Trafił mi się zupełnie przypadkiem album z muzyką, której przypisywanie cech nieziemskich właściwie przychodzi mi lekką ręką. Aeolusowska, w formacie SACD płyta z renesansowymi utworami kompozytorów „angielskich” (skąd ten cudzysłów, też się niżej wyjaśni) w ostatnich dniach… oczarowała mnie, choć wydatniej i pewnie bardziej prostacko acz bezpośrednio trza by rzecz: znokautowała mnie. I choć za boksem nie przepadam, nuży mnie i nudzi zarazem, to zabrane z nowomowy owego sportu wyraziste i jednoznaczne wyrażenie idealnie obrazuje stan, w jakim się znalazłem po pierwszym (każdym) wysłuchaniu tej płyty. Z tego też powodu, cokolwiek bym nie napisał, wszystko sprowadzi się zatem powielania całej listy pozytywnych przymiotników, hymnów pochwalnych, bicia czołem, płaszczenia się i temu podobnych gestów. I co najprzyjemniejsze – będzie to jak najbardziej zasłużenie. Toć i zestawienie samych kompozytorów, jakich odnajdziemy na The Dark Is My Delight budzi szacunek, a idący z tym szacownym gronem profesjonalizm współczesnych nam artystów, z takim pietyzmem odtwarzających muzykę dawną wręcz zapiera dech w piersiach. Zatem - jednym słowem maestria. Dlaczego? Już wyjaśniam.
Zaczniemy wyjaśnienia przyziemnie. Od brzmienia. Super Audio CD, to format dla muzyki klasycznej wręcz stworzony. Może jedynie popisy na jednym tylko instrumencie niekoniecznie docenimy, ale już dla partie wokalne, wielogłosowe zyskają w nim wymiar najwyższej próby. Zabrzmią czysto, przestrzennie i zachwycająco. Dokładnie tak, jak na The Dark Is My Delight. Utwory zarejestrowano w AMUZ, czyli Augustinus Muzikcentrum w Antwerpii. Barokowe wnętrza kościoła św. Augusta na ulicy Kammenstraat 81 nadały tej muzyce skalę ponadczasowę. Taką bowiem dziewiczą wielowymiarowość nieczęsto się spotyka. Album zatem po prostu świetnie brzmi, co tylko wzmaga pozytywny odbiór muzyki na nim zawartej.
Kompozytorzy. A, no tu królują angielscy artyści. Począwszy od słynnego Johna Dowlanda (szerzej spopularyzowanego przez … Stinga w ostatnich latach), przez Thomasa Morleya (wymienianego często jednym tchem z Orlando Gibbonsem i Thomasem Tallisem), aż po Williama Byrda. Oprócz nich kilka kompozycji anonimowych, wzmagających nasze zainteresowanie, bo kompozycje bez autorów baaaardzo często zapadają w pamięć swoją przeuroczą melodyką. Plus kilku kompozytorów mniej znanych, co nie zna czy, że słabszych. Jak znakomity wiolonczelista Alfonso Ferrabosco Młodszy – z pochodzenia Włoch, choć urodzony w Londynie, tamże zmarły i pochowany (stąd też wspomniany wyżej cudzysłów przy słowie „angielskich”). Renesans z wysp brytyjskich ma to do siebie (no, po prawdzie to chyba każdy renesans w muzyce), że chyba cały czas jeszcze oczekuje na swoje pięć minut. I nawet gdyby (a może to i dobrze) miało ono nigdy nie nastąpić (owe pięć minut) – to muzyka angielskiego Odrodzenia z pewnością zachwyci każdego wymagającego melomana.
Wykonawcy. No, tu naprawdę czapki z głów. Ansambl Flanders Recorder Quartet gra niezauważalnie wtedy, gdy na plan pierwszy wybija się głos sopranistki i urzeka swoim zaangażowaniem wówczas, gdy instrumentalne partie jawią się nam bogactwem samym w sobie. Tu już nie ma wątpliwości: odrodzenie, po czasach wieków ciemnych (średnich) nastąpiło w sposób oczywisty. Wołamy Boga? Wołamy. Śpiewem, delikatnym brzmieniem organów, ekspresyjnym dialogiem fletów. Tym, co Bogu miłe a zarazem takie „nasze”. Ludzkie. Choć nieziemskie zarazem.
Jednak na albumie rządzi Amaryllis Dieltiens. Belgijska śpiewaczka, absolwentka konserwatorium w Amsterdamie, ma w repertuarze utwory od wczesnego baroku po operę, ale z chęcią sięga również w bardziej zamierzchłe czasy. Śpiewała z powodzeniem Monteverdiego i Bacha, a teraz perfekcyjnie wykonuje muzykę renesansową. Niebiańsko. Wystarczy posłuchać Hear Me O God! Właśnie autorstwa młodszego Ferrabosco. Cóż za krystaliczne piękno, cóż za przestrzeń i potęga głosu. Usłysz mnie Panie… nie wierzę, by tak cudnej modlitwy wyśpiewanej przez Amaryllis nie usłyszał. I jeszcze ten dialog anielskiego sopranu z fletem w utworze Willow Song – mistrzostwo świata!!!!!!!!!!!!
Cytując Rzędziana: „Dalibóg, zatchłem się!!”
Ciemność jest moją rozkoszą. Cóż za doskonały tytuł na dzisiejszy dzień. Pamiętając, że dziś to właściwie wczoraj, a my istniejemy tylko w czasie przeszłym, pochylmy się nad świecami, które każdy zapala w swoim sumieniu.