ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Ruphus ─ New Born Day w serwisie ArtRock.pl

Ruphus — New Born Day

 
wydawnictwo: Polydor 1973
 
1. Coloured Dreams [4:04]
2. Scientific Ways [5:59]
3. Still Alive [4:35]
4. The Man Who Started It All [5:28]
5. Trapped In a game [6:08]
6. New Born Day [5:43]
7. Day After Tomorrow [8:47]
 
Całkowity czas: 40:44
skład:
Gudny Aspaas - śpiew
Thor Bendiksen - perkusja
Hans Pelter Danielson - gitara prowadząca
Håkon Graf - instrumenty klawiszowe
Kjell Larsen - gitara, flet
Asle Nilsen - gitara basowa, flet
Rune Sundby - śpiew, saksofon
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 1, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
16.02.2012
(Recenzent)

Ruphus — New Born Day

Fiordy, śnieg, Ole-Gunnar Solskjaer… to pierwsze skojarzenia jakie przychodzą mi na myśl o Norwegii i jakby na złość nie mające nic wspólnego z muzyką. A do tego rock progresywny? Skądże znowu... „Bluźnisz synu!!!!” – zagrzmi niczym ks. Natanek z ambony niejeden neo-progresywny/heavy-progressive’woy* ortodoks – „przecież masz Ulver, White Willow, Gazpacho, Wobbler i jeszcze kilku innych”. Może i tak Wasza Ekscelencjo, ale w pierwszej połowie lat 70-tych – czyli w okresie, gdy Ruphusi wydali swój debiutancki album - w Norwegii wiedzieli o prog-rocku tyle co Grzesio Rasiak o kopnięciu piłki inaczej niż z czuba.

Zapewne muzycy Ruphusa zasłuchali się w brytyjskich art-rockowych tuzach początku lat 70-tych i stwierdzili, że ten cały rock progresywny to całkiem fajna muza i można by na bazie tego sklecić coś własnego. „Oj, nie tak szybko” – któryś z nich zapewne dodał – „ja tam lubię potupać nóżką jak coś cięższego usłyszę”. No, cóż. Pozostali uznali, że kłócić się nie warto i poszli na kompromis. „Niech będzie bardziej gitarowo” – przyznali – „ale powyginamy i pokomplikujemy kawałki tu i ówdzie, aby fajniej i ambitniej to brzmiało”. Jak postanowili tak zrobili i nagrali pierwszą płytę.

Kompozycje zawarte na „New Born Day” nie są ani specjalnie wyszukane, ani też odkrywcze. Niby to takie hardrockowo-artrockowe pomieszanie, ale przyznać trzeba, że i z pomysłami i z ciekawym odegraniem i z fajnym klimatem.

Nieco kossoff-owa gitara, podparta mocną organową zagrywką w otwierającym „Coloured Dreams” brzmi naprawdę interesująco. Wprawdzie z pierwszym wejściem (nieco za bardzo „podbarwianych” wycieczkami w wysokie rejestry) wokali utwór troszkę traci na wyrazie, ale na szczęście muzycznie wciąż utrzymany jest wysoki poziom. Kawałek ma świetne przeplatające się gitarowe i hammondowe partie. Krótkie i zwięzłe, ale konkretne.

„Scientific Ways” brzmi dość folkowo. Niestety nie jest folk skandynawski, lecz badziej brytyjski, kojarzący się z niektórymi dokonaniami Renaissance. Tak samo delikatnie prowadzona melodia ze stonowanym śpiewem, choć brzmienie linii wokalnej momentami kojarzyć się może bardziej z „Journey To The Centre Of The Earth” Ricka Wakemana niż na przykład z „Ashes Are Burning” Annie Haslam i spółki, zwłaszcza, że tonacja głosu Rune Sundby’ego jest dość bliska manierze wokalnej Ashleya Holta. W dalszej części utworu pojawia kilka zmian tempa, a samo brzmienie instrumentalne ma coś z Gentle Giant, z  - wplecioną w końcówce - krótką „karmazynową” partią fletu.

„Still Alive” zwłaszcza w warstwie wokalnej brzmi niezwykle drapieżnie i zapewne przez to jest najbardziej zapadającym w pamięć fragmentem płyty. Mroczny klimat jest tutaj umiejętnie spotęgowany mocnymi partiami organów oraz nieco hipnotyczną drugą częścią utworu z fajnymi cymbałkami i partą saksofonu kojarzącą się z „Mercator Projected” grupy East Of Eden.

„The Man Who Started It All” ma ciekawie zbudowane napięcie we wstępie. Stonowany i delikatny na początku, przeradza po niespełna półtorej minuty w bardziej zakręcony fragment - z noszącym piętno Uriah Heep – partiami zarówno linii melodycznej jak i gitary.

Ducha Gentle Giant można odnaleźć w krótkim wstępie do „Trapped In a Game”, jednak potem następuje najbardziej melancholijny fragment płyty z popisem wokalnym Gudny Aspaas (której warsztat śmiało dorównuje zarówno Sonji Kristinie z Curved Air w ekspresji jak i Jenny Haan z Babe Ruth w sile głosu) i pompatycznymi kościelnymi organami.

Utwór tytułowy zdaje się mieć najmniej tych bezpośrednich zapożyczeń. Niemniej całość jest prowadzona bardzo płynnie i zupełnie nie nużąco. Gdzieś w środku pojawia się jedynie gitarowa solówka mogąca przywoływać na myśl styl Micka Boxa z Uriah Heep.

Wstęp klawiszowy w najdłuższym i wieńczący całość płyty „Day After Tomorrow” brzmi bardzo „emersonowo”, do tego dochodzi śpiew koajrzący się nieco z barwą głosu Petera Hamilla. Zresztą cały utwór ma sporo z klimatu Van der Graaf Generator. Tę surowość brzmienia, ciężkość organów i minimalistyczne aranżacje przeplatają się przez niemal cały utwór.

Płyty „New Born Day” się świetnie słucha, jednak niezwykle często stosowane zapożyczenia elementów brzmień innych zespołów rzucają się aż nadto w oczy. Oczywiście, ani inwencji, ani perfekcyjnego zastosowania klasycznych progresywnych wzorców odmówić muzykom Ruphus nie można. Jedyne do czego można mieć zastrzeżenia to brak chęci stworzenia czegoś własnego i orginalnego. Ale jak na debiut i tak trzeba oddać zespołowi, że udało im się stworzyć muzykę ciekawą, spójną i zapadającą w pamięć.

 

 

 

 

*niepotrzebne skreślić

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.