Szkoda, że płytę taką jak ta odświeżamy sobie zazwycaj przy smutnej okazji. Na moją niekorzyść przemawia to, że nie jestem wyjątkiem. Pomimo tego, że jestem jednym z najbardziej zapalonych fanów Yes w naszej redakcji, to do ponownego sięgnięcia po „Two Sides Of Peter Banks” skłoniło mnie nic innego jak zaskakująca wieść o zejściu z tego świata pierwszego gitarzysty tego jednego z najbardziej zasłużonych zespołów w dziejach wszechrocka. Równie przygnębiające jest to, iż nawet ci najzagorzalsi wyznawcy Andersona i spółki nie do końca docenili wkład gitarzysty w ten pierwszy – nawet pomimo tego, że dość zwiewny i naiwny – okres działalności grupy. O solowych dokonaniach nie wspominając...
Banks odszedł (lub jak kto woli: został usunięty) z Yes w 1970 roku, gdyż nie mógł przeboleć faktu, iż jego rola została brutalnie ograniczona na rzecz orkiestry podczas nagrywania drugiej płyty kapeli „Time And A Word”. Gitarzysta wcale się z tym nie krył i dawał niejednokrotnie ujście swojemu niezadowoleniu. Nie spodobało się to Andersonowi, który zaczynał w tym okresie przejawiać swoje autokratyczne zapędy, mające się z jeszcze większą mocą wkrótce ujawnić. Co więcej, słaba sprzedaż „Time And A Word” sprawiła, że w szeregach drużyny zaczęło się dziać źle. Ktoś musiał za to zapłacić. Padło na Bogu ducha winnego Banksa...
Po odejściu z Yes, gitarzysta zahaczył się na chwilę w Blodwyn Pig Micka Abrahamsa, ale marzył o własnej grupie. Swój sen ziścił. Nazywał się on Flash i wydał trzy płyty („Flash”, „In The Can” oraz „Out Of Our Hands”), ale pomimo ciekawej ich zawartości, zespół kariery nie zrobił. W tzw. międzyczasie Banks zaprzyjaźnił się z kolegą po fachu – Janem Akkermanem z Focus, z którym kilkakrotnie zdarzało się coś wspólnie nagrać. Między innymi na omawianej przez mnie dziś płycie.
Być może „Two Sides Of Peter Banks” odrzuciłem dlatego, że bardziej podchodziło mi Flash? W końcu była to muzyka bardzo bliska pierwszym dwóm płytom Yes. Bliska, ale zarazem stanowiąca naturalne rozwinięcie ich stylu, w której psychodeliczne inklinacje zostały zastąpione bardziej skomplikowanymi i typowo progresynymi harmoniami. Aż ciężko uwierzyć, że w czasach tak bardzo sprzyjających takiej muzyce, Flash nie miało na tyle szczęścia, aby się przebić...
„Two Sides Of Peter Banks” ma troszkę inną zawartość. Rozpędzone progresywne kompozycje zostałe w niektórych miejscach zastąpione nieco bardziej eklektycznymi utworami. Jest tutaj kilka ciekawych akustycznych fragmentów, takich jak chociażby w otwierającym kompozycję „The White House Vale” temacie, gdzie fajny klasyczny motyw koresponduję świetnie z lekko jazzującą gitarą elektryczną, kojarzącą się nieco ze stylem Roberta Frippa z pierwszych płyt King Crimson.
Bardziej konkretnie jest za to w „Knights”. Mocna, niemal riffująca gitara prowadząca, połamane partie perkusji... Jakby zapowiedź tego co Steve Hackett będzie nagrywał po odejściu z Genesis (notabene obecny zresztą na tej płycie). Później mamy gdzieś w środku kilka fajnych przejść, w którch znów robi się nieco jazzująco w połączeniu z Karmazynową polewą. No i ta rewelacyjna solówka w połowie trzeciej minuty. Jeśli ktoś myślał, że Peter Banks był oszczędnym w wyrazie i technice gitarzystą, może się więcej niż zaskoczyć.
Nie brakuje kilku dość luźnych, by nie rzec sennych tematów. Podobać się mogą elektryczny „Last Eclipse”, czy w dużej mierze akustyczny „Beyond The Loneliest Sea”, w którym Banks prowadzi główny motyw nieco w stylu mistrzów flamenco pokroku Paco de Lucii.
Punkt kulminacyjny wydawictwa to jednak blisko 14-minutowy „Stop That!”. W sumie dość luźne jam-session ze swobodnymi popisami Banksa oraz sporą dawką (ponownie) karmazynowych (zwłaszcza w partiach gitary) wstawek. Do tego dorzucono odrobinkę fajnego klimatu Focus, dzięki pomocy udzielającego się tutaj Jana Akkermana. Całość może się wydawać nieco chaotyczna i nie mająca żadnego przewodniego motywu, jednak ostatecznie kompozycja niezwykle wciąga swoim nieco free-jazzowym prowadzeniem i na dobrą sprawę mogłaby trwać w nieskończoność, nie nużąc ani przez chwilę.
Na zakończenie zafundowano nam zabawny „Get Out Of My Fridge”. Fajny rytm, ocierająca się o country gitara. Całość brzmi nieco jak banksowe „Hoedown”... Tak, żeby nie było za poważnie...
„Two Banks Of Peter Banks” nie ma może spójności (zwłaszcza pierwszej płyty) Flash. Jest to bardziej przegląd możliwości gitarzysty Yes, umiejętnie balansującego między rockiem, jazzem, a klasyką, jednak będącej zbiorem całej masy ciekawych i umiejętnie zaaranżowanych pomysłów, składających się w pewną (w miarę) przemyślaną całość.
Pozycja zdecydowanie warta polecenia i warta tego, aby ocalić ją od zapomnienia.