ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Hillage, Steve ─ Motivation Radio w serwisie ArtRock.pl

Hillage, Steve — Motivation Radio

 
wydawnictwo: Virgin Records 1977
 
1. Hello Dawn (2:50)
2. Motivation (4:11)
3. Light in the Sky (4:12)
4. Radio (6:15)
5. Wait One Moment (3:19)
6. Saucer Surfing (4:21)
7. Searching for the Spark (5:31)
8. Octave Doctors (3:34)
9. Not Fade Away (Glide Forever) (3:34)
 
Całkowity czas: 38:29
skład:
Steve Hillage – guitar, guitar synthesizer, synthesizer, voice, shenai
Miquette Giraudy – synthesizer & saucersiser, lady voice
Malcolm Cecil – T.O.N.T.O. (The Original New Timbral Orchestra)
Reggie McBride – bass
Joe Blocker – drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,8
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,2

Łącznie 12, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
25.02.2015
(Recenzent)

Hillage, Steve — Motivation Radio

L, wydana we wrześniu 1976 roku druga płyta solowa Steve’a Hillage’a, odniosła znaczny sukces komercyjny, wzbudzając większe niż dotąd zainteresowanie młodym gitarzystą nie tylko w Wielkiej Brytanii i na Starym Kontynencie, ale też w Stanach Zjednoczonych, gdzie po serii występów Steve Hillage Band na początku ‘77 trafiła nawet na prestiżową listę „Billboard” 200[1]. To właśnie pozytywne recenzje nowego longplaya, jak również entuzjastycznie przyjmowane występy sceniczne Hillage’a i towarzyszących mu instrumentalistów w Wielkiej Brytanii i Francji, rychło skłoniły muzyka do wyjazdu do Nowego Świata. Tam w roku 1977 nie tylko koncertował, lecz i nagrał swój trzeci album, Motivation Radio, który powstał nie, jak L, na Wschodnim Wybrzeżu, lecz na zachodzie USA, w kalifornijskim Mieście Aniołów.

Za Oceanem zespół Hillage’a otwierał w styczniu i lutym koncerty grupy Electric Light Orchestra, święcącej wielkie sukcesy po wydaniu bestsellerowego A New World Record we wrześniu roku poprzedniego[2]. Mimo że rozpisane na 6 tygodni występy Hillage’a cieszyły się uznaniem, gitarzysta miał po nich mieszane uczucia. Z dystansem podchodził do opinii fanów i mediów, uznających go za kolejnego angielskiego reprezentanta rocka progresywnego, za którego wcale nie uważał się, postrzegał bowiem zarówno siebie, jak też innych artystów zaliczanych w poczet sceny Canterbury za zjawisko muzycznie odmienne od np. Yes czy Genesis. Co dodatkowo go mierziło, to krytyczne reakcje zaszokowanych fanów na to, czego akurat słuchał, o czym informował ich w odpowiedzi na udzielane mu pytania. Oto kiedy wyjawiał, iż podobają mu się ostatnie płyty takich zespołów (około)funkowych, jak Earth, Wind & Fire (Spirit), Funkadelic (One Nation Under a Groove) bądź Parliament (The Clones of Dr. Funkenstein), często słyszał od indagujących go osób o niewyrobionym smaku i/lub ograniczonych gustach, których tak wtedy, jak też dzisiaj i w przyszłości było, jest i będzie co niemiara, pełne niedowierzania i dezaprobaty słowa w rodzaju „Co?! Ty słuchasz disco?!” (skąd my to znamy, Redakcjo ArtRocka?). Konstatując ze smutkiem, że również wśród miłośników muzyki występuje coś w rodzaju „muzycznego apartheidu”, a przy tym pragnąc umknąć przed przypinaną mu etykietką z napisem „rock progresywny”, pokojowo nastawiony do ludzi i świata Hillage niejako buntowniczo postanowił, iż kolejna płyta będzie odmienna od wcześniejszych, mniej progrockowa, a bardziej elektroniczna i funkowa.

Nim jednak gitarzysta wszedł do studia, wrócił z towarzyszącym mu zespołem do Europy. Tam w trakcie marcowych koncertów w niemieckim Bensbergu i w Londynie, po których Steve Hillage Band uległ rozwiązaniu, oraz w maju podczas paryskiego występu w ramach reunion show Gongu zarejestrowany został wartościowy materiał, wydawany potem na różnych wydawnictwach[3]. Następnie Hillage ponownie przybył z ukochaną Miquette Giraudy do Stanów, gdzie w lipcu w studiach Record Plant i Westlake Audio w Los Angeles zarejestrował kompozycje, które miały wypełnić jego nowy album.

Oprócz partnerki (syntezator, wokal wspierający) w studio towarzyszyli Steve’owi (gitara, syntezator gitarowy, syntezator, shehnai, śpiew) Reggie McBride (bas) i Joe Blocker (perkusja), tworzący doborową, przydającą utworom z lekka funkowego charakteru sekcję rytmiczną, jak również, last but not least, Malcolm Cecil, którego Hillage poznał dzięki pośrednictwu pewnego dziennikarza w trakcie niedawnej trasy koncertowej po włościach Wuja Sama. W trakcie lipcowych sesji Cecil zagrał na Goliacie, znaczy się przeciwieństwie Dawidowych rozmiarów Minimooga, innymi słowy na największym polifonicznym syntezatorze analogowym świata - T.O.N.T.O., tj. The Original New Timbral Orchestra, który zresztą kilka lat wcześniej własnoręcznie skonstruował do spółki z Robertem Margouleffem, jak on członkiem-założycielem duo Tonto’s Expanding Head Band, pod którego szyldem ukazały się dwa wczesne albumy muzyki elektronicznej, Zero Time (1971) oraz It’s About Time (1972), cenione zresztą przez Hillage’a. Cecil, wraz z Margouleffem współproducent słynnych i wyjątkowych – także dzięki użyciu TONTO - płyt Stevie’ego Wondera z pierwszej połowy lat 70., po negocjacjach zgodził się nie tylko zagrać na trzecim albumie Steve’a, ale też zająć jego produkcją, co – w przekonaniu gitarzysty – miało zapewnić Motivation Radio funkujące brzmienie.

Longplay wypełniło 9 kompozycji. Spośród nich 8 zostało napisanych wiosną, już po powrocie zza Atlantyku przez Hillage’a i – w warstwie tekstowej – Giraudy, a 1, mianowicie najlepiej obecnie znana w wersji The Rolling Stones Not Fade Away (tu z dopiskiem Glide Forever, przynoszącym - i słusznie! - skojarzenia z napisaną za czasów Gongu I Never Glid Before) przez sławnego Charlesa Hardina (alias Buddy Holly) i Normana Petty’ego. Są to utwory po większej części niedługie, ok. 3- lub 4-minutowe, za wyjątkiem Searching for the Spark i Radio, które jednak z czasem trwania 5 i pół oraz nieco ponad 6 minut też nie należą do szczególnie długich. W istocie w owym czasie Hillage miał dość materiału, by wypełnić nim dwa longplaye, które, jak zrazu planował, miały nazywać się The Red Album i The Green Album. Lecz ostatecznie „Czerwony album” zmienił swą roboczą nazwę na Motivation Radio, utworzoną od nazw dwóch kawałków z pierwszej strony longplaya.

Okładkę płyty ozdobiono zdjęciem postaci Hillage’a, trzymającego gitarę elektryczną i stojącego na tle wielkiej wody oraz – w rzeczywistości tkwiącego w głębi lądu - 64-metrowego radioteleskopu z australijskiego Parkes Observatory. Wycelowany w nieboskłon, skierowany ku gwiazdom, radioteleskop ten posłużył m.in. do poszerzenia wiedzy astronomicznej człowieka, a był też jedną z tych anten, dzięki którym Ziemianie z zapartym tchem śledzili lądowanie misji kosmicznej Apollo 11 na Księżycu oraz pierwsze a nieśmiałe, lecz wielkie dla ludzkości kroki pojedynczych homo sapiens na jego powierzchni, stawiane w pamiętne dni lipca 1969 roku. Z kolei na tylnej okładce longplaya znalazła się karta Rydwanu z talii Tarota i prastary symbol skarabeusza. Podobnych, mniej lub bardziej jasnych odniesień do kosmologii, astronomii, astrologii, wróżbiarstwa, filozofii, religii, magii, spirytualizmu, mistycyzmu, krążących we wszechświecie energii czy zawsze będącej w cenie miłości jest więcej, również w wyrażających nadzieję na lepszą przyszłość, egzaltowanych tekstach, jakie ułożono do poszczególnych utworów. Warto dodać, że napędzani ideami New Age Hillage i Giraudy wyrazili tu także fascynację kinem science fiction – oto we wnętrzu okładki wydrukowano słowa May the Force be with you, „Niech Moc będzie z tobą”, obecnie kultowe, zaś w ’77 dopiero co poznane za sprawą pierwszej odsłony Gwiezdnych wojen, Nowej nadziei, której premiera odbyła się w maju. O tym, że w owym czasie para pozytywnie i radośnie nastawionych do życia muzyków żywiła „nową nadzieję” na lepsze jutro i dla świata i ludzkości,  i dla siebie samej i swojej kariery, którą Hillage, jak już wiadomo, chciał podówczas skierować na inny tor muzyczny, przekonują już słowa otwierającej album piosenki, Hello Dawn.

Wskutek użycia TONTO i innych syntezatorów płyta w przeważającej mierze skąpana jest w elektronice. Równie istotnym wyróżnikiem zawartych tu kawałków jest gitarowe glissando, z którego za sprawą albumów sygnowanych rodowym nazwiskiem, a wcześniej płyt Gongu Hillage, jak przed nim Daevid Allen, był już zasłynął. Partie z wykorzystaniem tej techniki Steve, najwyraźniej wierzący w numerologię, intencjonalnie nagrał siódmego dnia siódmego miesiąca (tysiąc dziewięćset) siedemdziesiątego siódmego roku (7-7-1977), by nadać płycie mistyczną otoczkę i może zagwarantować dobrą jej recepcję wśród recenzentów i reszty słuchaczy, wszak według popularnych wierzeń 777 to liczba pełni, doskonałości i szczęścia. Przechodząc jednak do samych utworów – w optymistycznie nastrajającym Hello Dawn Steve gra z entuzjazmem w asyście niemniej rozentuzjazmowanych muzyków, na koniec uraczając odbiorcę pełnymi polotu i inwencji, efekciarskimi a cięto riffowanymi popisami, przypominającymi, iż Hillage to jeden z najznakomitszych gitarzystów, jakich nosiła Matka Ziemia. Muzyk udowadnia to i w kolejnych numerach, choćby w zwieńczeniu funk-progrockowego, obok m.in. dokonań Funkadelic chyba inspirowanego też wydanym w ’76 Presence Led Zeppelin Motivation, utworze, w którym obok kunsztownej solówki lidera na szczególną uwagę zasługuje gra wybijającej wyrazisty beat sekcji rytmicznej McBride-Blocker, wśród syntezatorowych pogwizdywań doskonale współpracującej z gitarzystą. Nerwowo rozpoczyna się ostrzejszy od poprzedników Light in the Sky, poprzetykany gwałtownymi i hałaśliwymi, punk- czy hardrockowymi wstawkami, z którymi kontrastuje pełen zadziwienia i lęku, eteryczny głos raz po raz wyskakującej na pierwszy plan, niczym Filip(ina) z konopi, Miquette Giraudy, niosący skojarzenia ze zwariowanymi piosenkami Gongu doby Allen-Smyth. Długie i stonowane zakończenie tego utworu o zmieniającej się aurze i godnych uwagi partiach perkusisty należycie poprzedza trwające 6 minut i kwartę Radio, które niespiesznie rozwija się wśród pięknie niosących się dźwięków kreowanych z pomocą syntezatora i gitary Hillage’a, sięgającego tu po rozmaite techniki, w tym i oczywiście ujmujące w jego wykonaniu glissando. Przez grubo ponad 3 i pół minuty kompozycja wspaniale rozwija się, kiedy jednak ostatecznie otrząsa się z marzeń sennych, ożywia i przyspiesza, mocniej stąpa, już niczym szczególnym nie wyróżnia się. Nie mając właściwego zakończenia i nijako cichnąc, rozwiewa jak najbardziej pozytywne wrażenie z pierwszej części utworu. Nie zaskakuje też otwierająca drugą stronę longplaya, po trosze beatlesowka, ciepła i ładna balladka Wait One Moment. Bardziej interesująca jest spacerockowa, czerpiąca z science fiction Saucer Surfing, o łatwo rozpoznawalnym, charakterystycznym Hillage’owskim brzmieniu, dynamiczna w pierwszej części, w drugiej zupełnie spokojna i wypełniona (niby) głosami ufoludków, lecz chyba nie psotników z Planet Gong. W jeszcze większym stopniu kosmiczna i psychodeliczna jest pławiąca się w elektronice Searching for the Spark. Przenosi słuchacza, pod wrażeniem chwili chętnie opuszczającego własne ciało i pogrążającego się w medytacji, ku transcendencji, skąd jednak ten po pewnym czasie powraca, odnajdując poszukiwaną iskrę skrytą głęboko we własnym wnętrzu. Udany jest także instrumentalny, ociekający gitarowo-syntezatorowym brzmieniem Octave Doctors, swoim mianem nawiązujący do The Octave Doctors and the Crystal Machine, miniatury z „Latającego imbryczka” Gongu. Płytę zamyka singlowy Not Fade Away (Glide Forever), którego początek czerpie z I Never Glid Before, autorskiej kompozycji Hillage’a zawartej na Angel’s Egg, drugiej części Gongowej trylogii Radio Gnome Invisible. I właśnie to retrospektywne rozpoczęcie ostatniego w zestawie kawałka i pomysłowe połączenie go z obdarzoną charakterystycznym rytmem piosenką oryginalnie napisaną przez Holly’ego i Petty’ego jest tym, co w Hillage’owej wersji najlepsze, potem bowiem, mimo że urozmaicana spacerockowymi partiami instrumentów, ciągnie się już wciąż tak samo przez bite 2 i pół minuty, w tym przypadku wyjątkowo długie 2 i pół minuty.

Ogólnie ujmując, wypełniona utworami krótszymi, bardziej zwartymi i gładkimi, aniżeli poprzednie dwa albumy, Fish Rising i L, na których znalazły się tak pyszne i rozbudowane kompozycje, jak Aftaglid, Solar Musick Suite czy Lunar Musick Suite, jest Motivation Radio kolejną udaną pozycją w dorobku Hillage’a. Stanowi wypadkową jego fascynacji muzyką elektroniczną, funkiem, popem, muzyką dance i disco, jak również inspiracji płynących z wcześniejszych doświadczeń muzyka ze sceną Canterbury, psychodelią, fusion, space czy progrockiem, ale też wpływów blues i hard rocka czy będących w ‘77 na topie punk rocka i nowej fali. Przez jednych, może preferujących bardziej uproszczone i przystępne, koherentne, skrzące się i efektowne, dopasowane do radiowego formatu utwory, uważana jest za najlepszą pozycję w całym katalogu Brytyjczyka, przez innych, może ceniących sobie kompozycje dłuższe, o wyższej złożoności i progresywności, za jedną ze słabszych, o ile – przynajmniej w porównaniu z dwiema wcześniejszymi i następną -  nie najsłabszą. Ja sam przedkładam nad nią i „eLkę”, i moją ulubioną „Rybę”, co nie przeszkadza mi w słuchaniu z przyjemnością niepozbawionej humoru i doskonałej pod względem wykonawczym Motivation Radio, która przed laty musiała brzmieć niesłychanie nowocześnie, którą zaś ja oceniam wcale wysoko, na 7-8 oczek, co – przy pozytywnym nastawieniu do twórczości solowej Steve’a z lat 70. – przekłada się na 8 artrockowych gwiazdek.

Motivation Radio ukazała się we wrześniu 1977 roku i jak dwa poprzednie longplaye Hillage’owe wydana została nakładem Virgin Records[4]. Promowana singlem Not Fade Away (Glide Forever)/Saucer Surfing, w następnym miesiącu trafiła na UK Albums Chart, gdzie utrzymała się przez 5 tygodni, maksymalnie docierając do 28. miejsca. Celem wzmocnienia kampanii promocyjnej swojego trzeciego dzieła gitarzysta jeszcze we wrześniu sformował drugie wcielenie Steve Hillage Band i ruszył z nim w krótką trasę koncertową, zakończoną 3. listopada ’77 w londyńskim Rainbow Theatre[5], gdzie 10 lat wcześniej Jimi Hendrix puścił z dymem swoją gitarę. Zrazu Hillage zamierzał udać się w tournée po Stanach, ponieważ jednak nowa płyta nie cieszyła się tam tak dużym zainteresowaniem, na jakie liczył[6], już w grudniu wszedł do studia, by rozpocząć przymiarki do stworzenia swojego czwartego albumu solowego, któremu, jak czas pokazał, na imię dano Green, a którego współproducentem został Nick Mason z Pink Floyd.

 


[1] Wprawdzie wybiła się jedynie na bardzo odległą od pierwszego miejsca 130. pozycję, ale jednak została zauważona i doceniona. W Wielkiej Brytanii osiągnęła maksymalnie 10. miejsce i była notowana przez 12 tygodni, więc przez ok. 3 miesiące.

[2] W książeczce przydanej do wznowienia Motivation Radio (2007) zapisano, iż pierwszy koncert Steve Hillage Band w USA odbył się 11. lutego 1977 roku w nowojorskim Madison Square Garden, co nie jest prawdą. Już 17. stycznia grupa wystąpiła w Phoenix w Arizonie w roli supportu przed ELO, której koncert otwierała również kilka tygodni później w Madison Square Garden (nie wspominając o szeregu innych koncertów zarówno przed, jak i po tym wydarzeniu).

[3] Bensberg (20. marca) - Germany-77 (2007), Live in Germany 1977 (2010), Live at Rockpalast (2014); Londyn (26. marca) – kilka kawałków na Live Herald (1979); Paryż (28. maja) - Gong Est Mort/Vive Gong (1977).

[4] Chociaż naówczas wytwórnia Richarda Bransona już bardziej skłaniała się do punku, niż do progrocka (w maju zawarty został kontrakt z Sex Pistols), Hillage miał do pewnego stopnia wolną rękę przy tworzeniu muzyki, gdyż, jak wspominał: „W owym czasie byłem jednym z ważniejszych artystów Virgin Records, więc jeśli chodzi o muzykę, do pewnego stopnia mogliśmy [Hillage i Giraudy – przyp. aut.] dyktować nasze warunki” (By that time I was one of Virgin Records biggest acts and so we were able to dictate our musical terms in some ways). Nadmienić należy, iż Hillage nic nie miał przeciwko erupcji punku – w sierpniu wystąpił z Sham 69 na festiwalu w Reading.

[5] Koncert ukazał się na krążku Rainbow 1977 (2014). Wcześniej wyimek w postaci Electrick Gypsies zamieszczono na Live Herald.

[6] „Trochę byłem zawiedziony Ameryką – ciężko było mi pogodzić się ze stereotypizującym podejściem do muzyki, jakie tam panowało. Przekonałem się, że w Europie ludzie są znacznie bardziej otwarci na eksperymentowanie” (In some ways I was a bit disappointed by America and the stereotyped attitudes to music were hard for me to accept. I found the headspace that existed in Europe much more conducive when it came to experimentation).

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.