ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Minassian, Levon & Amar, Armand ─ Songs From A World Apart w serwisie ArtRock.pl

Minassian, Levon & Amar, Armand — Songs From A World Apart

 
wydawnictwo: Long Distance 2005
dystrybucja: Harmonia Mundi
 
1. Hovern’ engan [5:09]
2. Tchinares [5:48]
3. Ar intch lav er [6:17]
4. Nare nare [5:22]
5. Im ayrogh veuchtitz [7:11]
6. Yes tchem ouzoum dzeranl [5:37]
7. Amen hayr sourp [7:39]
8. Sareri hovin mernen [2:35]
9. Araksi artassouken [5:22]
10. Nusrat’s allap [4:18]
 
Całkowity czas: 55:18
skład:
Levon Minassian – doudouk, vocal / Armand Amar – composition, arrangements of traditional folk music / Nustat Fateh Ali Khan – vocal / Bruno Caillat – percussions / Mathieu Coupat – piano / Didier Francois – nickelharpa / Gregoire Korniluk – cello / Jean – Paul Mineli-Bella – viola d’amore / Jean-Pierre Nerguararian – kamanche / Haroun Teboul – ud, tanbur / Bulgarian Symphony Orchestra directed by Deyan Pavlov
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,13

Łącznie 14, ocena: Arcydzieło.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
24.07.2009
(Recenzent)

Minassian, Levon & Amar, Armand — Songs From A World Apart

Rano, około czwartej, na osiedlu króluje cisza. Zwłaszcza w sobotę. Nie słychać wyjeżdżających do pracy sąsiadów, nie burczą piły, co tną drewno na nadchodzącą zimę, ani kosiarki, pałaszujące w przydomowych ogródkach zieleniącą się wyjątkowo bujnie trawę. Śpi nawet kogut (no, tak po prawdzie – jego to słychać zazwyczaj około dziewiątej – wniosek, sporo „gość” baluje). Sroki, koty przepędziły skutecznie, a i skowronek już dawno dał sobie spokój z trelami do ukochanej. Odkąd rosnąca w siłę Rzeczypospolita oddała do użytku obwodnicę – w ogóle nie dociera do nas szum cywilizacji. Ot, jak powiedział kiedyś przyjaciel, budząc się u nas na poddaszu po jakiejś imprezie: „chyba ogłuchłem, taka cisza”…

Wracam sobie znad Warty, gdzie między trzcinami bezczelnie i pewnie karygodnie (jakby to powiedzieli ekolodzy) mierzyłem z obiektywu do żurawi, ganiałem za danielami i generalnie starałem się zrzucić z siebie kurz całotygodniowego użerania się z problemami stwarzanymi przez ludzi, którzy nic innego nie mają do roboty. Weekend, zawsze gdy nadchodzi, jawi się jakąś oazą pośród piasku sypiącego się w trybiki ludzkiej maszynerii, która jeszcze jakoś funkcjonuje, ale jak długo – nikt nie wie.

Zatem jest sobota, przyjemny i cichy poranek. Kot śpi, wiedząc, że jak wstanie słońce, będzie ze 30 stopni w cieniu i nawet spać mu się nie będzie chciało z upału i lenistwa. Więc nalewam sobie zimnego soku, siadam wygodnie i zanurzam się odkładany specjalnie na takie chwile Songs From a World Apart Levona Minassiana i Armanda Amara. Pusty dom i delikatnie sącząca się z głośników muzyka.

Wyjaśnię, skąd mnie wzięło na takie dźwięki. Ano pokrętnie czasami muzyka dociera do słuchacza. Najpierw był film, ale nie taki „holiłódzki", tylko bardziej dokumentalny. O Ziemi, czasie, zmianach i … jakby to powiedzieli niektórzy – kłamstwach o globalnym ociepleniu. Ale ja tu nie o filmie, a o muzyce. Armanda Amara soundtrack do obrazu Home zrobił na mnie niesamowite wrażenie, chyba równie wielkie, jak zdjęcia miejsc, które w filmie się pojawiają, zapierając dech.

Muzyka ze wspomnianego filmu zmusiła mnie do poszukania jej na półkach sieciowych (bo sklepy płytowe irytują mnie swoją ubogą ofertą). Przypadek też sprawił, że szukając płyty Armanda Amara, trafił mi się Levon Minassian, który właśnie wespół z Amarem stworzył płytę Song From A World Apart. Nieziemskie dzieło.

Ech… jest coś tak nieodparcie tajemniczego w tej muzyce, że nie potrafię oderwać się od niej od wielu dni. Levon Minassian, fanom dobrej muzyki powinien być znany choćby za sprawą Petera Gabriela. Były frontman Genesis (użyję tego określenia, choć Gabriela zrobił wszystko, by tak o nim nie mówić) słynie z tego, że w jego studiu lub też z nim samym nagrywają, bądź występują ludzie, którym do szerszej publiczności trudno się przebić. Albo grają zbyt ‘trudną’ muzykę, albo zdecydowanie ‘niekomercyjną’ (chyba, że umiera polski papież, wtedy nic z tych rzeczy nie jest passe), albo w ogóle ani nie wyglądają. A już tym bardziej, że nie eventują w odpowiedni dla współczesnego cywilizacyjnego świata sposób. Minassian jest takim właśnie „odkrytym” artystą. Wystąpił na koncertach z Gabrielem, grał na ścieżce dźwiękowej do filmu Passion Mela Gibsona. Songs From A World Apart to prawie solowe wydawnictwo.

Od pierwszych dźwięków słychać, że jest to muzyka na te wszystkie chwile, w których można cyzelować przepływające przez palce sekundy. Gdy nic nie jest ważne, poza jakimś takim zawiśnięciem pomiędzy jedną chwilą, a drugą. Jak poranek w sobotę, w którym brzmienie ciszy zza okna jest perfekcyjnym uzupełnieniem muzyki sączącej się w salonie. Albo odwrotnie. Nie ma znaczenia.

Wyróżnienie jakiegokolwiek z nagrań byłoby naruszeniem granicy. Ta płyta to całość, mistycznie wręcz oplatająca słuchacza z każdym kolejnym przesłuchaniem. Zaczyna się tak, jak powinna się zacząć – od symfonicznych pasaży i śpiewu doudouka, a kończy … teraz wydaje mi się, że jest to jedyny możliwy sposób – wokalizą Nustat Fateh Ali Khana. Którego przedstawiać nie trzeba, prawda?

Co mają robić ci, którzy nie mają ciszy za oknem? Ech, niech posłuchają Songs From A World Apart. Będą choć przez chwilę mogli poczuć muśnięcie lepszego świata na twarzy. 
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.