Brytyjska formacja Balance Of Power od samego początku, czyli od debiutanckiej When The World Falls Down (1997) budziła wiele emocji i polemik wśród fanów progresywnego metalu. Nawet komercyjny sukces Ten More Tales Of Grand Illusion (który dla fanów Balance Of Power jest tym samym co Images and Words dla DT-maniaków) nie przekonał oponentów. Nadal progmetalowych ortodoksów raził dziwny mariaż rytmów DreamTheaterowo-Queensryche’owych z przebojową melodyką, jak ulał pasującą do zawsze modnego AOR-metalu (kiedyś bodajże nazywało się to pudel-metalem:-). Zgodnie z zasadą, iż akcja rodzi reakcję wraz z liczbą przeciwników rosła także rzesza wiernych fanów. Musze się przyznać, że tym razem me stanowisko nie jest wypośrodkowane. Po prostu Balance Of Power należy do grona moich ulubionych bandów.
Po albumie Perfect Balance (2001) w zespole doszło do roszad personalnych. Kapelę opuścił Lance King, który zajmował etat wokalisty od płyty Books Of Secrets (1998) oraz drugi gitarzysta Bill Yates. Po gorączkowych poszukiwaniach miejsce przy mikrofonie przypadło grekowi z pochodzenia kryjącemu się pod pseudonimem John K, pożyczonemu z zespołu Biomechanical. W takiej, dość nerwowej atmosferze powstawał album Heathen Machine.
Muzyka zawarta na Heathen Machine z jednej strony stanowi kontynuację ideologii Balance Of Power. Z drugiej strony zespół poczynił pewne kroki aby obłaskawić nieco swych wcześniejszych oponentów. Heathen Machine mimo, że nadal wypełniona jest super melodyjnymi, wręcz przebojowymi utworami ocieka dużo mniej poprzednią „cukierkowatością”. Muzyka stała się odrobinkę mroczniejsza, a co za tym idzie bardziej niesamowita. Znakomitym przykładem jest zamykający album, epicki Necessary Evil. Pozostałe utwory brzmią jakby mocniej, bardziej metalowo (progmetalowo). Otwierający płytę, pojawiający się tuż po miniaturce The Rising, tytułowy Heathen Machine jest chyba najlepszym utworem w historii Balance Of Power. Absolutny majstersztyk. Posiada on wszelkie atrybuty progmetalowego hiciora – energia, rozmach, harmonia, rytmika i niesamowity refren. Przy pierwszym odsłuchu lektura tego utworu budzi obawy czy zespołowi uda się utrzymać tak wysoki poziom do końca albumu. I tu Balance Of Power wychodzi z próby obronną ręką bo każdy kolejny track jest mini-dziełkiem. W tym momencie wyróżniłbym blisko siedmiominutowe No Place Like Home oraz Just Before You Leave, które poza progmetalowymi pazurami posiadają sporą dozę romantyzmu.
Słów kilka na temat wokalisty Johna K. Nie zdziwił mnie fakt, iż John, podobnie jak jego poprzednik Lance King wydaje się być kopią Geoffa Tate’a. Krytycy jak i sama kapela wskazują na Queensryche’owy okres Empire jako źródło swych inspiracji. Jednak John mimo Tate’owych podobieństw potrafi wykrzesać dużo innych, bardzo dobrych patentów. Chwilami jego determinacja przypomina nieco Bruce’a Dickinsona. Bezsprzecznie cieszy fakt istnienia młodej gwardii mikrofonowych herosów, którzy w przyszłości (kto wie!) mogą być stawiani na piedestale zacnych wzorców.
Na zakończenie chciałbym jeszcze wspomnieć o kolejnym atucie Brytyjczyków z Balance Of Power jakim jest PRODUKCJA. Każda ich płyta, w tym również Heathen Machine, brzmi wręcz genialnie. Płyt BoP powinna posłuchać cała masa pseudo-realizatorów-producentów, którzy wypuszczają na rynek „horrorystyczne” knoty brzmieniowe. Niestety często znacznie obniżają one realną, merytoryczną wartość artystyczną samej muzyki. Albumy Balance Of Power są przykładem, że jednak można........polecam !!!
Bardzo mocne 7 pkt (na granicy z 8:-)