Któż by pomyślał, że awangardzista John Zorn weźmie na warsztat karolki*? Ano pewnie nikt, chociaż mało kto śmiałby wątpić w pomysłowość tego dobiegającego już sześćdziesiątki, a nieustannie rozpieranego wyobraźnią artysty, który tylko w samym 2011 roku ogłosił pod swoim nazwiskiem kilka nader interesujących i prezentujących zgoła odmienną muzykę pozycji, takich jak Nova Express, The Satyr’s Play – Cerberus, Enigmata czy At the Gates of Paradise. Raz po raz zaskakujący swych wielbicieli Zorn, w październiku bieżącego roku podarował im jeszcze jedną płytę, A Dreamers Christmas, na której znalazło się siedem popularnych, osobiście przearanżowanych przez Mistrza, ulubionych jego bożonarodzeniowych szlagierów, ponadto specjalnie ułożone przezeń dwie z ducha świąteczne kompozycje. Do promocji tej kolekcji wydał on wbrew swojemu zwyczajowi singiel, The Christmas Song/Santa’s Workshop.
Zanim pokrótce omówię dwa zamieszczone na tym limitowanym wydawnictwie winylowym utwory, nie bez przyjemności wspomnę o jego absolutnie ślicznej szacie graficznej, nad którą czuwała Heung-Heung „Chippy” Chin, bardzo uzdolniona artystka, która zrealizowała dla Zorna już wcześniej niejedno zamówienie. Otóż przednią okładkę opakowania płyty ozdobiła ona podobizną tego co rok wyczekiwanego przez miliardy ludzi kolorowego, przybranego w barwy polskiej flagi narodowej pana, Świętego Mikołaja, tutaj dzierżącego w dłoniach jeden ze swoich nieodzownych atrybutów, czyli wór pełen prezentów. Jakie są to podarki, zobaczyć można na tylnej okładce, na której widnieje obrazek przedstawiający porozrzucane na wieńcu świątecznym zabawki, takie jak dziecięcy bębenek i cymbałki, miś i lala, ciuchcia i robot, żołnierzyk i kaczuszka, nadto ozdoby choinkowe - wielokolorowe bombki oraz różnorakie, częstokroć tradycyjnie zawieszane na drzewku łakocie, więc cukierki i czekoladki, jabłka i mandarynki. Obie strony okładki pokrywają rozliczne różowe kryształki lodu, których postać przyjmuje fantastycznie przedziwne konstelacje, podobnie jak to jest w przyrodzie. Gwoli uzupełnienia nadmienię, iż ponad figurką najlepiej rozpoznawalnego na ziemskim padole świętego umieszczony jest wytwornie stylizowany napis „John Zorn’s A Dreamers Christmas”, który okalają listki i jagody ponoć będącej darem niebios a przynoszącej szczęście jemioły. Opakowanie singla, stanowiące atrakcję nie wyłącznie dla dzieci, skrywa w sobie zestaw urokliwych naklejek, no i oczywiście kopertę z płytą - mlecznobiałą jak śnieżynka, siedmiocalową o prędkości odtwarzania 45 obrotów na minutę, zatem taką, jaką zwykle wykorzystywało się przy wydawaniu singli na winylach. Tyle, jeśli chodzi o stronę wizualną i typ nośnika. Teraz pochylę się nad w nie mniejszym stopniu ujmującą zawartością muzyczną wydawnictwa.
W nagraniu A Dreamers Christmas wziął udział jeden z powołanych do życia przez Zorna projektów, sekstet The Dreamers, z którym od 2008 roku zarejestrował kompozytor kilka niezwykle czarujących i zwiewnych albumów, słusznie zaliczanych do najłagodniejszych i najbardziej przystępnych dzieł w jego ogromnej, obejmującej kilkaset pozycji dyskografii. Zaproszony do nagrań został również Mike Patton, wcześniej wielokrotnie współpracujący z Zornem przy rozmaitych okazjach. Dysponujący niebywale elastycznym wokalem Patton i tym razem spisał się na medal, choć zaśpiewał w zasadzie tylko w promującym płytę utworze The Christmas Song.
Tę po wielekroć „coverowaną” piosenkę bożonarodzeniową, znaną też jako Chestnuts Roasting on an Open Fire lub Merry Christmas to You, skomponował w 1944 roku Mel Tormé, muzyk i piosenkarz jazzowy, wraz z Bobem Wellsem współautor napisanych do niej słów. Na Zornowym singlu znalazła się ona na stronie A i została przykrócona w stosunku do zamieszczonej na longplayu pełnej wersji o około dwie minuty, tracąc w wyniku tego zabiegu trochę ze środkowej partii improwizacyjnej, ale zyskując na sile wyrazu i spoistości. Urzekająco wykonana przez instrumentalistów, roztacza pożądany w okresie świątecznym czar i ciepło, także za sprawą co prawda niewyszukanego, lecz przyjemnie łagodnego, niskiego i głębokiego śpiewu Pattona, życzącego słuchaczom w ostatnich słowach „Merry Christmas to You”. Umieszczenie tej karolki na mającym stanowić forpocztę pełnego wydawnictwa singlu należy uznać za strzał w dziesiątkę. Na stronie B znalazła się natomiast autorska kompozycja Zorna, Santa’s Workshop, zgodnie z tytułem nawiązująca do mikołajowego warsztatu, w którym prace zaradnych i radosnych elfów wrą przez okrągły rok, od grudnia do grudnia. Również i ona została przykrócona, nieznacznie jednak, o około pół minuty, i tak jak The Christmas Song wzbudza ciepłe, pozytywne odczucia, żywiej i weselej jednak biegnąc, wszakże roboty wciąż pozostaje co nie miara, a święta z każdym dniem coraz bliżej. Ten kawałek ma już to jakże charakterystyczne brzmienie The Dreamers, także za sprawą wibrafonu i dzwonków kreujące tutaj wyjątkowo sympatyczną i lekką, magiczną i świąteczną atmosferę.
Nie ma co dłużej rozpisywać się i szczegółowo omawiać obu zawartych na singlu kompozycji. Dość będzie uznać, że jest on obiecującą zapowiedzią pierwszego świątecznego albumu Zorna, A Dreamers Christmas. Pierwszego, ale czy ostatniego? Czas pokaże, wszakże z lubiącym zaskakiwać i sprawiać niespodzianki niczym Święty Mikołaj Zornem nigdy przecież nie można być niczego pewnym.
Tekst o singlu The Christmas Song/Santa’s Workshop zamierzałem sprezentować czytelnikom ArtRocka w noc mikołajkową. Niestety paczka zza oceanu nie dotarła w odpowiedniej chwili, przez co początkowy swój zamiar musiałem przełożyć na później. Czemu Święty Mikołaj nie przybył do mnie z prezentem na czas, tego nie wiem: być może czerwony kinolek renifera Rudolfa przestał oświetlać w pochmurną noc drogę mikołajowemu zaprzęgowi, przez co i sam święty zagubił w przestworzach drogę, a może to ja nie byłem dosyć grzeczny w ciągu minionego roku i mikołaj chciał mi dać prztyczek w nos ku przestrodze? A zresztą teraz to już nieważne, pewne bowiem jest, co następuje: za niecały tydzień, akurat na gwiazdkę, czytelnik może oczekiwać na stronie serwisu prezentacji najnowszego longplaya Johna Zorna, A Dreamers Christmas. A tam znajdzie się już nie dwa prezenty, jak w wiszącej w mikołajki nad kominkiem skarpecie, ale całe ich mnóstwo, jak to zwykle w cieniu bożonarodzeniowej choinki.
* Uroczo brzmiący termin „karolka” to anglicyzm, wynikły ze spolszczenia angielskiego wyrazu carol, którego znaczenie niekoniecznie pokrywa się w angielskim z (Christmas) carol. Jest to ukuty przeze mnie neologizm, który staram się zaszczepić niniejszym tekstem na grunt języka polskiego. Nie ma on przy tym oznaczać ani kolędy, ani pastorałki, lecz stanowić dowcipny odpowiednik terminu Christmas song, którego zwięzłego odpowiednika polski zdaje się nie zna. Nie w smak to pewnie będzie wielu osobom, ale Panie i Panowie nie przesadzajcie, proszę: wszakże z pewnych względów słowo to w naszej mowie ojczystej brzmi wcale pięknie i nad wyraz naturalnie, oznaczać też ma nie radosną bożonarodzeniową pieśń religijną, lecz popularną, rozrywkową piosenkę bożonarodzeniową o treści świeckiej.