Mistyk Osho twierdzi, że faceci są zdobywcami. Biologia, że wzrokowcami. Obie te teorie naturalnie uzupełniają obraz samca homo sapiens. Z tą drugą teorią się zdecydowanie zgadzam, gdyż gdyby nie okładka „What Color Is Love” to na twórczość kogoś takiego jak Terry Callier pewnie w życiu bym nie zwrócił uwagi.
Tutaj troszkę dodaję kitu. Prawda jest taka, iż pierwszy raz usłyszałem Calliera w małym, wieki nieremontowanym kinie Filmhouse mieszczącym się przy edynburskiej Lothian Road. Wyświetlano tu (zresztą wciąż ono istnieje) całą masę niezależnych i ambitniejszych filmów. Kilka lat temu obejrzeliśmy tam z Moniką piękny obraz panów Nakache i Toledano pt. „Samba” z Omarem Sy w roli nielegalnego sengalskiego imigranta, próbującego ułożyć sobie życie w Paryżu. W tymże filmie wykorzystana została przepiękna kompozycja Calliera „Love Theme From Spartacus”, która (jak cały soundtrack zresztą) dodawała całości dodatkowego smaczku. Dopiero potem natrafiliśmy na wyprodukowany trzy lata wcześniej obsypany różnorakimi nagrodami „The Intouchables” (u nas wyświetlany jak „Nietykalni razem mogą wszystko”) tych samych panów reżyserów, z tym samym panem aktorem w roli głównej oraz – jak nietrudno się domyśleć – utworem tego samego pana muzyka wykorzystanym na potrzeby obrazu. W tym przypadku mowa o utworze „You’re Goin’ Miss Your Candyman”, pochodzącym z omawianej dziś płyty „What Color Is Love”...
Sam Terry Callier zawrotnej kariery nie zrobił, choć w Illinois osiągnął status artysty kultowego.
Callier był z muzyczną bohemą Chicago związany od samego pocztąku, od amatorskie muzykowanie po angaż w Cadet Records jako songwriter dla innych, a po sukcesie kilku kompozycji przez niego napisanych (z których „The Love We Had Stays on My Mind” grupy The Dells jest chyba najbardziej znaczący) jako trzynastkę za to, że odwalał dobrą fuchę dostał kontrakt na autorskie płyty.
Callier w związłej formie jaką jest piosenka umiejętnie łaczył elementy nie tylko folku i soulu, ale również i jazzu, nie obawiając się ograniczeń sztywnych ram muzycznych form. Jego kompozycje były urozmaicone, bogate w brzmienia i style.
Tylko siedem kompozycji na omawianej dziś płycie, lecz każda piękna i wyjątkowa. Począwszy od złożonego i delikatnego „Dancing Girl” ze świetnie zaaranżowanymi smyczkami, dęciakami i niezwykle ekspresyjnym śpiewem Calliera poprzez senne „What Color Is Love” oraz „I’d Rather Be With You”, wspomniany wcześniej, fajnie rozbujany „You Goin’ Miss Your Candyman”, delikatny soulowy „Just As Long As We’re In Love”, dramatyczny „Ho Tsing Mee (A Song Of The Sun)” po absolutnie cudny „You Don’t Care” z żeńskimi chórkami równie zmysłowymi jak czarnoskóra piękność z okładki, krążek uracza każdą minutą. Mnogość i złożoność zawartych tutaj klimatów nie tyczy się jedynie muzycznych stylów, lecz również barw głosu, którymi operuje Callier umiejętnie balansując między ekspresyjnością Niny Simone, a delikatnością Cata Stevensa.
Jednakże ta mieszanka została na „What Color Is Love” sklecona w niezwykle spójne kilkadziesiąt minut przyjemnego i przykuwającego uwagę grania. Niezwykła naturalność i autentyczność Calliera zarówno jako kompozytora jak i wokalisty ujawnia się tutaj w pełniej okazałości. Nie ma co się oszukiwać, takich atrybutów ze świeczką szukać u dzisiejszych muzyków, dlatego krążka takiego jak ten słucha się z niezwykłą nostalgią.
"What Color Is Love" to rzecz bez wad i zbędnej nuty, zdecydowanie warta polecenia.