ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Abraxas ─ ...Cykl obraca się. Narodziny, dzieciństwo pełne duszy, uśmiechów niewinnych i zdrady... w serwisie ArtRock.pl

Abraxas — ...Cykl obraca się. Narodziny, dzieciństwo pełne duszy, uśmiechów niewinnych i zdrady...

 
wydawnictwo: Kuźnia 2000
 
1. Before [01:49]
2. Tarot [08:30]
3. Dorian Gray [5:55]
4. Kameleon [04:30]
5. Alhambra [08:25]
6. Inferno [05:12]
7. Ajudah [09:07]
8. De profundis [04:56]
9. Tabula rasa [11:15]
nagrania dodatkowe: 10. La strada [03:39]
11. Gdy wydaje niemożliwym się pamiętać [07:19]
 
Całkowity czas: 71:05
skład:
Marcin Błaszczyk – instrumenty klawiszowe, flet / Szymon Brzeziński – gitara / Adam Łassa – śpiew / Marcin Mak – perkusja / Rafał Ratajczak – gitara basowa / Łukasz Święch – gitara akustyczna / Mikołaj Matyska – perkusja / Agnieszka Krystman – skrzypce / Marcin Miecznikowski – altówka
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,3
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,2
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,9
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,27
Arcydzieło.
,55

Łącznie 100, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
30.04.2011
(Gość)

Abraxas — ...Cykl obraca się. Narodziny, dzieciństwo pełne duszy, uśmiechów niewinnych i zdrady...

Wędrówka po wstędze...
 

...zaczęła się w niewiadomym punkcie. Po prostu, pewnego dnia o pewnej godzinie, bez patosu , z nutką zainteresowania ale przypominam , że to dopiero początek. Kolejna konsultacja była już tylko pędem emocji i myślę, że nie było tak jak zawsze, że czas na racjonalne myślenie przyszedł bo czasami nie nadchodzi nigdy i do tej pory go nie widać. To opowieść o wstędze Mobiusa twórczości, twórczości zespołu Abraxas, która ma tylko jedną stronę jak dla mnie dobrą.


Zwierciadłem geniuszu jest ewidentne granie na emocjach. Muzyka , która za główny cel obrała sobie przeszywać i ciągnąć się jak nić przy igle tak długo aż nie zawiąże na stałe supełka w świadomości artystycznej człowieka. Ci muzycy potrafią wydobywać dźwięki grzmiące i subtelne, nauczyli się paradoksu przekazu a temu towarzyszy niesamowita technika grania oraz pomysłowość. Umiejętności to tylko mały ułamek sukcesu, niektórzy mówią, że to fundament, ale ja w to nie wierzę. W moim mniemaniu fundamentem jest nieziemska kreatywność, a dopiero w drugiej kolejności wykonanie tych pomysłów. Bo wyścigiem strun gitarowych, głosowych, czy pałek da się wywołać jedynie dreszczyk, ale nie prawdziwe uczucie.

Podsumowując wędrując mijamy pomysłowość, technikę, wyczucie oraz magię słów? Kiedy pierwszy raz usłyszałam co śpiewa Adam Łassa wokalista i autor tekstów poczułam zachwyt . Pierwszy etap za nami, przejdźmy do szczegółów.


Epitet „świetny” pasuje do każdego kolejnego rzeczownika, świetna płyta, świetna okładka, świetne wrażenie. „Abraxas”, tak nazywał się pierwszy krążek. Koło, cykl, nieskończona droga, tak można go określić, bo kiedy się kończy ostatnia piosenka, wracasz do początku, trochę nie z własnej woli, lecz z natłoku emocji. Płyta „Abraxas” zaczyna się od kawałka „Before”, kończy na piosence „Tabula rasa”. Innymi słowy początek końcem jest, zachwyt więc zatacza koło.


„ Tarot”. Druga pozycja, zaczyna się od frazy „ ale co rodzi się w głowie szaleńca (…) tego nie wie nikt” , ja wiem ponieważ oszalałam już przy pierwszych dźwiękach. Wstęp instrumentalny to mistyczna brama, ciemna, długa...ale zaraz potem...
Potem wchodzi gitara Szymona Brzezińskiego, można to nazwać pełnią dźwięku to niepowtarzalne i to dosłownie, w utworze już nie występuje, a na płycie znajdują się zbliżenia, być może nawet wyrównania, ale to jednak nie to samo.
Wśród wielu imion będących manifestem patosu, posiadających milion znaczeń najbardziej nieszczęsne brzmi Dorian, „Dorian Gray”. Nie, nie wymyśliłam tego sama, nie wymyśliłam tego po obejrzeniu filmów, po przeczytaniu książki, to sugestia pozycji trzeciej o tym tytule. Nie lubię słuchać tego kawałka. Nie dlatego, że jest zły, ale dlatego, że ogarnia mnie empatia( a w parze z nią smutek) zwłaszcza przy słowach „niegodny by żyć”, które są częścią tekstu. Jak każdy inny jest wielowątkowy, ale taki właśnie ma być, odzwierciedlający osobowość człowieka, o którym jest. Tekst? Tekst jest dobry, ale nie mowa tu o tekście, lecz o samej muzyce, trochę patosu, złości, cierpienia..tak a ja widzę aż swoje skażone odbicie w zwierciadle monitora, brakuje mi jedynie noża, zwłaszcza w ostatniej fazie piosenki. Na szczęście dla monitora, na nieszczęście dla moich zmysłów „muzycznych” kończy się ona szybciej niż po niego sięgnę. To solidny dowód na to, że Abraxas potrafi grać na emocjach, a jeśli chodzi o tę dziedzinę to arcymistrzowie. Dla mnie „Dorian Gray” jest piękny, czyli taki jakiego życzyłby sobie Master Wilde.


„ Kameleon” utwór numer cztery jest dużym kontrastem i optymistycznym akcentem, łatwiejszy w odbiorze , wcale nie prostszy w wykonaniu. Brzeziński udowadnia, że dobra fraza powtarzana wiele razy w innych schematach może dać wyjątkowy efekt i za to właśnie ten utwór cenię.


W związku z nim mam jeszcze pewien ogromny sentyment. Otóż raz pewien znajomy, którego pozdrawiam choć ani imienia, ani miejsca położenia tego człowieka nie jestem w stanie wymienić przesłał mi pewną mp3 kameleona z koncertu w radiu PIK. „ Wprowadziłem konika na biegunach” rozbrzmiewa głos Adama zaraz po bajce o pasikoniku z pleksiglasu, która była pauzą między fantastyczną Bachową Fugową wstawką klawiszowca , a zgrzytami gitarowymi , mogę się domyślić, że wtedy wprowadził konika na biegunach. Wracając do tematu bajki była to koncertowa improwizacja Adama, ale to tylko dygresja.


Kolejna nieziemska piosenka to „Alhambra”. „Przenikam otchłanią” do nieokreślonego uczucia, które ona wywołuje. Rytm jest stały przez pierwszą część, stały, szybki, brak wyrafinowanej melodyjności. Pierwsza faza jak gdyby szok. Potem nagłe zawirowanie i słyszę...słyszę fortepian, to nie jest przyjemne, to przenika, przechodzi, przeszywa. Dla mnie „Alhambra” jest jak jednoosobowe węgierskie Gloomy Sunday. Myślę, że te osiem minut cudu, należy uczcić milczeniem. Skąd patos w mojej wypowiedzi? Po pierwsze ze struktury piosenki, po drugie z faktu, że utwór został zadedykowany zmarłemu tragicznie członkowi zespołu gitarzyście Radkowi. Zresztą jest naprawdę poruszający, może nie jest wirtuozerski, ale właśnie chodzi o to by wyrzucił nas w kosmos bez użycia rakiet poprzez kompozycje i świadomość tematyki. Stąd ten cud.


Zanim przejdę do kolejnego utworu, zwrócę uwagę na umiejętność kreowania przez Abraxas własnych obrazów, wyobrażeń mających zwrócić uwagę odbiorcy. Tytuł „Inferno” oznacza Piekło. Logicznie rzecz biorąc jest to coś potwornego, lecz kiedy wchodzą pierwsze dźwięki oznaczają coś lekkiego i pięknego, tak słuchacz zostaje zaskoczony. Początek pozytywny, może nie obiecujący (bo nie do końca dopasowany do naszych oczekiwań po tytule), ale warto posłuchać co Panowie mają nam do „powiedzenia”. Piekło nie musi być Piekielne, choć jeśli dokładnie się przyjrzeć-jest. Oto właśnie wykreowany przez muzyków obraz , choć to tylko mistyfikacja do której każdy słuchacz Abraxas powinien się przyzwyczaić. Chodzi o interpretację tekstu, muzyki, dlatego właśnie ich lubię. Uwielbiam się topić „ tylko słów brak mi już, gdy inferno znów we mnie tkwi”


Okazuje się, że sam akt morderstwa nie jest tak straszny i przerażający jak wyrzuty sumienia. Kiedy przeglądamy się w lustrze odczuwamy spokój pod wrażeniem swojego wyglądu, chyba do tego służy lustro , co jeśli w pewnym momencie życia ukaże ono nam takich jakimi jesteśmy „z drugiej strony”. „Ajudah” opowiada historię człowieka, który być może lustra nie miał, ale jego przedmiotem tego rodzaju była własna dusza. Boje się za każdym razem gdy tego słucham. Regularność rytmu i dźwięków sprawia, że nie widzę tego obrazu, bo widzieć go nie chcę tak bardzo przerażający się wydaje. Te dźwięki wydłużają się i skracają, utrzymują na tonie błagalnej modlitwy dobiegającej z tragicznego wnętrza. Czuję grozę wydarzenia, a nagle utwór zmienia strukturę choć nie odbiega od swej regularności, a wtedy aż czuję te wyrzuty sumienia bohatera, nie mogę się ruszyć wszędzie widzę odbicie mordercy, wyobrażam sobie to poczucie winy.


„ Za lustrem w którym stoję, życie zamienia swój bieg. Poprzez śmierć pamiętam, żeby żyć.” Trzeba być geniuszem metafory żeby stworzyć taki kawałek. Musicie mi w to uwierzyć. Z łatwością podczas słuchania można odczuć motyw tajemnicy, skradania, strachu, tak właśnie zostało to zaaranżowane. Abraxas to naprawdę mistrzowie aranżacji. Bo muzykę trzeba czuć, nie grać. Jeśli to co artysta tworzy wychodzi z niego, to zazdroszczę wnętrz tym ludziom.
Na płycie istnieje jeszcze jeden utwór „De profundis”, o którym muszę przyznać napisać nie potrafię, to kilka smutnych, pięknych dźwięków myślę, że to rodzaj muzycznego odpoczynku dla zespołu , a tekstowego pędu dla wokalisty.

Dlaczego rozdrobniłam się tak irytująco na części zamiast pisać co mi leży na sumieniu bez owijania w bawełnę? Musiałabym napisać jedynie dwa zdania z powtarzającymi się w kółko przymiotnikami tj. piękne, głębokie, trudne co mogłoby zniechęcić monotonnością, a płyta wcale taka nie jest ,chyba że właśnie w ogólnym znaczeniu. Postanowiłam posiekać swój artykuł licząc na wasza cierpliwość. O tym zespole naprawdę ciężko cokolwiek napisać, bo tego trzeba posłuchać. Nie potrafię zdobyć się na nic więcej.
 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.