ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Phish ─ A Picture of Nectar w serwisie ArtRock.pl

Phish — A Picture of Nectar

 
wydawnictwo: Elektra 1992
 
1. Llama (3:31)
2. Eliza (1:31)
3. Cavern (4:24)
4. Poor Heart (2:45)
5. Stash (7:11)
6. Manteca (0:29)
7. Guelah Papyrus (5:22)
8. Magilla (2:46)
9. The Landlady (2:56)
10. Glide (4:12)
11. Tweezer (8:42)
12. The Mango Song (6:23)
13. Chalk Dust Torture (4:35)
14. Faht (2:21)
15. Catapult (0:32)
16. Tweezer Reprise (2:40)
 
Całkowity czas: 60:20
skład:
Trey Anastasio – guitar, vocals
Page McConnell – keyboard, organ, vocals
Mike Gordon – bass guitar, vocals
Jon Fishman – drums, vocals

oraz:
Gordon Stone – pedal steel, banjo
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,2
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,1

Łącznie 6, ocena: Dobra, godna uwagi produkcja.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
04.03.2013
(Gość)

Phish — A Picture of Nectar

Phish – „A Picture of Nectar”. Ten album jam bandu z Vermont jest chyba moim ulubionym. Po podwójnej, nieco rozlazłej „Juncie” i trochę zagubionym „Lawn Boy” doczekaliśmy się prawdziwego killera! „Zdjęcie nektaru” to żelazna pozycja kapeli, istne magnum opus. Eklektyzm typowy dla Phisha przejawia się tutaj w każdej nucie.

Płytę otwiera energiczny rytm wygrywany przez bębniarza Jona Fishmana. Potem z funkowym riffem wkracza gitara Trey’a Anastasio i zaczyna się jazda, czyli „Llama”! „Slapujący” bas Marka Gordona nie daje nam spokoju przez cały utwór. „Eliza” przynosi chwilę wytchnienia - w tej około minutowej kompozycji główną rolę odgrywa subtelna i urocza partia gitarowa. „Cavern” to kolejny funkowy rocker. Zaśpiewy całego zespołu i mocny bit perkusji sprawiają, że utwór kołysze jak żaden inny. W „Poor Heart” wyczuwalne są silne wpływy country i bluegrassu, gościnnie solówkami na banjo i pedal steel guitar raczy nas Gordon Stone. „Stash” jest jednym z najciekawszych kawałków na płycie. Kwartet balansuje na granicy jazz-rocka, alternatywy i psychodelii, a głównym bohaterem ponownie jest Mr. Anastasio i jego jazzująca gitara. Kolejna „miniaturka”, „Manteca”, to fragment standardu trębacza Dizzy'ego Gillespiego, tyle że partię dęciaka zastąpiły wokale Phishów. W „Guelah Papyrus” słychać inspirację soulem, a nawet reggae. Gdzieś w połowie rytm się załamuje, a Panowie bawią się rozimprowizowaną formą aż do druzgocącego, wręcz freejazzowego finału, by w końcu powrócić… tam gdzie zaczęli. W „Magilla” fortepian Page’a McConella prowadzi jazzujący dialog z gitarą Trey’a, a sekcja rytmiczna kroczy w tle, spokojnie czekając na swoją kolej. „Landlady” równie dobrze mogłoby się znaleźć na którejś płycie Carlosa Santany, nawet gitara brzmi podobnie jak u wirtuoza z Meksyku. Po około trzech minutach kubańskie rytmy nas opuszczają, a Mr. Fishman krowim dzwonkiem wprowadza nas w „Glide”, jeden z najdziwniejszych utworów na płycie. Trey chwyta za akustyka i czaruje nas folkowym riffem, pomiędzy zaśpiewami całej kapeli. Interesujące jest przejście gdzieś w okolicach 2:40, kiedy Jon wraca z perkusją, a Page wygrywa na fortepianie niespokojne akordy – ten fragment przypomina mi twórczość innego słynnego jam bandu, mianowicie Widespread Panic. Ostatnie 6 utworów jest spięte klamrą w postaci „Tweezer” i „Tweezer Reprise”. Czy możemy to traktować jako swego rodzaju suitę? To daleko idąca interpretacja, ale jeśli ma to komuś pomóc w odbiorze całości płyty, to czemu nie;). Pierwszy łącznik ciągnie się przez 8 minut,  a kwartet daje nam wreszcie namiastkę tego, co można było usłyszeć na koncertach Phisha – prawdziwie improwizowane granie. „Mango Song” to taka przyjemna pioseneczka z urzekającą partią gitary i mistrzowską solówką fortepianu w końcówce. W „Chalk Dust Torture” Trey moduluje swój głos, tak jakby na chwilę za mikrofonem stanął czarnoskóry bluesman z delty Missisipi. Poza tym raczy nas soczystym gitarowym riffem i solówką, a organy Hammonda dodatkowo napędzają utwór. „Faht”, skomponowany przez Fishmana, to miniaturka gitarowa z odgłosami morza, dżungli i samochodów w tle. „Catapult” autorstwa Gordona jest 30-minutową wierszowanką z jego głosem przetworzonym tak, jakby recytował ją przez sekretarkę. Repryza zamykająca „suitę” oraz cały album jest troszkę zmienioną i bardziej „szaloną” wersją „Tweezera”. Wersy „Won't you step into the freezer?” kończą płytę, krążek zastyga...

Piękny to album, polecam każdemu, kto chciałby zacząć przygodę z nieprzeciętnym zjawiskiem muzycznym, jakim na pewno jest Phish;). To płyta przystępna dla początkującego słuchacza, a zarazem pokazująca esencję możliwości wykonawczych zespołu. A żeby zachęcić progresywnych purystów, których z pewnością nie brakuje, to napiszę tylko, że Piero Scaruffi - znany włoski krytyk muzyczny, umieścił ten album na 13 miejscu swojej listy… najlepszych albumów progresywnego rocka wszech czasów (!)… daleko PRZED „Close to the Edge” i „Selling England by the Pound”. Pomyłka, profanacja? Skądże, Phish prezentuje po prostu inny odłam szeroko pojętego gatunku zwanego art- czy prog-rockiem. A zresztą, po co szufladkować muzykę, która broni się sama i jest doskonała?

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.