ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Guru Guru ─ UFO w serwisie ArtRock.pl

Guru Guru — UFO

 
wydawnictwo: Ohr 1970
 
1.Stone In [5:43]
2.Girl Call [6:21]
3.Next Time See You At The Dalai Lama [5:58]
4.UFO [10:26]
5.Der LSD Marsch [8:28]
 
Całkowity czas: 36:58
skład:
Mani Neumeier - bębny, instrumenty perkusyjne, śpiew
Ax Genrich - gitary
Uli Trepte - gitara basowa
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,0

Łącznie 4, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
05.07.2014
(Recenzent)

Guru Guru — UFO

Prog z kapustą – Zweite Ausgabe (znaczy się Edycja Druga)

Wielki Inkwizytor Andrzej ‘Torquemanda’ Jaworski nie będzie szczypał się z lewctwem. Łapać, torturować i zaocznie skazywać na stos. Zresztą żaden z nich pożytek, przecież tylko katolicy płacą podatki. Co więcej powinni jeszcze płacić za drewno którym będą paleni. Jednak zacząć trzeba niewinnie. Dlategoż to przyszły Inkwizytor i jego dzielna i niestrudzona towarzyszka – bojowniczka o czystość wiary Małgorzata „ zawsze dziewica” Sadurska złożyli zawiadomienie do prokuratury w sprawie spektaklu "Golgota Picnic" Rodriga Garcii. Chcą, by ścigane były "wszystkie osoby zaangażowane w propagowanie w Polsce 'Golgoty Picnic' poprzez odczytywanie scenariusza, bądź też poprzez wyemitowanie filmu z zarejestrowanym spektaklem".

Nie widziałem na oczy rzeczonego spektaklu (czyli zapewne tak jak Pani Sadurska i Pan Jaworski), ale jak widać dla niektórych polityków ważniejsze jest pojawienie się na mównicy i wygłoszenie kilkuzdanowiego bełkotu, będącego swoistym prime time dla TV Trwam aniżeli poświęcenie chwili, aby zagłębić się nad (według opinii osobników bardziej znających się na teatrze aniżeli wymienieni wyżej potomkowie Świętej Inkwizycji) egzystecjonalnym przekazem. Cóż, ograniczone umysły kierują się ograniczonym myśleniem.

Niechże więc padnie również na mnie. Oto kilka słów o debiutanckiej płycie jednego z najbardziej lewicowych zespołów naszych zachodnich sąsiadów. Niech mnie także katofaszyści ścigają za propagowanie lewackiej sztuki...

Zresztą od samego początku swojej działalności Guru Guru szli przeciwko zachodnioniemieckiemu establishmentowi. Członkowie zespołu byli zatwadziałym zwolennikami Niemieckiego Socjalistycznego Związku Studentów, którego przedstawiciele niejednokrotnie mieli okazje prezentować swoje lewicowe manifesty podczas występów kapeli. Zresztą nie jest żadną tajemnicą, iż członkowie kapeli tworzyli ze swoimi rodzinami, tzw. groupies i technicznymi swego rodzaju utopijną komunę.

Prawdę powiedziawszy, gdy zabierałem się za rzeczoną recenzję wprowadzający akapit miał zawierać wspomiankę z krótkiego dokumentu wyemitwanego kilka lat temu w BBC4 o krautrocku z którego szczególnie zapamiętałem słowa Edgara Frose’go. Twierdził, że młodym Niemcom nie było narzucone dziedzictwo Wagnera, Brahmsa czy van Beethovena, lecz kipiała w nich złość za to, że  przejmą oni brzemię pokolenia ich rodziców, którzy dopuścili Hitlera do władzy i z tym będą przez kolejne dekady utożsamiani. Stąd zapewne wzięła się ta szczera i autentyczna złość wyłamania się z tych kostniejących stereotypów poprzez bezpardonową i ciężką muzykę.

 „UFO” jest wydawictwem ponadczasowym, bezkompromisowym i jedynym w swoim rodzaju. W tej swoistej kilkudziesuęciominutej pigułce zawarto esencję całego tego powojennego poszukiwania własnej tożsamości zagubionego pokolenia Niemców.  Mamy tutaj i złość i żal i odkrywanie i desperację odnalezienia siebie na zgliszczach przeszłości ze spojrzeniem we własną wizję przyszłości...

Absolutnie wspaniała, rozimprowizowana i naturalnie powalająca jest zawarta tutaj muzyka. Już od hendrixowego gitarowo-perkusyjnego jazgotu „In Stone” jest niezwykle ciekawie. Gęstę dźwiękowe wariacje z wykorzystaniem różnych efektów, do tego prowadzona  niezwykle luźno sekcja rytmiczna. W tym całym muzycznym bałaganie wcale nie odczuwa się kompozycyjnego nieładu. Jest i spontanicznie i improwizacyjnie, ale całości super się słucha.

W „Girl Call” wcale nie na chwili wytchnienia. Żadnego zmiłuj się. Nadal uświadczamy bezkompromisowego rzępolenia, sprzężeń i innych warkotów.

Nagłe, ale dość płynne przejście w „Next Time See You At The Dalai Lama”, zdaje się tylko pozornie przynosić znamiona nieco bardziej ogarniętego grania. Jak wspomniałem jest tylko chwilowe złudzenie. Nadal uświadczamy rozimprowizowanej gitarowo-perkusyjnej jazdy. Dopiero pod koniec utworu mamy nieco dziwaczne efekty dźwiękowe, nieco delikatniejsze dla ucha.

Druga strona płyty winylowej to już troszkę inna bajka.

Utwór tytułowy to przede wszystkim mroczny i niezwykle hipnotyczny początek złożony z gitarowych cichych efektów. Zafundowano nam tutaj swego rodzaju przeciwwgagę do poprzednich kilkunastu minut. Zamiast pędu i popisów, bardziej postawiono na stworzenie narkotycznego klimatu balansującego na pograniczu tajemnicy i strachu. Efekt uzyskali znakomity, gdyż wraz z kolejnymi minutami i coraz bardziej kakofonicznymi gitarowymi efektami całość zdaje się niezwykle wciągać niczym czarna dziura, aż po sam piorunujący finał.

„Der LSD-Marsch” – przez wielu traktowany jako swego rodzaju sztandar kapeli – jest zwieńczeniem i podsumowaniem całości wydawnictwa. Wydający się odrobinę bardziej spójny, nie tracący jednak niczego ze swojego charakteru, niezwykle wciągającego i transowego. Zaczyna się spokojnym wprowadzeniem, jakby kontunuacją utwory tytułowego, aby z czasem przejść w najlepsze, rozimprowizowane pasaże rodem z pierwszych trzech utworów.

Guru Guru dowodzona przez Mani Neumeiera to najwybitniejszy przykład tego sposobu myślenia młodych Niemców. Narzucanie od małego poczucia winy na błędy poprzenich pokoleń prowadziło bardziej do frustacji, aniżeli do pokory. Ujście całego tego złożonego procesu można odczuć właśnie na płycie „UFO”.

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.