Chris Rodler jest facetem, któremu należy pogratulować konsekwencji. I to tej na miarę AC/DC czy też Motorhead:-). Chodzi oczywiście o samą artystyczną wytrwałość, nie broń Boże stylistykę. Czy to legendarny już Leger de Main, Gratto czy zeszłoroczny fantastyczny Mythologic – Chris za każdym razem serwuje podobne granie. Tym razem, ukrywając się z nierozłącznym bratem perkusistą Brettem Rodlerem pod szyldem Razor Wire Shrine proponuje muzykę instrumentalną i chwała mu za to. Bracia Rodler nigdy nie dysponowali wokalistami wysokich lotów...
Aby zilustrować muzykę, którą znajdziemy na Going Deaf For A Living należy sobie wyobrazić Chrisa jako produkt inżyniera-genetyka, któremu udało się zaszczepić sposób gry na gitarze pobierając próbki DNA od Roberta Frippa, Steve Howe’a i Alexa Lifesona:-). Czyli jak to już nie raz pisałem poruszamy się po obszarze trójkąta o wierzchołkach King Crimson, Yes i Rush. Zmiany polegają jedynie na odpowiednim zbliżaniu się do wybranych wierzchołków. W przypadku Razor Wire Shrine najczęściej operujemy stylistyką karmazynową. Należy pospiesznie dodać, iż wszystko podlane jest sporą dawką energii, nie tak bardzo metalowej jak to było w przypadku Mythologic ale jednak. Każdy riff rwie do przodu. Nawet chwilowe zwolnienia tempa prowadzą do kolejnej erupcji. Płyta jest bardzo równa i na temat. Bracia Rodler bez zbędnych ozdobników z rozbrajającą szczerością wykładają „kawę na ławę”...
To prawda. Zawartość Going Deaf For A Living nie jest dla każdego jak i cała twórczość Rodler Brothers. W tym przypadku można śmiało mówić o scenie undergroundowej. Zakładając, że lwia część progresywnego muzykowania jest niszowa to co tu słyszymy to „nisza niszy”:-).
Pomimo wszystko uparcie (nie po raz pierwszy zresztą) i gorąco polecam kolejny projekt Chrisa. Cieszy fakt, iż jest on płodnym artystą. Jestem w 100% przekonany, że długo nie będzie trzeba czekać aby label PMM odsłonił kolejne wcielenie ex-leadera Leger de Main. Cały czas jednak zachodzę w głowę dlaczego zmieniają się nazwy......:-)