Grateful Dead – podróż dookoła Słońca.

Odcinek szósty.

Grateful Dead zespół ,który nagrał dużo dobrych płyt, grał ekscytujące koncerty, napisał wiele świetnej muzyki, a także zainspirował muzyków więcej niż jakikolwiek inny zespół.

Po pięciu latach działalności i osiągnięcia ogromnego poważania tak wśród muzyków jak i publiczności zwanej Deadheads, grupa nagrała szósty już longplay, który wydany został w 1970 roku. „American Beauty” jest radosną i konsekwentną kontynuacją ścieżki jaką Grateful Dead obrał na poprzednim albumie. Mamy tutaj nadal do czynienia z brzmieniem bardzo mocno osadzonym w tradycyjnej muzyce amerykańskiej, które tutaj osiąga  omalże doskonałości. Bluegrass, folk, rock’n’roll oraz country umiejętnie podane słuchaczowi wyzwalają w nim nastrój euforii i błogostanu.

Ale zacznijmy od okładki. Wyprodukowało ją studio Mouse-Kelley a tytułowe słowa na froncie, zapisane są w formie ambigramu, tzn. grafiki utworzonej kaligraficznie w taki sposób, że po obróceniu całości można odczytać ten sam lub inny tekst.  Tutaj tytuł możemy odczytać jako „American Reality”  i ten album faktycznie  jest amerykańską rzeczywistością.

Czołowy pisarz „Beat Generation” , Jack Kerouac pisząc „On the Road” ukazał w swojej prozie bezgraniczną wolność, pokazał , że życie jest wolnością a wybór należy tylko do Ciebie.

Piewca Ameryki, poeta Walt Whitman w swoim tomie  poezji „Źdźbła Trawy” pisał :

„Wyruszam w drogę pieszo i beztrosko,

Zdrów, wolny i świat jest przede mną,

Przede mną długa, brunatna ścieżka prowadzi mnie , gdzie tylko chcę.”

 

„American Beauty” jest taką ścieżką . Dziesięć utworów jakie wypełnia ten album odznacza się pogodnym klimatem ,sielankową atmosferą oraz beztroską.

„Spójrz przez okno, na każdy poranek, na każdy wieczór, każdego dnia. Może świeci słońce, ptaki nadlatują. Z ciężkiego nieba deszcz nie pada. Co mam zrobić aby Ciebie zobaczyć?”

Lesh śpiewający ten utwór okazuje się nader ciekawym wokalistą. Bardzo swobodnie operuje głosem, jakby od niechcenia – i tak ma być. W chórku wspomaga go Bob Weir, idealnie wtapiając się z drugim głosem.  Członkowie Grateful Dead nagle okazali się wybornymi wokalistami. Świetnie pasują i odnajdują się w tej muzyce. Płytę wypełniają idealnie zharmonizowane wokale, kojarzące się z inną ważną amerykańską grupą Crosby, Stills, Nash & Young.

„Truckin’”, „Ripple” i „Box of Rain” prowadzą tą muzykę  idealnie ku przyszłości. Wszystkie utwory z tej płyty grane były na koncertach aż do końca działalności grupy. „Sugar Magnolia” grywana była jako pierwszy bis jeszcze w latach 80-tych,  a „Truckin’” stanowił podstawę do rozimprowizowanej części koncertów. Utwór „Friend Of The Devil” żwawo zagrany, wyróżnia się wspaniałym solem Garcii na pedal steel gitar  a „Brokedown Palace”  jest jedną z najpiękniejszych ballad jakie zespół nagrał.

Wydawało się, że trudno będzie nagrać coś tak dobrego jak „Workingman’s Dead”. „American Beauty” jednak  przyćmiło swoją poprzedniczkę.

Dziennikarz Washington Post, Tom Zito tak pisał o tej płycie :

„Najnowszy album grupy Grateful Dead wykazał „mądrość życia” w porównaniu do wcześniejszych prac a jednocześnie zachował „entuzjazm młodości”. Więc nucąc sobie „Ripple” wkraczam na swoją ścieżkę i idę prosto przed siebie.

PS. „Box of Rain” doczekało się też kilku całkiem niezłych wykonań na spotkaniu Unisono w Tułowicach – skład: Grzegorz  Wiśniewski – lead vocal, Mariusz Gradowski – guitar,  lead vocal, Maria Bialota – synth, Przemysław Piłaciński – guitar, backing vocal, Wojciech Kapała – backing sometimes vocal. Zwykle działo się to późnym wieczorem, kiedy poziom krwi w alkoholu przyjemnie już opadł. (przyp. redakcji)