Nie ma się co oszukiwać – The Ascent Of Everest nie jest najpopularniejszym zespołem rockowym. Nie należy nawet do grona najbardziej znanych grup post-rockowych. I prawdopodobnie nigdy w takim towarzystwie się nie znajdzie. Nie, nie dlatego, że to band nieciekawy, wręcz przeciwnie. Powód jest zupełnie inny – The Ascent Of Everest, choć historię ma krótką, a wydawnictw niewiele, z każdą płytą nagrywa muzykę coraz trudniejszą w odbiorze.
Debiutancki krążek „How Lonely Sits The City!” z pewnością nie należał do najprostszych. Mimo wszystko, sporo było tam naprawdę ładnych melodii czy udanych, rozmarzonych instrumentalnych pasaży, zaś ulotny, momentami pięknie radosny klimat płyty mógł oczarować. „From This Vantage” to album zdecydowanie inny. Przede wszystkim, długie i rozbudowane formy znane z debiutu zastąpione zostały krótszymi utworami. Charakter i nastrój muzyki również uległ dość radykalnej zmianie. Radosna i młodzieńcza muzyka z „How Lonely Sits The City!” to już przeszłość. „From This Vantage” jest mroczna i bardzo dojrzała. Muzykom udało się wykreować oczywiście wciągający klimat, ale o zdecydowanie innej naturze. Na próżno szukać tu charakterystycznych dla post-rocka ścian dźwięku, które, choć nietypowe (bo oparte w głównej mierze na mocnych i przede wszystkim głośnych partiach instrumentów smyczkowych), na „How Lonely…” były. The Ascent Of Everest A.D. 2010 to dźwięki łagodniejsze, bardziej tajemnicze i jakby bardziej minimalistyczne. Jakby, bo mimo wszystko różnorodność jest spora. Zaczynając od mnogości kolorytów samych partii gitarowych, poprzez swoiste zabawy brzmieniem smyczków, aż po stosowanie różnorakich rozwiązań w partiach wokalnych – nie obce są im pogłosy, chóry, dwugłosy. Wszystkie te zabiegi podporządkowane są jednak budowaniu nastroju – i to wychodzi znakomicie. Nie doceniłem jednak walorów tej płyty od razu. Potrzebowałem na to, w gruncie rzeczy, dość sporo czasu, a przede wszystkim bardzo, bardzo uważnego wsłuchania się w płynące dźwięki. Wychwycenie wszystkich smaczków to jedno, ale zrozumienie i wczucie się w niebanalny klimat albumu to drugie. Niełatwo przebić się przez zasłonę mrocznego i raczej ponurego, a przy tym naprawdę smutnego, grania, jednak po tym z pewnością można docenić piękno „From This Vantage”. W przeciwieństwie do „How Lonely Sits The City!”, tym razem raczej ukryte i być może dzięki temu bardziej fascynujące. W każdym razie, najnowsze wydawnictwo The Ascent Of Everest, choć trwa stosunkowo krótko, powinno zapewnić ładnych kilka godzin słuchania.
Powinno. Nie jest to bowiem muzyka dla każdego, lecz raczej dla koneserów post-rocka z inklinacjami bardziej w stronę ambientu, niż gitarowego grania. Bynajmniej nie chcę sobie przypochlebiać (choć słowo „koneser” brzmi bardzo godnie), ale jeśli nie przepadasz za nieco minimalistyczną otoczką, za dźwiękami wyciszonymi i subtelnymi, a wyszukiwanie ukrytych smaczków i zakamarków muzycznych nie jest twoją pasją, nie powinieneś sięgać po „From This Vantage”. W innym wypadku warto dać The Ascent Of Everest szansę.