ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Hubbard, Freddie ─ Red Clay w serwisie ArtRock.pl

Hubbard, Freddie — Red Clay

 
wydawnictwo: CTI Records 1970
 
1.Red Clay [12:11]
2.Delphia [7:23]
3.Suite Sioux [8:38]
4.The Intrepit Fox [10:43]
 
Całkowity czas: 38:38
skład:
Freddie Hubbard - trąbka
Joe Henderson - flet, saksofon
Lenny White - bębny
Ron Carter - gitara basowa
Herbie Hancock - instrumenty klawiszowe
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,0

Łącznie 1, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8++ Arcydzieło.
12.06.2017
(Recenzent)

Hubbard, Freddie — Red Clay

Freddie Hubbard miał pecha, lub bardziej nieszczęście w szczęściu. Jego szczęściem był niesamowity talent jakim był odbarzony, a nieszczęściem fakt, że przyszło mu żyć w czasach Milesa...

Zapewne dlatego nie do końca ma należne miejsce w panteonie najlepszych. Gdyż od Davisa nie odstawał, ani jeśli chodzi o technikę, ani o zmysł kompozycyjny, ani o - zwłaszcza tak nieoceniony w typie muzyki jaki obaj proponowali - feeling.

O Milesie mówi się, iż miał wpływ niemal na każdą odmianę jazzu, lub przynajmniej o każdą się otarł podczas swojej bogatej kariery. Hubbard również zdawał się być kimś komu trudno usiedzieć w miejscu, gdyż bawił się w bebop, hard bop, post-bop, nie stroniąc również od flirtu z fusion i soulem; takim jak na „Red Clay”.

Czy właśnie ta - wydana w 1970 roku - płyta jest najlepszą w dorobku Hubbarda? Dylemat taki sam jak w przypadku Davisa; wszystko zależy od tego jaki okres twórczości rozpatrujemy. Entuzjaści bardziej tradycyjnego jazzowego grania wskażą „Open Sesame” tudzież „Ready For Freddie”, natomiast ci bardziej lubujący się w nieco ambitniejszym graniu z domieszką fusion i soulu, będą wykłócać się o wyższość „First Light”, „Straight Life” czy omawianego dziś „Red Clay” nad innymi.

Tylko cztery utwory, lecz konkretne i treściwe*. Zaczyna się od utworu tytułowego; ostre i pozornie chaotyczne zawodzenie trąbki i saksofonu, przechodzi w bardziej uporządkowane – i spinające klamrą całość - granie z przyjemnymi plumkaniami Hancocka (nie tylko w tle), fajnym tempem sekcji rytmicznej, no i przede wszystkim popisami samego Hubbarda oraz Hendersona.

„Delphia” to absolutne cudo jeśli chodzi o swoisty collage nastrojów. Zaczyna się sielsko i balladowo, by dość niespodziwanie przejść w lekko podkręcone tempo i równie szybko powrócić do klimatu pierwszych sekund. Takie przejścia mają miejsce przynajmniej kilkakrotnie podczas tych siedmiu minut jednak to pozorne igranie z nerwami słuchacza brzmi po prostu wyśmienicie.

Kolejne dość luźne operowanie różnymi tempami (zwłaszcza w wykonaniu Lenny’ego White’a) mamy w „Suite Sioux”. Nie brakuje oczywiście znów popisów Hubbarda i Hendersona dokładnie w tej samej kolejności jak w otwierającym całość „Red Clay”. Chociaż pewnym novum w porównaniu z poprzednimi kompozycjami jest solo White’a i nieco więcej miejsca, które umiejętnie zagospodarował sobie Hancock.

Wieńczący całość „The Intrepid Fox” jest już kolejnym galimatiasem dźwięków i stylów; jest tu bowiem i troszkę tradycyjnego jazzu, sporo improwizacji, lekko soul’ujących wstawek, a wszystko to brzmiące jakby uzupełnienie tego niesamowitego – napędzonego przez White’a - tempa całości. No i nie można zapomnieć o popisach mistrzów swojego fachu okraszających te dziesięć minut, bowiem zarówno Hubbard jak i Henderson i Hancock grają absolutnie po mistrzowsku.

Świetne kompozycje, ujmująca wirtuozeria oraz niesamowicie wytworzony klimat całości umiejscawia „Red Clay” na półce z klasykami. Jednakże w tym przypadku mamy do czynienia z pozycją nieco zapomnianą i niesłusznie niedocenianą. A szkoda, gdyż jest to arcydzieło.

 

 

 

 

*znowienia kompaktowe wzbogacone są o rewelacyjną wersję lennonowego „Cold Turkey” i rozbudowanego - do blisko 20 minut - utworu tytułowego.

 

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.