Rok, w którym ukazuje się album Nicka Cave’a i jego zespołu jest rokiem dobrym. A co jeśli w jednym roku ukazują się dwa wydawnictwa sygnowane imieniem i nazwiskiem tego niezwykłego artysty? Na to pytanie szanowni Czytelnicy musicie odpowiedzieć sobie sami. W lutym światło dzienne ujrzał album Push The Sky Away, a kilka dni temu, pod koniec listopada muzycy zaprezentowali czwarty w swojej karierze album koncertowy. Wydawnictwo zostało zarejestrowane 18 kwietnia w Apogee Studio w Los Angeles i ostatecznie zatytułowane Live From KCRW. KCRW to nazwa społecznej rozgłośni nadającej w Kalifornii i okolicach. Koncertówka w zależności od nośnika i dystrybucji zawiera dziesięć (kompakt i wersja cyfrowa) oraz dwanaście (wersja winylowa) utworów, co, nie ukrywam, jest dla mnie nieco niezrozumiałe, bo i na wersji CD z powodzeniem zmieściłoby się to, co na podwójnym winylu. Dobór utworów jest dość przekrojowy: Cave z zespołem – w składzie Nick Cave (wokal, pianino), Warren Ellis (gitara, pianino), Martyn Casey (bas), Jim Sclavunos (perkusja) i Barry Adamson (organy) – wykonał klasyczne kompozycje ze swojego repertuaru oraz kilka utworów pochodzących z ostatniego studyjnego wydawnictwa, które to panowie aktualnie promują.
Na Live From KCRW artyści Bad Seeds zaprezentowali się w nieco pomniejszonym składzie. Koncertu słucha się kameralnie, tak jakby to Nick Cave zabrał paru starych znajomych i wpadł do nas na popołudniową herbatkę z ciasteczkami. Lecz po herbatce okazało się, że wszyscy przybyli znajomi przynieśli ze sobą swoje instrumenty, rozstawili je w dużym pokoju na starym dywanie i zagrali koncert, koncert specjalnie dla nas. I choć utwory grane są na żywo, to Live From KCRW nie brzmi jak album koncertowy. Utwory nie przechodzą płynnie, całość została nieco pocięta, oklaski wyciszono do niezbędnego minimum i tylko w sumie też oszczędne dialogi Cave’a ze zgromadzoną publicznością dają odczuć, że jednak poza tą piątką i kimś, kto w radiowej reżyserce rejestrował materiał, w studiu był ktoś jeszcze. Ale i obecność publiczności została tutaj zaakcentowana w minimalnym stopniu. Lecz nie jest to bynajmniej mój zarzut wobec tego wydawnictwa. Zupełnie inaczej, a wg mnie lepiej słucha się tego koncertu w takiej skromnej formie, niż gdyby był to album z wielkiej sali, zagrany przed kilkutysięczną widownią.
Album rozpoczyna się od „Higgs Boson Blues”, pochodzącego właśnie z Push The Sky Away. Ze starszych rzeczy jest „Far From Me” i „People Ain’t No Good” (The Boatman's Call, 1997), kompozycja Anity Lane i Blixy Bargelda z Einstürzende Neubauten, zatytułowana „Stranger Than Kindness” (Your Funeral... My Trial, 1986), mamy też rozpoczynające Tender Prey (1988) „The Mercy Seat” czy z rzeczy znacznie nowszych ukochane „And No More Shall We Part” (2001). Reprezentacja tegorocznego albumu jest dość mocna, bo poza „Higgs Boson Blues” i utworem tytułowym, jest: „Wide Lovely Eyes” oraz „Mermaids”. Na sam koniec zespół wykonał demonicznego „Kubę Rozpruwacza”, czyli „Jack the Ripper” z singla promującego Henry’s Dream (1992). Wersja winylowa została rozszerzona jeszcze o klasyk „Into My Arms” i „God Is In the House”. Specjalnie przy utworach podałem daty wydania, aby lepiej ukazać ten przekrojowy charakter rzeczonego koncertu. Stare kompozycje zostały nieco przearanżowane, wygładzone, czego świetnym przykładem jest „The Mercy Seat”. Ale i reszta ponurego repertuaru Cave’a została nieco wygładzona, wyszlifowana, niemniej dalej został zachowany charakterystyczny klimat jego kompozycji.
Choć Nick Cave i the Bad Seeds genialnie prezentują się na żywo, to przez lata działalności nie rozpieszczali swoich fanów albumami koncertowymi, czy to w formie wizualnej, czy tylko audio. Grupa nieprzerwanie jest w formie, po kilku latach powróciła z naprawdę genialnym wydawnictwem, które tym samym stanowi jeden z najciekawszych tegorocznych albumów. Z Live From KCRW najbardziej uradowani będą kolekcjonerzy i badacze twórczości Australijczyków, którzy pewnie i tak – jeśli jeszcze tego nie uczynili – zakupią ów album. Koncertówka na pewno uraduje tych, którzy podczas ostatnich miesięcy mieli okazję zobaczyć gdzieś Cave’a z Bad Seeds, czy to na festiwalu (np. na tegorocznym Open’erze), czy jakimś samodzielnym koncercie. Jest to świetne świadectwo siły i magii tego zespołu, który bez zabawy z konsoletami, drogimi studiami i rozbudowanym instrumentarium potrafi oczarować słuchacza prostotą, szczerością i prawdziwością. Pozostaje tylko i aż muzyka… oraz oczywiście poezja Cave’a.
Ad 1. Dla maniaków NC&tBS: genialny od początku do końca album genialnego artysty z genialną okładką.
Ad 2. Dla wszystkich: jest to jeden z tych albumów, którego chociaż raz powinniście posłuchać.
Ad 3. Poniżej mała próbka na zachętę.