Halloween 6: The Curse of Michael Myers (Przekleństwo Michaela Myersa) jest kolejnym przykładem niezwykłych umiejętności kompozytorskich Alana Howartha, nieprzeciętnego twórcy muzyki filmowej do m.in. serii przygód o seryjnym mordercy z Haddonfield w Illinois. Kompozytor nie był jedynie obecny przy nagrywaniu oryginalnej ścieżki dźwiękowej z 1978 roku. Ta w całości została powita przez księcia ciemności Hollywoodu – Johna Carpentera, popularnego amerykańskiego reżysera, scenarzysty i autora rozlicznych soundtracków do własnych produkcji filmowych. Stworzony przezeń wówczas oryginalny motyw fortepianowy – Halloween Theme – doczekał się wielu przeróbek ze strony obu często współpracujących ze sobą artystów.
Otwierający płytę Halloween 6 temat, Jamie’s Escape, jest taką właśnie opracowaną na nowo wersją pierwowzoru, której autentyczną atrakcyjność zawdzięcza nowym rozwiązaniom muzycznym wykorzystanym przez Howartha w procesie komponowania muzyki do filmu; rozwiązaniom nad wyraz trafionym (w przeciwieństwie do nazbyt wydumanego scenariusza Daniela Farrandsa oraz ingerujących nieustannie w jego treść Moustaphy Akkada i braci Weinsteinów, producentów wytwórni Miramax Films) oraz bezbłędnie przezeń zaadaptowanym na potrzeby obrazu. W Halloween 6 – jak mówi Alan Howarth – dokonała się zmiana technologiczna. Zacząłem używać perkusji i gitar oraz kilku innych rzeczy w celu uzyskania bardziej rockowego brzmienia [1]. Jamie’s Escape zdaje się tylko potwierdzać jego słowa o poszerzeniu dotychczasowego instrumentarium i zwiększeniu przeto muzycznej siły perswazji, bo to właśnie tytułowej ucieczce córki Laurie Strode spod wpływu tajemniczej sekty towarzyszą ostre gitarowe riffy oraz rytmiczne bicie w bębny i talerze – zdecydowanie bardziej rockowe niż rytualne.
Podobnie jak Jamie Lloyd, losy dawnego zabójcy babysitterek, Michaela Myersa, zależą też w głównej mierze od wspomnianego wyżej zgromadzenia, które czci runę Ciernia (Thorn), a na którego czele stoi zagadkowa postać w czerni, grana przez Mitchella Ryana. Poprzez dodanie do mało ciekawej fabuły wątku kabalistycznego, obraz Joe Chappelle’a zaczyna przypominać niedocenianych, choć bez dwóch zdań bardziej odeń interesujących Wyznawców zła (1987) w reżyserii Johna Schlesingera, z wplecionym, tak samo rytualistycznym, lejtmotywem. Akcja piątego sequelu z nawiązującym w tytule do pogańskiego Samhein święta toczy się jak zwykle w Haddonfield, a jego główny bohater znowu prześladuje mieszkańców małego miasteczka w stanie Illinois w przeddzień Wszystkich Świętych. Jego prawdziwe przekleństwo nie polega tylko na tym, że stał się on zakładnikiem wymyślonego przez Farrandsa kultu, który od dawna kieruje jego życiem, ale przede wszystkim na skazanej z góry na porażkę próbie ujawnienia motywów jego działania. To, co było więc atutem oryginału, czyli niedopowiedzenia i domysły, zostało w tym przypadku poświęcone w imię bezwzględnego zaspokojenia ciekawości widza. Samotnikowi z Providence to się nie udało, gdy w rozwiązaniu opowiadania Widmo nad Innsmouth (1931) chciał czytelnikowi wprost pokazać oblicze zła – straszliwe, bluźniercze i ohydne, pokryte łuską żaboryby [2] – dlaczego więc miałoby się to powieść twórcom Halloween 6?
Uczłowieczenie na powrót skrzywdzonego przez sektę potwora, którego pierwotnie skrojono na miarę Pana Niezgody z opowiadania Flannery O’Connor Trudno o dobrego człowieka (1953), okazało się być nie do przyjęcia dla miłośników boogeymana. Miłym zaskoczeniem natomiast jest comeback podrosłego już Tommy’ego Doyle’a, który, niczym Van Helsing w Draculi Francisa Forda Coppoli (1992), ogarnięty równie ponurą, co dr Loomis (Donald Pleasance) obsesją na punkcie swojego podopiecznego, tropi tegoż do ostatniej sekwencji w filmie, jaka rozgrywa się w budynku szpitala Smith’s Grove [3]. Towarzyszący jej, zamykający ścieżkę dźwiękową, wrzaskliwy kawałek pt. Operating Room trafnie oddaje w poszczególnych partiach niezdrową atmosferę opuszczonego psychiatryka z buchającą z nieszczelnych rur ciepłowniczych parą, skąpym i migotliwym oświetleniem oraz świstem noża rzeźnickiego, należącego do Myersa, i okrzykami grozy, dobywającymi się z podrzynanych przezeń gardeł bezsilnych ofiar.
Urozmaicony typowo rockowym instrumentarium soundtrack odpowiada po części za spotęgowanie nastroju grozy „jednej z mroczniejszych” kontynuacji losów zimnego drania z Haddonfield [4]. Nie przyczyniło się ono wprawdzie do stworzenia gotyckiej rock opery na miarę choćby tej z 1996 roku, zatytułowanej Dies Irae, z repertuaru włosko-słoweńskiej grupy Devil Doll, ale bez wątpienia ożywiło wyraźnie tę makabryczną opowieść, podkreślając przy okazji maniakalność jej głównego antybohatera (17 ofiar śmiertelnych Myersa w szóstej odsłonie Halloween). Co więcej, odtwarzając wydaną w 1995 roku przez Varèse Sarabande ścieżkę dźwiękową dowiemy się, że liczba gitarowych numerów na niej zawarta jest znacznie mniejsza od zabitych na planie filmowym (Jamie’s Escape, You Can’t Have the Baby, Maximum Security, Operating Room). Podobnie zresztą jest z ilością tak zwanych „sobowtórów muzycznych”, tj. oryginalnych tematów dźwiękowych z wcześniejszych płyt z muzyką do poszczególnych sequeli (Jamie’s Escape, Empty Stomach, Watching Mom, Kara Returns, Carnival Festival, Look Upstairs). Jednak szczególną nastrojowość o nader ponurackim odcieniu znajdziemy w tych trzech nagraniach: nawiązującym nazwą do fikcyjnego kultu ciernia Thorn, trochę doń podobnym Carnival Festival z cytatem z The Shape Lurks (Halloween anno 1978) oraz diablo złowieszczym It’s his Game, przywodzącym na myśl Main Theme - Desolation Ennio Morricone z lovecraftowskiego – jeżeli chodzi o miejsce akcji i pozaziemskie pochodzenie istoty zła – horroru Coś z 1982 roku w reżyserii animatora Halloween.
Biorąc pod lupę całość wydawnictwa muzycznego Alana Howartha, nawiązującego pośrednio do powitego jeszcze w 1978 roku cudownego dziecka Johna Carpentera, odnoszę nieodparte wrażenie, że jego pomysłodawca wykazał się największym obok Farrandsa profesjonalizmem podczas pracy w studiu nagrań, oddając w ręce odbiorców produkt pełnowartościowy, pomysłowy i niebanalny, czym zrobił też dobrą reklamę samemu slasherowi. Ten zaś, wskutek pokiereszowanego – jak zwłoki Jamie Lloyd po nieudanej próbie ucieczki przed brutalnym stalkerem – scenariusza (ewidentna przewina producentów), nie powtórzył bynajmniej sukcesu komercyjnego oryginalnego thrillera sprzed lat. Słowa mistrza suspensu – odpowiedzialnego za prototyp postaci Myersa – o tym, że „scenariusz to jest wszystko” [5], chyba bardziej, niż do decydentów z amerykańskiej fabryki snów, trafiły do jego kolegi po fachu, Alana Howartha, który po raz wtóry udowodnił, że potrafi wyjątkowo dobrze złu przygrywać, oczywiście temu na dużym ekranie.
-------------------------------------------------------------------------
[1] Wkładka do ścieżki dźwiękowej Halloween 5: The Revenge of Michael Myers.
[2] Howard Phillips Lovecraft, Zew Cthulhu, Czytelnik 1983, s. 116.
[3] Dustin McNeill, Travis Mullins, Taking Shape: Developing Halloween from Script to Scream, Harker Press 2020, s. 169.
[4] Ibid., s. 171.
[5] Ibid., s. 166.