Caged inside the Beast of the Forge to najnowsze wydawnictwo projektu Bocksholm, muzycznej kolaboracji członków Raison d'être (Peter Andersson) i Deutsch Nepal (Peter Andersson aka Lina Baby Doll). Choć jest to świeży materiał na rynku, bo wydany na początku bieżącego roku, to kompozycje powstawały na przestrzeni ostatnich pięciu lat, a dokładnie – jak informuje napis na digipaku – 2008-2012. Nie jest to nowy projekt, gdyż pierwsze wspólne wydawnictwo obu panów, którzy paradoksalnie tak samo się nazywają, ukazało się ponad dekadę temu. Nazwa Bocksholm została zaczerpnięta od miejscowości, z której duet pochodzi, szwedzkiego miasteczka Boxholm. Jak widać niewiele jest tutaj przypadkowych rzeczy.
Na trwającym blisko godzinę krążku znajduje się dziewięć kompozycji. Dźwiękową aurę płyty najlepiej określi chyba stwierdzenie, że jest to muzyka mroczna, pełna niepokoju, ale zarazem wciągająca i w jakiś sobie tylko znany sposób urzekająca słuchacza. Stylistycznie Caged inside the Beast of the Forge osadzony został gdzieś między dark ambientem, od czasu do czasu niespiesznie idącym w stronę industrialu, skutecznie wiercącymi dronami, a, choć w niewielkim stopniu, elektronicznymi eksperymentami.
Album otwiera „The Phantomghost”, idealne trzyminutowe intro, charakteryzujące się powiewem zimnego jak stal skandynawskiego wiatru, który szybko w swym szemrającym brzmieniu przechodzi do tajemniczych odgłosów dawno opuszczonych pofabrycznych przestrzeni, do których za żadne skarby nie chcielibyśmy wejść bez chociażby tradycyjnego kasku na głowie. Wszak głowę każdy ma jedną, a niejeden dźwięk mógłby ją z łatwością rozsadzić od środka niczym bańkę mydlaną. Kolejny kawałek to monolityczny, lecz jeszcze bardziej niespokojny „Bögamord”, którego rytm wyznacza miarowe tykanie o wyraźnym, metalicznym posmaku. Ta trwająca prawie dziesięć minut kompozycja została podzielona na dwie skrajne w stosunku do siebie części. Druga, powiedzmy połowa, choć jest tak samo chłodna, niesie ze sobą jakiś cień pozornego spokoju. Jednak jest to tylko cisza przed burzą, która nadciąga, by uderzyć w ostatnich minutach. Trzecia kompozycja to minimalistyczny i najdłuższy na tym albumie „Koeven”. Z dość prostych środków wyrazu powstało całkiem ciekawe tło. Pierwsza przestrzeń to znów miarowy i dość jednostajny beat, stworzony prawdopodobnie na jakichś starych przemysłowych beczkach tudzież innych pojemnikach. Pozostałe tekstury wypełnione są różnej częstotliwości dronami, sporadycznie poprzekłuwanymi tajemniczą echosondą. Wchodząc dalej w jakże fascynujący świat Caged inside the Beast of the Forge natrafimy na „Mobil Oil”, przy którego pierwszych odgłosach na pewno skoczy nam puls. I o ile przy „Jerndöd” jest jeszcze spokojnie, to zaraz po nim następuje frapujący pod wieloma względami „Bi-Rath, The Beast Of The Forge”. Jest to najstarsza na płycie kompozycja, pierwotnie w 2001 roku znalazła się na kompilacji wydanej przez Cold Meat Industry. Wypełniają tę kompozycję hałas oraz piski, które zostały osadzone na zgrzytach i rytmie przeplatanym zniekształconym ludzkim głosem – głosem pełnym bólu albo jakiegoś nieokreślonego strachu. W momencie, gdy zawodzący i cierpiący głos milknie, trafiamy prosto do piekielnej kuźni pod pneumatyczne kowalskie młoty – „Forging Hammers”. Duet najwidoczniej stwierdził, że słuchaczowi przyda się taka transowa chwilka wytchnienia, katalizator tego wszystkiego, co złe i dotychczas być może niezrozumiałe. Zbliżamy się powoli do końca, a chyba wciąż nie wiemy, czy okiełznamy tytułową bestię zamkniętą w kuźni. Wszystko zależy od naszej wyobraźni, bo dźwięk przecież nigdy nie podpowiada nam, gdzie i w jaki sposób słuchać. Przedostatni „Bx, Ribbing & Burén” także nie daje jednoznacznej odpowiedzi na wcześniejsze pytanie. „Bx, Ribbing & Burén” to blisko pięć minut mocnego, wręcz siarczystego dark ambientu najwyższej próby, zaś ostatni utwór – „Sulphur”, można nazwać spokojnie outrem, gdyż pięknie kończy album, jednocześnie wspaniale zazębiając się z rozpoczynającym płytę „The Phantomghost”. Na koniec nie pozostaje nam nic innego, jak ponownie nacisnąć przycisk play na naszym odtwarzaczu.
Poza świetną i dość sporą dawką muzyki rodem z osmolonej piekielnej kuźni, uwagę zwraca projekt graficzny autorstwa „pierwszego” Petera Anderssona. Przedstawia on rozmytą, zdezelowaną formę architektoniczną (?), zaś po wewnętrznej stronie znajduje się fotografia bliżej mi nieznanej maszyny oraz techniczny wagon tramwajowy. Wszystko to, osadzone w tonacji przypominającej sepię, idealnie oddaje klimat tego wydawnictwa, dodając mu tym samym charakteru. Dokładnie taka jest ta muzyka – ponura, mechaniczna w swojej wymowie i niepozostawiająca tym samym zbyt wiele nadziei.
Jeśli mamy wyrozumiałe sąsiedztwo, najlepiej słuchać tego zacnego wydawnictwa dość głośno, aczkolwiek w skupieniu, najlepiej z zamkniętymi oczyma. Dość dobrze penetruje się ten okropny świat, stworzony przez szwedzki duet, w słuchawkach, zwłaszcza ze względu na ukryte pod spodem dźwiękowe plamy. Jak nietrudno jest się domyślić, nie jest to krążek dla każdego. Ale jeśli mamy trochę odwagi i lubimy zwiedzać takie obszary muzycznej świadomości (i podświadomości), będziemy zachwyceni. Na pewno nie można przejść obok tego krążka obojętnie. Jednych pewnie odrzuci albo i oburzy, druga grupa będzie zachwycona. Ja zdecydowanie jestem w tej drugiej.
Projekt na swoim profilu na Bandcampie napisał: „Baw się dobrze, z butelką księżycówki”. I coś w tym może być, że transowe i przemysłowe dźwięki Bocksholmu bardzo smakują mi bez dodatkowych wspomagaczy. Zatem kto wie, jakie efekty może mieć słuchanie Caged inside the Beast of the Forge z butelką samogonu w ręce? Zarówno w jednym (trzeźwym) wariancie, jak i drugim (o odmiennym stanie) warto poświęcić trochę czasu na zapoznanie się z najnowszym wydawnictwem panów Anderssonów.