ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Frank Zappa & The Abnuceals Emuukha Symphony Orchestra ─ Lumpy Gravy w serwisie ArtRock.pl

Frank Zappa & The Abnuceals Emuukha Symphony Orchestra — Lumpy Gravy

 
wydawnictwo: Verve 1968
 
1. Part One (The Way I See It Barry; Duoenum; Oh No; Bit Of Nostalgia; It’s From Kansas; Bored Out 90 Over, Almost Chinese; Switching Girls; Oh No Again; At The Gas Station; Another Pickup; I Don’t Know If I Can Go Through This Again) (Zappa) [15:49]
2. Part Two (Very Distraughtening; White Ugliness; Amen; Just One More Time; A Vicious Circle; King Kong; Drums Are Too Noisy; Kangaroos; Envelops The Bath Tub; Take Your Clothes Off) (Zappa) [15:55]
 
Całkowity czas: 31:44
skład:
Frank Zappa – Conductor
The Abnuceals Emuukha Sumphony Orchestra:
Denis Budimir, Tony Rizzi, Tommy Tedesco, Al Viola – Guitar
Chuck Berghofer, Jimmy Bond, Bob West – Bass
Roy Estrada – Bass, Chorus
Arnold Belnick, Harold Bemko, Joseph DiFiore, Jesse Ehrlich, James Getzoff, Philip Goldberg, Harry Hyams, Ray Kelly, Jerome Kessler, Alexander Koltun, Bernard Kundell, William Kurasch, Leonard Malarsky, Jerome Reisler, Joseph Saxon, Ralph Schaeffer, Leonard Selic, Tibor Zelig – Strings
Jimmy Zito – Trumpet
Kenny Shroyer – Trombone
Vincent DeRosa, Arthur Maebe, Richard Parissi – French Horn
Donald Christlieb, Gene Cipriano, Bunk Gardner, Jules Jacob, Ted Nash – Woodwind
Pete Jolly, Michael Lang, Lincoln Mayorga, Paul Smith – Piano, Celeste, Harpsichord
John Rotella – Percussion, Woodwind
Gene Estes, Emil Richards – Percussion
Alan Estes, Victor Feldman – Percussion, Drums
Frank Capp, John Guerin, Shelly Manne – Drums
Harold Kelling, Glenn Phillips – Vocals
Euclid James “Motorhead” Sherwood – Vocals, Chorus
Jimmy Carl Black, Monica Boscia, Louis Cuneo, Bruce Hampton – Chorus
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,1
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,0

Łącznie 3, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 7 Dobry, zasługujący na uwagę album.
03.11.2018
(Recenzent)

Frank Zappa & The Abnuceals Emuukha Symphony Orchestra — Lumpy Gravy

Alfons Willie i jego nastoletnie kurewki ze Słonecznej Wiochy, czyli Majora Eugeniusza Kopyto i Strzyża rozważania o życiu i dorobku Wąsatego Franka. Odcinek 3.
 
- Jak sam Franuś wspominał, nie przepadał za szkołą. Chodził do college’u jedynie dlatego, że łatwiej mógł poznawać panienki. Choć w tym czasie mniej więcej po raz pierwszy się hajtnął, z niejaką Kay Sherman. Poznał też Dona Cerverisa – nauczyciela angielskiego, który miał ambicję zaistnieć w kinematografii i napisał scenariusz taniego westernu „Run Home Slow”. Frank został oficjalnie zatrudniony do napisania muzyki do tego filmu, w razie gdyby miał powstać. Poznał też Paula Buffa, byłego żołnierza piechoty morskiej, który miał w kalifornijskim Cucamonga własne studio nagrań i chciał zaistnieć na rynku, ale udało mu się jedynie stworzyć parę lokalnych przebojów i popadł w długi. W międzyczasie „Run Home Slow” o dziwo powstał i za zarobione pieniądze (imał się w tym czasie różnych zawodów, m.in. obwoźnego sprzedawcy tandetnych encyklopedii) Zappa kupił nową gitarę i studio Buffa, w którym to był – po rozpadzie małżeństwa – zamieszkał. W weekendy dorabiał, grając chałturki w odległym o 140 km Sun Village…
 
- Tym z „Village Of The Sun”.
 
- Tak jest, tym samym. Zappa wspominał Słoneczną Wiochę z mieszaniną sarkazmu i pewnej nostalgii. Wszak w tym czasie poznał „Motorheada” Sherwooda, z którym w przyszłości będzie miał okazję jeszcze wspólnie grać. Odnowił też współpracę z Beefheartem, o czym bliżej opowiemy nieco później. No i imał się różnych rzeczy na zlecenie. Pewnego dnia pewien miły pan poprosił Franka o nagranie taśmy porno; Zappa zaproponował same dźwięki. Jak się okazało, miły pan był kulsonem w cywilu i następnego dnia przy próbie oddania taśmy aresztował Franusia. Dzięki zawiłościom prawa stanu Kalifornia skończyło się na pół roku kicia w zawieszeniu na trzy lata z koniecznością odbycia dziesięciodniowej kary więzienia…
 
- Za nagrywanie dźwięków? No kurwa, rozumiem Stany, początek lat 60., ale mimo wszystko…
 
- Chodziło o taki myk, że jeśli dwie osoby rozmawiają o jakimkolwiek wykroczeniu, to podpada to pod konspirację, choćby chodziło i o przejście na czerwonym świetle. A to już jest surowo karane. W każdym razie Zappa zaliczył dziesięć dni pierdla, co mu się odbiło na psychice. Stąd często obecny w jego twórczości wątek opresyjnych władz, karzących za byle co. Ale o tym będzie więcej, jak opowiemy o Garażu Joego. W każdym razie wątek nieufności wobec wszelkich władz, polityki, kościoła czy szeroko pojętego establishmentu wziął się właśnie z tych dziesięciu dni w więzieniu. Tak jak wątek nosa.
 
- Nosa?
 
- No, kiedy Zappa był mały, często chorował na zapalenie zatok. Leczyli to wtedy radem…
 
- …czym, kurwa?!
 
- Radem. Takie czasy były. Nawet zabawki dla dzieci wzbogacano o promieniotwórcze izotopy, żeby ładnie świeciły w ciemności. Myślisz, że o czym Wilson śpiewał w „Radioactive Toy”?… W każdym razie wątek nosa i problemów z nosem też u Zappy się pojawiał od czasu do czasu.
 
- No ale dobra. Jest rok 1967, Mothers mają na koncie drugą płytę, a w międzyczasie Frank zabiera się za projekt na zlecenie. Człowiek od A&R (artystów i repertuaru) wytwórni Capitol zamówił u niego płytę z muzyką orkiestrową. Co prawda kontrakt z Verve i MGM zabraniał Frankowi nagrywania płyt w innych firmach, ale jako muzykowi – Zappa więc postanowił ograniczyć się jedynie do dyrygowania i komponowania, bo tego kontrakt nie zabraniał. I tak nieco ponad dwa miesiące po „Absolutely Free” na początku sierpnia 1967 na rynek trafia de facto pierwsza solowa płyta Zappy, „Lumpy Gravy”. I od razu zaczyna się coś, co u Franusia będzie często się pojawiać: różne wersje albumów, poprawiane, cięte i remiksowane przy okazji kolejnych reedycji niemiłosiernie.
 
- Tutaj to wyszło z konieczności, bo jednak Zappie zagrożono procesem, że niby mimo wszystko naruszył warunki kontraktu. Krótki, 23-minutowy album wycofano szybko z rynku, Frank tworzył kolejne rzeczy – dla Mothers „Uncle Meat” i „We’re Only In It For The Money”, solową „Cruising With Ruben And The Jets”. Wszystkie powstawały naraz jako wielki projekt o nazwie “No Commercial Potential”. Czekając na wyjaśnienie się wszystkich spraw prawnych, powstał też – w ramach tego samego projektu – drugi, rozbudowany wariant „Lumpy Gravy”. I to on doczekał się oficjalnego wydania wiosną 1968 już dla Verve Records, w zmienionej okładce, tej samej, którą widać powyżej, jak również był podstawą wszelkich reedycji.
 
- I tak oto Zappa zaczął przygodę z tzw. „conceptual continuity”. Potem to miało być normą – wątki fabularne miały się przewijać przez różne utwory, nagrane na różnych płytach przez różne składy, a nagrania z różnych płyt można by wymieszać ze sobą. Tak było w tym przypadku – sam Zappa twierdził, że „Gravy”, „Cruising…”, „Uncle Meat” i „We’re…” można by pociąć na kawałki, pomieszać je ze sobą i stworzyć zupełnie nowe płyty, albo pojedyncze utwory pozamieniać między płytami bez żadnej szkody dla całościowego obrazu. Zresztą finał „Lumpy Gravy” pojawił się na „We’re…” jako „Take Your Clothes Off When You Dance”. „Oh No” i „King Kong” też wywodzą się z fragmentów „Lumpy…”
 
- No i zaczął też przygodę z nagrywaniem z orkiestrami, bo muzycy, z jakimi miał do czynienia Zappa, traktowali go jak burka, co przyszedł coś ukraść – w sporej mierze pewnie dlatego, że nie miał żadnego formalnego wykształcenia muzycznego, no i grał zespole rockowym. Trzeba było czasu, żeby przełamać lody.
 
- No i tak powoli wychodzi na to, że „Lumpy Gravy” to płyta w artystycznym rozwoju Franka Zappy bardzo istotna. W oryginale była to kolażowa forma, hołd dla Johna Cage’a; w końcowym rozrachunku – po rozbudowaniu – wyszła całość jeszcze bardziej eksperymentalna i zwariowana. Mamy tu i fragmenty nostalgicznego surf-rockowego gitarowego grania, i zakręcone fragmenty orkiestrowe, z gęstymi, trudnymi pasażami i pokręconymi metrami, i chętne korzystanie z marimbafonu i wibrafonu – instrumentów, które potem Franuś mocno polubił, i zabawy z manipulacją szybkością odtwarzania taśmy, i odjechane dialogi i rozmowy, w tym tzw. ludzi z fortepianu.
 
- Chodziło o to, że jeśli ktoś mówił głośno do wnętrza fortepianu, to struny rezonowały, dając specyficzny pogłos. I tak Zappa kazał różnym ludziom (m.in. Claptonowi i Rodowi Stewartowi) improwizować monologi na zadany temat i wygłaszać je z głową wewnątrz pudła fortepianu, a potem ich pocięte fragmenty trafiły na płytę. Był tam też śmiech znajomego Zappy, Louisa Cuneo, który brzmiał ponoć jak obłąkany indyk, i zappowska teoria wszechnuty – jednego, głównego dźwięku będącego swoistą esencją wszechświata, od której wszystkie inne dźwięki się wywodzą.
 
- Powstała płyta zdecydowanie dla fanów Zappy, bo początkujący słuchacz raczej zbyt wiele tu dla siebie nie znajdzie. Jeśli lubi takie kolażowe, awangardowe granie, to o Zappie już słyszał, a jeśli nie ma pojęcia, z czym się Franka i jego muzykę je, to „Lumpy Gravy” prezentuje wycinek jego twórczości, ważny – inspirację twórczością Vasere’a, Xenakisa, Stockhausena czy Cage’a i dążenie do połączenia tejże z muzyką popularną – ale nie jedyny. Siedem gwiazdek dla fanów, którzy chętnie poświęcą czas, rozkładając na czynniki pierwsze i analizując „Lumpy” i tropiąc kolejne powiązania choćby z „We’re Only In It For The Money”…
 
- …które ukazało się trzy miesiące przed poprawioną wersją „Lumpy Gravy”, i o którym pogadamy przy kolejnej okazji.
 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.