie się z nowym obliczem Stramonio troszkę trwało. Żebym nie był źle zrozumiany – nadal słyszalne są delikatne DT-echa oraz vibe’y jazzowe jednak całościowo materiał jest dużo bardziej komercyjny. Oczywiście realizacja jest perfekcyjna. Muzycy doskonale wiedzą do czego służą instrumenty. Wokal Federico nie uległ zmianie. Dobrze, że po debiucie przestał on tak nachalnie naśladować Jamesa LaSerka:-).
Time Will Tell jest bardzo równy i posiada znakomitą dramaturgię. Jest jednak jedna, bardzo poważna zadra – cover Blondie Call Me. Nigdy nie byłem przekonany do progmetalowych przeróbek popowych hitów (no może z wyjątkiem Dancing With Tears...by Dreamscape:-). To co tu usłyszałem tylko utwierdziło mnie w moich obiekcjach. HORROR!!! Utwór jest mdły do bólu, a Federico wydziera się straszliwie. Doprawdy nie wiem po co Stramonio nagrało takiego „parszywka”??!! Z całą pewnością wpływa on ujemnie na wrażenia odsłuchowe Time Will Tell.
OK., można zawsze go „skippować” jednak niesmak pozostaje...
Mimo wszystko ma sympatia do włoskiego Stramonio nie została nadwątlona. Chłopaki zdecydowali się na posunięcie, które niedawno obserwowaliśmy w przypadku brytyjskiego Threshold. Cóż, na przebojowy progmetalik jest niezła koniunktura...
Ciekawym jaka będzie następna płyta.....