Polskim słuchaczom tego zespołu chyba nie trzeba przedstawiać. Po pięciu latach fonograficznej posuchy ta mysłowicka grupa powróciła z nowym wydawnictwem. Dodam, że z bardzo dobrym wydawnictwem. Ich muzykę ceniłem od samego początku, chociaż przyznają, że poprzedni album – Happiness Is Easy nie wzbudził we mnie większego zachwytu. W 2004 roku Myslovitz zaskoczyło wszytych niecodzienną, prawie siedemdziesięciominutową płytą Skalary, mieczyki, neonki, na której znalazły się improwizacje z sesji do Korova Milky Bar. Czułem, że ten zespół jeszcze się nie wypalił, że ma jeszcze coś do powiedzenia (i nagrania). Dla mnie do dziś niedoścignionym opus magnum samego Artura Rojka pozostaje Uwaga! Jedzie tramwaj (2001) projektu Lenny Valentino. Jest to zarazem jedna z najlepszych polskich płyt ostatniego dziesięciolecia.
Jak czytamy na stronie dokumentującej powstawanie Nieważne jak wysoko jesteśmy... zespół nad materiałem do albumu pracował od początku ubiegłego roku. Materiału powstało dwa razy więcej niż tego już wydanego. Z 18 kompozycji na nowym albumie znalazło się jedynie dziewięć. Prawdopodobnie w niedługim czasie ukaże się kolejna płyta z pozostałymi utworami, która będzie uzupełnieniem do tego albumu. Pomysł ciekawy, tym bardziej, iż „winylowa” długość Nieważne jak wysoko jesteśmy... się sprawdziła. W większej dawce ogarnięcie i wczucie się w nowe wydawnictwo byłoby dużo trudniejsze. Nie jest to łatwa płyta. Niby to stare i dobre Myslovotz to jednak zaprezentowane w nowy i unikatowy sposób. Duża w tym zasługa zdolnego producenta i realizatora – Marcina Borsa, znanego ze współpracy m.in. z Pogodno, Budyniem, Lao Che, Gabą Kulką Katarzyną Groniec, Nosowską oraz Hey’em.
Nie ma na tym albumie potencjalnych przebojów. Na singiel promujący wybrano utwór „Ukryte”, do którego powstał ciekawy teledysk, przypominający trochę ten do „Harmony Korine” Stevena Wilsona. Całość jest spójna, trochę w tym starego łagodnego brzmienia, ale i zadziorności. Poza tym dochodzą genialne liryki. Spośród dziewięciu utworów na szczególną uwagę zasługuje otwierająca całość „Skaza”, „Przypadek Hermana Rotha”, „Ofiary Zapaści Teatru Telewizji” i finalny „Blog Filatelistów Polskich” z doskonałym tekstem. „Ofiary Zapaści Teatru Telewizji” przypominają mi trochę surowe brzmienie z debiutu Cool Kids of Death – zwłaszcza sposób śpiewania Rojka.
Nieważne jak wysoko jesteśmy... zachwyca od początku do końca, cechuje go spójność i nieprzypadkowość. Słychać, że piątka z Mysłowic wykonała kawał świetnej roboty. Czekam na dalszy ciąg tej muzycznej opowieści i mam nadzieję, że grupa nie każe czekać następnych pięciu lat. Jako esteta dodam, że wydawnictwo posiada piękną oprawę graficzną – spójrzcie tylko na okładkę. Grupa pomyślała też o miłośnikach czarnych krążków i w ciągu najbliższych dwóch, trzech tygodni na sklepowe półki trafi także edycja winylowa.
Jeśli ktoś nie lubi czytać recenzji to w zasadzie może zacząć i skończyć czytanie tej na poniższym zdaniu, a ja wracam do słuchania.
Obok niekonwencjonalnych Skalarów, mieczyków, neonków jest to jak na razie najlepsze i najbardziej dojrzałe wydawnictwo Myslovitz.