ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Led Zeppelin ─ Presence w serwisie ArtRock.pl

Led Zeppelin — Presence

 
wydawnictwo: Swan Song Records 1976
 
1. Achilles Last Stand [10:25]
2. For Your Life [6:24]
3. Royal Orleans [2:59]
4. Nobody’s Fault but Mine [6:16]
5. Candy Store Rock [4:12]
6. Hots On for Nowhere [4:44]
7. Tea for One [9:27]
 
Całkowity czas: 44:25
skład:
John Bonham – drums, percussion / John Paul Jones – 4- and 8-string bass guitars / Jimmy Page – electric guitars / Robert Plant – vocals, harmonica
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Dobra, godna uwagi produkcja.
,5
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,9
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,22
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,48
Arcydzieło.
,299

Łącznie 385, ocena: Arcydzieło.
 
 
Ocena: 8++ Arcydzieło.
10.01.2011
(Recenzent)

Led Zeppelin — Presence

Przesłuchanie w dniu dzisiejszym Presence Led Zeppelin wprawiło mnie w zdumienie. Wielokrotnie bowiem słuchałem z uwagą tej płyty, nigdy jednak nie mogąc przekonać się do niej. Dlatego też jeszcze przed godziną, zanim wygodnie ułożyłem się na łóżku w celu jej dokładnego wysłuchania, nie sądziłem, iż po tych niespełna 45 minutach z nią spędzonych zdanie moje o niej ulegnie zmianie diametralnej i dla mnie samego w największym stopniu zaskakującej. Oto bowiem dopiero teraz zauważyłem, iż przez lata miałem wśród swoich płyt perłę, której nigdy dotąd nie dostrzegałem.

Presence okazało się albumem niesłychanie spójnym, bardzo dojrzałym i - wbrew pozorom - bodajże najdoskonalszym artystycznie spośród wszystkich dokonań Led Zeppelin. Nie jest to co prawda płyta wypełniona materiałem łatwo wpadającym w ucho. Jest ona w przekazie trudna, tak że wcale niełatwo jest odkryć jej walory. Brak na niej jednego choćby kawałka nadającego się na przebój. Jest to jednak dzieło najwyższej miary, jego muzyka zagrana jest z wielką klasą, przy tym nie jest ona chwytliwa, zrazu szczególnie ujmująca i rozbudzająca większe emocje czy wprost do głębi duszy trafiająca, lecz, zaprawdę, jej niepospolicie wysoki poziom, jej kunszt sprawia, iż album ten to prawdziwe arcydzieło, któremu warto jest poświęcić krztynkę czasu. Nie ma ono przy tym charakteru bluesowo-rockowego, jak poprzednie dokonania grupy, lecz zdecydowanie hardrockowo-heavymetalowy i raczej zawoalowanie tylko przywołuje bluesowe czy bluesrockowe i folkrockowe fascynacje zespołu. Brzmienie albumu jest bardzo czyste, więcej - jest doskonałe, dzięki czemu płyta ta brzmi i dziś bardzo świeżo. Na dodatek zawarta na niej muzyka jest – jak na 1976 rok – bardzo nowoczesna, a nade wszystko – w dużym stopniu prekursorska.

Album otwiera przeszło dziesięciominutowy majstersztyk o epickim tytule: Achilles Last Stand. Utwór ten nosi znamiona geniuszu, jest nowatorski, heavymetalowy, o doskonałych, niesamowicie pięknych i porywających gitarach*, wygrywających świetne i powikłane melodie, z mocnym basem kojarzącym się z tym, jaki potem zasłużenie rozsławił Steve’a Harrisa z Iron Maiden, ze wspaniałą perkusją i urzekającym, lamentacyjnym śpiewem Roberta Planta. To dzieło brzmi tak, jakby sami bogowie natchnęli zeppelinowski kwartet, ażeby swą muzyką uczcił pamięć największego z herosów, Achillesa. O tym, że melodia tego utworu stała się inspiracją dla wielu zespołów rockowych i metalowych kolejnych kilkunastu lat, wątpić nie można. Ten kawałek to – by posłużyć się tytułem jednej z biografii Led Zeppelin – istny „młot bogów”. I inne na płycie utwory są dobre, przy tym częstokroć z ducha – ale bynajmniej nie z formy wykonania! - rock and rollowe, trochę żartobliwe, jak Royal Orleans, Candy Store Rock i Hots On for Nowhere. Podobne do siebie w klimacie są także poważniejsze For Your Life i Tea for One, ten drugi zaskakująco silnie nawiązujący do Since I’ve Been Loving You, lecz nie potrafi on wyzwolić tych emocji co tamten, a przy tym ciągnie się i jest nużący, artyzmu wykonania odmówić mu jednak nie sposób. Wyróżniającym się utworem na płycie jest Nobody’s Fault but Mine, mocno przetworzona tradycyjna bluesowa piosenka, ze świetnym gitarowym początkiem, do którego po chwili przyłącza się głos Planta. Potem następuje mocne wejście wszystkich instrumentów i utwór biegnie już swym wyrazistym rytmem. Na szczególną uwagę zasługuje w nim pojawiająca się mniej więcej w połowie harmonijka ustna, na której wirtuozersko wygrane zostaje przez wokalistę solo, poprzedzające późniejszą powalającą solówkę Page’a.

Presence to płyta stricte zeppelinowska, to w 100 procentach dziecię tego wybitnego brytyjskiego zespołu. Jest to artystyczny majstersztyk, którego niewprawne ucho nie jest w stanie należycie docenić, z pewnością nigdy nie znajdzie on powszechnego uznania. Muszę przyznać, iż rację miał Stephen Davies, który w swej biografii Led Zeppelin, Młot Bogów, cenił, zdaje się, tę płytę w dorobku kapeli najbardziej. Zresztą podobne były odczucia i samego Jimmy’ego Page’a. Aż do dnia dzisiejszego nie zgadzałem się ani z jednym, ani z drugim, teraz jednak, zrewidowawszy swój pogląd na nią, chyba muszę przyznać im słuszność. Fakt faktem, czemu zaprzeczyć – pomimo żywionego przeze mnie dla „wielkiej czwórki” i Physical Graffiti uwielbienia – nie mogę. Choć wcale to nie oznacza, iż album ten podoba mi się najbardziej i stał się moim ulubionym w dyskografii zeppelinowskiej. Chyba że sam jeszcze o tym nie wiem.

 

* Tak na marginesie, te płacze i lamentacje gitary Page’a przypominają mi Parents Budgie z 1973 roku, więc może wpływy były obopólne, a Budgie nie był li tylko i wyłącznie – jak często niesłusznie się twierdzi – zespołem-epigonem Led Zeppelin, Black Sabbath czy Deep Purple.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.